Kris Dunn, obecnie podstawowy rozgrywający Chicago Bulls, to człowiek dla którego koszykówka stała się sposobem na życie już we wczesnym dzieciństwie.
Nie jest on co prawda jednym z czołowych zawodników ligi, jednak jego koleje losu zdecydowanie należą do najciekawszych.
Jak wielu zawodników NBA, zmagał się on od najmłodszych lat z przeciwnościami losu, dorastając w patologicznej sytuacji. Nie znał swojego ojca, a gdy miał 9 lat, jego matka Pia trafiła do więzienia na blisko rok. Nie oznacza to jednak, że ojciec, John Seldon, porzucił ich. Przeciwnie - w tym przypadku, Seldon twierdzi, że wiele lat spędził, próbując odnaleźć Krisa oraz jego 5 lat starszego brata Johna juniora. Pewnego dnia (gdy Kris miał niecały rok) matka postanowiła zabrać ich ze sobą i wyjechać z rodzinnego New London w stanie Connecticut, do Alexandrii w Virginii, nie mówiąc nic ojcu, ani nie pozostawiając żadnych informacji. Udało mu się to dopiero wówczas, gdy spotkał się ze swoim starszym synem, po tym, jak ten został wysłany do ojca przez matkę w nadziei, że ten kupi synowi ubrania, na które jej nie było stać.
Gdy Pia Dunn otrzymała niemal roczny wyrok za kradzież i znalazła się za kratami, ojciec przejął prawną opiekę nad synami, do których dotarł za sprawą rozmowy telefonicznej z jednym z trenerów Krisa. Przez pewien czas w tym okresie, Kris i John jr zmuszeni byli jednak zarabiać na własne życie, pomimo tego, że obaj byli jeszcze dziećmi. Kris rozgrywał pojedynki koszykarskie o 20 dolarów za mecz (co pozwoliłoby na zakup żywności lub jakichkolwiek rzeczy koniecznych do życia) nawet ze sporo starszymi przeciwnikami, a gdy zdarzyło mu się przegrać, zmuszony był niekiedy uciekać lub bić się, gdyż często nie miał pieniędzy, dzięki którym mógłby zwrócić zwycięzcy należność. Oprócz tego, wraz z bratem parali się także hazardem, który mógł być kolejnym źródłem dochodu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nowa pasja Lindsey Vonn. Idealna dla niej
Kris wspomina, że w pierwszej chwili po zobaczeniu dwóch mężczyzn, dobijających się do drzwi mieszkania, w którym przebywał wraz z bratem, próbował zrobić wszystko, by nie wpuścić ich do środka, lecz wówczas brat oznajmił mu, że jeden z nich to ich ojciec. Przyznaje, że potrzebował ponad rok, aby zacząć zwracać się do Seldona jako "taty", gdyż sam fakt nagłego poznania go był dla Dunna wielkim zaskoczeniem.
Ojciec pomagał Krisowi także w jego karierze futbolisty - w ósmej klasie nasz bohater zaczął bowiem przejawiać wielki talent w tej dyscyplinie sportu. Seldon był wówczas asystentem trenera futbolu amerykańskiego w szkole, sam miał za sobą przeszłość gwiazdy na poziomie szkoły średniej, zachęcał syna do tego sportu. Miał swój wkład w jego rozwój jako sportowca m.in. za sprawą tego, że sprawił, iż Kris trenował na siłowni pięć dni w tygodniu, co w połączeniu z jego wrodzonym atletyzmem, miało ogromny wpływ na rozwój jego późniejszej kariery także jako koszykarza. Nie tylko w ten sposób, że zwiększyło jego fizyczne możliwości, lecz również wpoiło mu świadomość konieczności ciężkich treningów i rozwinięcia etyki pracy, niezbędnych dla kogoś, kto marzył o zawodowym uprawianiu sportu.
Współpraca ojca z synem nie przebiegała jednak bez problemów, gdyż Seldon nalegał, by Dunn poświęcił się futbolowi, dostrzegając jego talent do tej dyscypliny, mając nadzieje, że Kris pójdzie w jego ślady. Dunn przyznaje jednak, że kochał koszykówkę bardziej niż futbol. Z powodu decyzji Dunna nie rozmawiali nawet przez dwa tygodnie, jednak ostatecznie ojciec zaakceptował jego wybór i nadal stanowił dla syna wsparcie.
Matka Krisa zmarła w 2013 roku, w wieku 50 lat, co on sam bardzo mocno przeżył, jak mówi: przez dwa tygodnie nie mogłem się do nikogo odzywać, potrzebowałem pobyć w samotności, miałem w sobie tak wiele bólu i agresji, że nie wiedziałem co z tym zrobić. Miało to wpływ na jego decyzję o pozostaniu na uczelni Providence o rok dłużej niż mogło to mieć miejsce gdyby nie śmierć matki. Gdyby nadal żyła, możliwość zarobienia niewyobrażalnych z ich punktu widzenia pieniędzy, byłaby zbyt wielką pokusą, aby pozostać w college'u i odłożyć perspektywę wielkiego zarobku o co najmniej rok.
W początkach kariery na uczelni Providence, Dunn zmagał się z kontuzjami barku. Przeszedł operacje w czerwcu 2012, a następnie grudniu 2013 - ta druga zmusiła go do opuszczenia niemal całego sezonu rozgrywek akademickich, rozegrał wówczas jedynie 4 mecze. Grudzień 2013 roku był szczególnie trudnym okresem jego życia, gdyż to wówczas zmarła jego matka. Jak sam przyznaje. - Kocham swoją mamę oraz koszykówkę, a te dwie rzeczy zostały mi wtedy odebrane - byłem zdruzgotany. To zmieniło moje postrzeganie życia - nawet kiedy świeciło słońce, mi wydawało się, że jest ciemno. Moje życie straciło wówczas sens.
Ogromnym wsparciem dla Dunna okazał się jego trener w drużynie uniwersyteckiej Providence Friars - Ed Cooley. Stał się on prawdziwym mentorem dla młodego zawodnika. Cooley sam miał podobne doświadczenia w dzieciństwie co Dunn, więc doskonale się rozumieli. Dunn zyskał wiele nadziei i wytrwałości za sprawą relacji z trenerem, pomogło mu to także stać się mądrzejszym człowiekiem i znaleźć sposób na konstruktywne wyładowywanie swoich frustracji, zamiast reagować agresją.
Dunn wrócił po kontuzji, grając dużo lepiej niż kiedykolwiek przedtem. Jego średnia zdobywanych punktów wzrosła trzykrotnie, stał się także jednym z najlepszych defensorów w NCAA. Zdobył dwa tytuły gracza roku w konferencji Big East pod rząd, w 2015 i 2016 roku, co znacząco wzmocniło jego pozycję przed draftem NBA. Ostatecznie został wybrany z numerem 5 w 2016 roku przez Minnesota Timberwolves, jednak nie odniósł tam sukcesów. Obecność Ricky'ego Rubio na pozycji rozgrywającego uniemożliwiła Dunnowi rozgrywanie większej liczby minut.
Wymiana między Bulls i Timberwolves, w której Dunn został oddany wraz z przyszłymi gwiazdami Bulls - Zachiem LaVine i Laurim Markkanenem, za dotychczasowego lidera drużyny z Chicago - Jimmy'ego Butlera, stała się dla Dunna prawdziwą szansą na pokazanie pełni swoich możliwości. W około 30 minutach gry, Dunn przez ostatnie dwa sezony notuje niemal 13 punktów, ponad 4 zbiórki, 6 asyst i prawie 2 przechwyty na mecz, i najczęściej wychodzi na parkiet w pierwszej piątce Bulls. Jego zespół znajduje się w chwili obecnej blisko dna ligowej tabeli, jednak tercet LaVine/Markkanen/Dunn wydaje się bardzo dobrze rokować na przyszłość (żaden z nich nie ma więcej niż 25 lat).
Czytaj także:
DeRozan po mistrzowsku powitany w Air Canada Centre
Damian Lillard: Nie sprzedam się dla mistrzostwa
Bohater tej opowieści za swojego koszykarskiego idola uznaje Rajona Rondo. Łatwo dopatrzeć się podobieństw pomiędzy nimi, pod względem szybkości, zwinności, nieustępliwości w obronie, twardości charakteru oraz zdolności do kreowania kolegów z drużyny w akcjach ofensywnych. Dunn wydaje się jednak mieć większy potencjał jeśli chodzi o zdobywanie punktów, gdyż posiada większy talent rzutowy. Wydaje się, że współpraca z trenerem, który niegdyś był wysokiej klasy rozgrywającym w NBA, jakim był Doc Rivers w początkach kariery Rondo w Celtics, mogłaby bardzo pozytywnie wpłynąć na rozwój Dunna jako zawodnika. Wiedząc, przez co przeszedł w swoim życiu Dunn, wypada życzyć mu sukcesów. On sam twierdzi, że krytyka ze strony innych, dotycząca jego koszykarskich występów, nie ma na niego żadnego wpływu.
- Przeszedłem w życiu przez więcej przeciwności niż ludzie, którzy piszą o mnie negatywne rzeczy. Wiem, co jestem w stanie dać swojej drużynie. Już wielokrotnie mogłem się do tej pory załamać, jednak postanowiłem pracować jeszcze ciężej, bo w życiu nie jest tak, że wszystko idzie po twojej myśli, dlatego musisz walczyć. Nie narzekaj, tylko znajdź inne wyjście z niekorzystnej sytuacji - mówi. Jak dodaje, w Chicago czuje się bardziej komfortowo, gdyż spoczywa na nim mniejsza presja. To wzmocniło jego pewność siebie, czego efekty widać obecnie w jego grze.