Suzuki Puchar Polski. Stal w półfinale. Mateusz Kostrzewski: Nasi prezesi to sportowi wariaci

Newspix / Weronika Kuzma / Na zdjęciu: Mateusz Kostrzewski (z piłką)
Newspix / Weronika Kuzma / Na zdjęciu: Mateusz Kostrzewski (z piłką)

Mecz Stelmetu Enei BC z Arged BM Slam Stalą (64:71) nie porywającym widowiskiem. Jednym z obrazków tego spotkania byli szalejący prezesi "Stalówki" za ławką zespołu. - To sportowi wariaci - mówi Mateusz Kostrzewski, skrzydłowy wicemistrza Polski.

29-letni Mateusz Kostrzewski był jednym z architektów zwycięstwa Arged BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski nad Stelmetem Eneą BC Zielona Góra w ćwierćfinale Suzuki Pucharu Polski. Koszykarz zdobył 14 punktów (6/11 z gry, 2/2 za jeden) i był najskuteczniejszym graczem "Stalówki".

Kostrzewski, który do Ostrowa trafił z Anwilu, zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę w zespole. Nie ukrywa, że potrzebował takiego spotkania na przełamanie, które pozwoli mu się odblokować.

- Brakuje mi rytmu meczowego. Nie ukrywam, że na początku pobytu w Ostrowie Wielkopolskim byłem nieco zablokowany. Mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki i będę przydatny dla zespołu - mówi otwarcie.

ZOBACZ WIDEO Fabiański przerwał hegemonię Lewandowskiego. "Wynik rozczarowania. To był fatalny rok"

To jego efektowny wsad w końcówce meczu dał dodatkową energię "Stalówce" i tym samym podciął nieco skrzydła Stelmetowi, który w czwartej kwarcie zdobył zaledwie... dziewięć punktów. - Wsad, blok czy trafiony rzut z dystansu w kontrataku to są takie akcje, które potrafią poderwać zespół i dać dodatkowy impuls do walki z rywalami - przyznaje Kostrzewski.

Zobacz także: Jest kolejny Polak w Arce Gdynia. Bartłomiej Wołoszyn powalczy o mistrzostwo

- Byliśmy dobrze przygotowani do meczu. Wiedzieliśmy, jak mamy grać na pick&rollach, kogo podwajać, a kogo "odpuszczać" na dystansie. Mieliśmy plan, który został w 100 procentach zrealizowany - podkreśla.

W poczynaniach koszykarzy Arged BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski było widać dużo sportowej złości. Ostatnia, niespodziewana porażka z MKSem Dąbrowa Górnicza (76:82) mocno ich podrażniła.

- Z MKSem zagraliśmy fatalnie w obronie. Po spotkaniu oglądaliśmy wideo, na którym trenerzy pokazali nam wszystkie błędy. Było tego naprawdę sporo. Było nad czym pracować. Cieszymy się, że następny mecz przyszedł tak szybko. Każdy był spragniony i skoncentrowany - zauważa Kostrzewski.

Nie ma jednak co ukrywać, że czwartkowy mecz w Arenie Ursynów nie był wielkim widowiskiem. Jednym z obrazków tego spotkania byli na pewno szalejący prezesi "Stalówki" za ławką zespołu. Paweł Matuszewski i Marcin Napierała znani są z tego, że bardzo emocjonalnie podchodzą do wydarzeń boiskowych. Krzyczą, dopingują, fetują każdy zdobyty punkt. Jak na to reagują zawodnicy? - Nasi prezesi to sportowi wariaci, których słychać nawet poza halą. To bardzo pozytywni ludzie, którzy oddaliby serce za drużynę - odpowiada Mateusz Kostrzewski.

- Słyszymy ich na każdym meczu. To co robią nas buduje, bo to ludzie z wielką pasją. Oni tym żyją, wkładają w to swoje pieniądze, więc rozumiem, że reagują bardzo żywiołowo - tłumaczy z kolei kapitan Michał Chyliński.

Zobacz także: Plaga kontuzji w Arce Gdynia. Gwiazda ligi nie zagra w Warszawie

Źródło artykułu: