[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To brzmi nieprawdopodobnie, ale powrót Michała Ignerskiego do Anwilu Włocławek stał się faktem. Jak do tego doszło?[/b]
Igor Milicić, trener Anwilu Włocławek: Przed zbliżającą się fazą play-off, w obliczu sytuacji w zespole, zadzwoniłem kolejny raz do Michała Ignerskiego. Widziałem, że w ostatnim czasie wrócił do grania. I tak naprawdę podczas rozmowy podjąłem decyzję, że nie możemy go stracić. To sytuacja win-win dla każdej ze stron. Michał uświadomił mnie, że przyjeżdża tutaj po to, żeby pomóc drużynie, a nie zaburzać hierarchię. To bardzo istotne.
Lubi pan ryzyko?
Generalnie nie. Lubię ryzykować tylko wtedy, gdy przemawia na moją korzyść.
Pytam, bo niedawno wymienił pan trzech zdrowych zawodników na dwóch graczy po poważnych urazach. Ryzyko?
Ale to pan twierdzi, że ta trójka zawodników była zdrowa i gotowa do gry na maksymalnych obrotach. Tak naprawdę wymieniłem... jednego w pełni zdrowego koszykarza.
ZOBACZ WIDEO: KSW 47: Marcin Wrzosek wkurzony na sponsorów. Nie przebierał w słowach!
Mimo wszystko na dwóch, którzy dopiero co wrócili do gry.
Tak, to prawda, ale kontuzje to nieodłączny element sportu. Ivan Almeida, gdy do nas przychodził we wrześniu 2017 roku, także był po kontuzji nadgarstka.
Można mówić o przebudowie zespołu, gruntowanej zmianie filozofii?
Nie. To są za mocne słowa. Uznaliśmy, że tamten skład nie był wystarczający na najważniejsze mecze. Co prawda gra zespołu była solidna, ale nie dawała nam tego, czego oczekiwaliśmy. Za wszelką cenę, pozostając oczywiście w ramach budżetu, spróbowaliśmy dokonać takich korekt, żeby uzyskać oczekiwany efekt. Chodziło o tę jakość, której nam wcześniej brakowało.
Brakowało wyraźnego lidera?
Nie chodziło o lidera. Inne elementy miały znaczenie. Brakowało nam zawodników, którzy mogą na swoich pozycjach zrobić przewagę.
Zobacz także: Prezes Matuszewski dotrzymał słowa. Wielki transfer wicemistrza Polski
Zgodzę się, że Almeida taką przewagę może zrobić, ale Czyż? Tutaj mam spore wątpliwości.
Wierzymy, że ma chęć udowodnienia czegoś. To jest niesamowity walczak. Co prawda miał długą przerwę, ale w jego grze można dostrzec sporo walorów. Ma dobry rzut z dystansu, potrafi agresywnie zaatakować strefę podkoszową. Poza tym ma polski paszport, a my mieliśmy z tym problem na pozycji numer cztery. Wszystkie zmiany były zależne od siebie. Gdyby jedna się nie powiodła, to w ogóle nie doszłoby do roszad w składzie.
Na razie jednak częściej siedzi na ławce rezerwowych niż przebywa na parkiecie.
Olek jest w trakcie adaptacji do reżimu treningowego, rytmu meczowego. Jeżeli będzie zdrowy, to będziemy mieli z jego gry dużo pożytku.
Z którym zawodnikiem z tej "trójki" było panu najtrudniej się rozstać?
Żałuję każdego zawodnika, z którym musiałem się rozstać. Proszę mi wierzyć, że to są bardzo trudne decyzje. Każdego gracza, którego mam w składzie, uważam za najlepszego na świecie. Z różnych względów musieliśmy dokonać pewnych korekt w składzie. Uważam, że te roszady wyjdą dobrze dla każdej ze stron.
Coś w tym jest. Mateusz Kostrzewski został MVP Pucharu Polski, Marković szaleje w Rumunii, a Mihailović nieźle sobie radzi w Tsmokach.
To nie jest dla mnie żadne zaskoczenie. Każdy z tych zawodników jest wartościowy, posiada spore umiejętności. Gdyby było inaczej, to nie trafiliby do Anwilu Włocławek. Niestety tak się złożyło, że musieliśmy się z nimi rozstać.
Ostatnio powiedział pan, że z tym składem osiągnąłby lepszy wynik w Basketball Champions League. Zaskakujące stwierdzenie.
Oczywiście to jest gdybanie, ale swojego zdania nie zmieniam. Warto zauważyć to, że gdybyśmy z tym składem przeszli cały okres przygotowawczy, to ta nauka systemu całego zespołu trwałaby krócej, bo tylko Olek Czyż nie znał zasad. Almeida był z nami cały rok, więc zdążył wszystko przyswoić.
Janusz Jasiński ostatnio w rozmowie z WP SportoweFakty stwierdził z kolei: "Jestem pełen podziwu dla Anwilu za bardzo odważny ruch na rynku transferowym. Postawili wszystko na jedną kartę, choć osobiście uważam, że Anwil do momentu zmian grał dobrą koszykówkę. Było trochę klocków do poukładania, ale drużyna była zbudowana wg. jakiegoś pomysłu, schematu" Co pan na to?
Każdy ma prawo do oceny sytuacji. Szanuję zdanie każdej osoby, ale... proszę mi wierzyć, że ludzie na zewnątrz nie wiedzą, co dzieje się w samym zespole. Tak jak ja nie znam motywacji ostatnich transferów Stelmetu, tak pan Jasiński lub ktokolwiek inny nie może wiedzieć do końca czym my kierowaliśmy się, przy podejmowaniu naszych decyzji.
To pana denerwuje, że tak często ludzie mówią i analizują sytuację w Anwilu?
Absolutnie mi to nie przeszkadza. "Wyleczyłem" się z tego dwa lata temu po porażce z Czarnymi Słupsk. Czasami mam jedynie trochę żalu do naszego, włocławskiego otoczenia. Tutaj chodzi o sztab trenerski, zawodników, sponsorów, właścicieli i kibiców. Jesteśmy zbyt aroganccy, nie szanujemy tego, co mamy. Zaczynając ode mnie. Zdarza się, że niezależnie nawet od wyniku, to zawsze szukamy czegoś negatywnego. Musimy zmienić myślenie, trzymać się razem w każdej sytuacji.
Przede wszystkim patrzeć pozytywnie na to, co mamy w tym momencie. Podam tylko przykłady PGE Turowa, Czarnych i Śląska. Te kluby praktycznie zniknęły z koszykarskiej mapy. My nadal walczymy o mistrzostwo Polski i należy się z tego powodu cieszyć. Jeśli inni chcą w nas uderzać, niech to robią, ale my musimy wspierać się i trzymać w każdym momencie. Sami nie możemy się nakręcać negatywami.
Ostatnio wystąpił pan w podcaście, w którym opowiadał o pomysłach taktycznych w Basketball Champions League. Czy to nie jest tak, że w Europie bardziej doceniają Anwil niż w Polsce?
Nie jestem zadowolony z wyniku, który osiągnęliśmy, bo liczyłem na dużo więcej. Jesteśmy jednak bardzo dobrze odbierani w Europie i na świecie. O tym niech najlepiej świadczy fakt, że ceniony trener z USA chciał porozmawiać o naszej taktyce. To duży komplement dla całego Anwilu Włocławek.
Zobacz także: Kilka klubów go chciało, ale on wykazał lojalność wobec trenera. Mathieu Wojciechowski: Nie chciałem odchodzić