Karol Wasiek: Marcinie, to nie czas na kończenie kariery (komentarz)

Newspix / Artur Marcinkowski / Na zdjęciu: Marcin Gortat
Newspix / Artur Marcinkowski / Na zdjęciu: Marcin Gortat

Dwa ostatnie mecze w wykonaniu Marcina Gortata dały jasną odpowiedź na to, że jego czas w najlepszej lidze świata jeszcze nie minął. Doświadczony środkowy nadal jest wartościowym zawodnikiem na poziomie NBA. Nie ma lepszego ambasadora Polski w USA!

- To nie jest czas na kończenie kariery - sporo takich wpisów pojawiło się w sieci po niedzielnym spotkaniu Los Angeles Clippers z Orlando Magic (106:96), w którym Marcin Gortat był jednym z lepszych zawodników. - Flirtował z triple-double - rzucił na antenie Canal+ Wojciech Michałowicz.

Faktycznie Polakowi niewiele zabrakło do tego osiągnięcia. 34-letni zawodnik uzyskał 8 punktów, 10 zbiórek, a także 6 asyst. Pokazał swoją wszechstronność. To, z czego słynie i za co go chwalą trenerzy w NBA. - Lubię sposób jego gry. Ta noc była dla niego bardzo ważna i bardzo to szanuję - stwierdził Doc Rivers.

On sam musiał się przekonać do Gortata. W pierwszych miesiącach współpracy różnie się między nimi układało. Nie było co prawda zgrzytów i konfliktów, ale polski środkowy na dużą liczbę minut nie mógł liczyć. O grze w czwartej kwarcie mógł jedynie pomarzyć. - Moja sytuacja nie jest prosta - tłumaczył Polak, który mimo wszystko cały czas ciężko pracował na zaufanie Riversa.

Przełamanie przyszło w piątkową noc w Phoenix, czyli na terenie byłego pracodawcy Gortata. Tam Polak zawsze czuł się fantastycznie, do dzisiaj kibice pamiętają jego dwójkowe zagrania ze Steve'em Nashem. - To najlepszy rozgrywający, z którym grałem - powtarza Polak. Przeciwko Suns Gortat zagrał najlepsze zawody w sezonie, zdobywając 18 punktów (8/10 z gry) i notując 13 zbiórek. Dla łodzianina było to 229. w karierze double-double, ale dopiero pierwsze w bieżących rozgrywkach.

Te dwa spotkania dały jasną odpowiedź na to, że jego czas w najlepszej lidze świata jeszcze nie minął. Co prawda nie zawsze może pochwalić się wielkimi osiągnięciami statystycznymi, ale one nie są najważniejsze w jego przypadku.

Ten, kto trochę śledzi i interesuje się koszykówką, ten wie, że Gortat robi świetną robotę, której w statystykach nie widać: uprzykrzanie życia mocniejszym rywalom pod koszem, stawianie zasłon. Koledzy lubią z nim współpracować. Wiedzą, że mogą na niego liczyć na parkiecie. Mocne i twarde zasłony Gortata otwierają im pozycje do rzutu. Atutem 34-letniego środkowego jest też to, że potrafi ściąć pod kosz i samemu załadować piłkę do kosza po otrzymaniu podania.

Gortat dba także o atmosferę w szatni. Zorganizował ostatnio spotkanie, na którym zawodnicy i trenerzy Clippers mogli przekonać o... wyjątkowości polskiej kuchni. Paweł Stalmach z Fundacji Gortata zdradził mi, że wszyscy byli pod wrażeniem pierogów. Danilo Gallinari tak się nimi zajadał, że pytał nawet o możliwość wzięcia ich na wynos.

Głosy o końcu przygody Gortata z NBA są przedwczesne. Doświadczony środkowy nadal jest wartościowym zawodnikiem na poziomie najlepszej ligi świata. Poza tym robi świetną robotę poza parkietem. - To nasz najlepszy ambasador w USA - nie mogą się go nachwalić znane osobistości. "Polski Dzień" w Los Angeles wypadł znakomicie. Na trybunach zasiadło około 1500 polskich kibiców, co stanowi rekord polonijnej publiczności na meczu NBA. Czekamy na więcej!

Zobacz więcej tekstów autora

ZOBACZ WIDEO Boruc pokonany trzykrotnie! Bournemouth poza Pucharem Anglii [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: