Pasjonująca walka o mistrzostwo Polski. Przemysław Frasunkiewicz: Pięć zespołów ma po 20 procent szans na złoto

- Nie lubię uciekać w banały i lać wody. Ile można to robić? Nie można cały czas wymijająco odpowiadać na niewygodne pytania. Walka o złoto? Pasjonująca. Daję pięciu zespołom po 20 procent szans - mówi Przemysław Frasunkiewicz, trener lidera EBL.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
trener Frasunkiewicz Newspix / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: trener Frasunkiewicz
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Arka ze świetnym bilansem 21:3 jest liderem Energa Basket Ligi, ale już w lutym mogła cieszyć się z pierwszego trofeum w tym sezonie. W finale Pucharu Polski przegraliście jednak z Arged BM Slam Stalą. Czy ten mecz jest nadal w waszej pamięci? Przemysław Frasunkiewicz, trener Arki Gdynia: Nie, nie ma sensu tego rozpamiętywać. Zawodnicy dali z siebie 100 procent. Rzuciliśmy wszystkie siły na parkiet w tym spotkaniu.

Zaczęliśmy ten turniej w piątek i krótka rotacja odbiła się na naszym zespole. To oczywiście nie umniejsza sukcesu rywali. Niestety popełniliśmy za dużo prostych błędów, które w konsekwencji kosztowały nas zwycięstwo. Tego dnia drużyna Arged BM Slam Stali była od nas silniejsza.

Wtedy mocno Arkę pokarał Mateusz Kostrzewski, który zdobył 21 punktów. Nie umieliście znaleźć na niego recepty. Pamiętam, że po finale mówiło się, że trener Kamiński przechytrzył taktycznie trenera Frasunkiewicza. Tak było?

Wszyscy mają nam za złe, że nie umieliśmy zareagować na popisy Kostrzewskiego. Zgodzę się z tym, że mogliśmy w kilku sytuacjach użyć faulu i postawić go na linii rzutów wolnych. A on w całym meczu... oddał zaledwie jeden rzut osobisty. To był nasz błąd.

Zobacz także: Filip Dylewicz: Ignerski? Jedyny gracz, przed którym czułem respekt

Zostając w temacie Kostrzewskiego. Czy on wcześniej był w orbicie zainteresowań Arki Gdynia?

Gdy zaczęliśmy myśleć o wzmocnieniach, to na naszej liście było wielu zawodników. Kostrzewski też był w kręgu zainteresowań. Sondowaliśmy temat jego zakontraktowania, ale ostatecznie postawiliśmy na Ginyarda i Wołoszyna, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Sporo wolnych miejsc na PGE Narodowym. Ceny biletów na mecze kadry zbyt wysokie?

To prawda, że po finałowym spotkaniu z Arged BM Slam Stalą wysłał pan długiego sms-a z gratulacjami do trenera Kamińskiego?

Tak. Uważam, że po takim sukcesie należy pogratulować drugiej stronie, zwłaszcza, że drużynę prowadzi polski trener. Ciekawostką jest fakt, że w półfinale Pucharu Polski było czterech Polaków. Fajna sprawa. Jako szkoleniowiec i jako kibic zawsze jestem za polskimi trenerami. Cieszę się, gdy odnoszą sukcesy.

Ginyard i Wołoszyn byli numerami jeden na liście transferowej?

Po wstępnej selekcji oni byli na szczycie naszej listy, ale z różnych względów nie udało nam się tych transferów wtedy sfinalizować. Śmiałem się wraz z asystentami, że znając nasze szczęście, to pewnie historia zatoczy ogromne koło i jeden i drugi w końcu u nas wylądują. I tak też się stało.

Skąd pomysł na Ginyarda, który do Arki trafił z ligi rumuńskiej?

Znam go od wielu lat. To bardzo wszechstronny zawodnik, który sporo potrafi zrobić na boisku. Można go nazwać koszykarzem od wszystkiego. Jest bezkonfliktowy, bardzo łatwo wprowadzić go do zespołu w połowie sezonu. I to był bardzo ważny aspekt, bo trzeba pamiętać o tym, że dobieranie zawodników w trakcie rozgrywek wiąże się z dużą odpowiedzialnością i ryzykiem. Trzeba wziąć takich graczy, którzy w pełni rozumieją swoją rolę.

Nie chcieliście dobrać gracza wiodącego?

Nie, bo liderów już mamy. Nowi liderzy w ataku nie są już nam potrzebni. Ale taki Ginyard i Wołoszyn mogą być liderami od "czarnej roboty".

Choć pojawiła się taka dyskusja, czy nie lepiej było zakontraktować jednego gracza, ale za to mega konkretnego - takiego w stylu Ivana Almeidy.

Odpowiadam: Nie! Nie potrzebowaliśmy lidera. W naszej wizji założyliśmy sobie zakontraktowanie dwóch zawodników, którzy umieją grać na różnych pozycjach i potrafią zrobić różne rzeczy dla zespołu. Oni obaj umieją zdobywać punkty seryjnie na różny sposób, posiadają także zdolność wykreowania komuś czystej pozycji do rzutu i twardo pracują w defensywie.

Czy da się wygrać mistrzostwo Polski opierając się głównie na rzutach z dystansu?

Wiem, że ludzie często o tym mówią, ale ja powtórzę: Arka nie opiera swojej gry tylko na rzutach za trzy punkty. Tylko z drugiej strony, co jest złego w rzutach z dystansu? Jeśli ktoś nam daje czyste pozycje, to dlaczego mamy z nich nie korzystać? Mamy taką zasadę, że nasze rzuty muszą być poprzedzone dobrym atakiem. Jest balans między swobodą i taktycznymi obwarowaniami.

Najcelniejszym stwierdzeniem byłoby to, że umiemy się dopasować do przeciwnika. Jeżeli jest to zespół bardzo dobrze ułożony taktycznie, to staramy się grać nieco bez kontroli. Jeżeli ktoś gra szybciej, to my staramy się zwolnić. Umiemy zagrać na różne sposoby.

Jaki jest ten balans między swobodą a taktyką?

30 do 70. Ufam zawodnikom. Myślę, że to im pomaga podejmować dobre decyzje na boisku.

Taki styl na pewno pomaga Jamesowi Florence'owi, który w ostatnich miesiącach stał się pierwszoplanową postacią Arki, choć na początku sezonu był przez wielu zwalniany.

Były słowa krytyki pod jego adresem, ale za każdym razem powtarzałem, że James był po ciężkiej kontuzji. Pół roku nie grał w koszykówkę, dlatego musieliśmy trochę poczekać na jego powrót do formy. Nasz udział w EuroCupie spowodował, że nie było za dużo czasu na regularne treningi. Dochodzenie do dyspozycji poprzez mecze jest dość trudne. Teraz jednak James udowadnia swoją wartość. Pokazuje nieprzeciętne umiejętności. Ale jego prawdziwą wartość poznamy dopiero w fazie play-off.

Żartobliwie można powiedzieć, że dla niego mecze mogłyby się zaczynać od czwartej kwarty.

James za bardzo wziął sobie do serca te słowa, że nie jest rozgrywającym. Walczę z nim, żeby był agresywny od samego początku. On chce podawać piłkę, udawać trochę Johna Stocktona. A to nie jest taki profil zawodnika. Choć to dobrze o nim świadczy, bo chce uruchomić wszystkich kolegów. Gdy widzi, że inni nie robią użytku z jego podań, to bierze ciężar odpowiedzialności na swoje barki i sam zaczyna punktować. Wykonuje świetną robotę dla zespołu.

Na konferencjach prasowych nie unika pan kontrowersyjnych wypowiedzi, za które później się panu trochę obrywa. To taka zaplanowana strategia?

Ja nic nie planuję, ale też nie lubię uciekać w banały i lać wody. Ile można to robić? Nie można cały czas wymijająco odpowiadać na niewygodne pytania. Chyba po to są te konferencje prasowe, żeby coś się na nich działo. Wiadomo, że jeśli powie się coś niezgodnego z ogólnym trendem, to będzie uznane to za coś kontrowersyjnego. Często tak się dzieje, bo staję w obronie zawodników, ale nigdy nikogo nie krytykuję i nie obrażam.

Jak pan widzi ligową hierarchię? Kto ma największe szanse na zdobycie mistrzostwa?

Jest pięć zespołów, które powalczą o złoto. Każdemu daję po 20 procent. Spojrzałbym na rywalizację poszczególnych drużyn. Niektóre ekipy innym leżą bardziej, a niektóre mniej. Uważam, że to będzie kluczowe w fazie play-off.

Podobno Arce leży Anwil.

To pokazują cyfry. Wygraliśmy trzy mecze w tym sezonie.

Można mówić, że macie na nich sposób?

Przeciwko Anwilowi często zmieniamy krycie w obronie. Poza tym z tak systemową drużyną nie możemy sobie pozwolić na szachy. Często decydujemy się na nieustawiane akcje, zawodnicy mają wolną rękę. Tylko powtórzę jeszcze raz: w play-off jest zupełnie inne granie niż w sezonie zasadniczym.


Zobacz także: Karol Wasiek: Stelmet Enea BC w VTB? Kompletnie nieudana misja (komentarz)

Która drużyna zdobędzie mistrzostwo Polski w sezonie 2018/2019?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×