Decyzja o zatrudnieniu Marcina Stefańskiego była zaskakująca, ale i niezwykle ryzykowna. Prezes Marek Wierzbicki postawił wszystko na jedną kartę.
Stefański zastąpił słabo spisującego się Fina Jukkę Toijalę i miał tchnąć nowego ducha w rozbitą drużynę Trefla. - Potrzebny był nowy bodziec - mówił po czasie szef sopockiego klubu.
Trzeba oddać Stefańskiemu, że świetnie spisał się w roli strażaka. Choć on sam deklaruje, że nie czuje się jeszcze w pełni trenerem, to udało mu się podnieść zespół w trudnym momencie.
Zobacz także: Marcin Gortat nie zmienia zdania. Mówi "nie" reprezentacji Polski
ZOBACZ WIDEO Osiem tysięcy biegaczy pobiegło w szczytnym celu w Wings for Life w Poznaniu. Ścigał ich Adam Małysz
Zawodnicy zaczęli walczyć i grać z większą rozwagą. Pod jego wodzą Trefl wygrał trzy spotkania i tym samym uniknął degradacji do I ligi (ostatni mecz w Koszalinie wygrał różnicą aż 35 punktów). Zespół stoczył też niezwykle zacięte boje ze Stalą i Arką, które rozstrzygały się w samych końcówkach.
- Często zadawałem sobie pytanie, dlaczego ta drużyna jest tak nisko w tabeli. Od kiedy przejąłem zespół zagraliśmy słabo tylko w meczu w Lublinie. Szkoda, że nie udało się wygrać z Kingiem Szczecin, bo nas los musiał zależeć od kogoś innego. Najważniejsze, że na koniec to my mieliśmy trochę szczęścia - mówi Stefański, któremu w utrzymaniu pomógł... zespół z jego rodzinnego miasta. GTK Gliwice pokonało bezpośredniego rywala Trefla, Miasto Szkła 98:88. Tym samym to krośnianie spadli do I ligi.
Choć on sam nie chce mówić o poprzednich miesiącach i błędach, które zostały poczynione, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że nieszczęście Trefla zaczęło się już przed sezonem. Źle zbudowany zespół rzutował na późniejsze wyniki. Przede wszystkim zbyt duży akcent postawiono na strefę podkoszową.
Za duże pieniądze - jak na polskie warunki - pozyskano Pawła Leończyka i Milana Milovanovicia. O ile ten pierwszy spisywał się w miarę przyzwoicie, to Serb nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia. I nawet nie chodzi tutaj o boiskowe dokonania (choć w obronie prezentował się słabo), ale bardziej o komunikację w zespole i mowę ciała. Wiemy, że w klubie prowadzono z nim na ten temat liczne rozmowy, ale nie przyniosły one efektów. Milanović frustrował się, gdy nie dostawał piłek pod koszem i często miał pretensje do kolegów.
Fatalny był też wybór rozgrywającego. Choć Ian Baker ma niezłe CV, ale na przestrzeni całego sezonu nie pokazał cech przywódczych. Nie umiał pociągnąć za sobą drużyny, w trudnych momentach często się mylił.
W trakcie sezonu ratowano się kolejnymi transferami. Na kilka meczów zatrudniono Toney'ego McCray'a, ale ten ruch okazał się kompletną pomyłką. Stracono tylko pieniądze. Później doszło trio: Varanauskas-Flowers-Zagorac. Każdy z nich, mimo krótkiego pobytu, narzekał na kontuzje i opuścił kilka meczów.
- Uważam, że mieliśmy całkiem niezły skład, ale było za dużo zmian w trakcie sezonu. To nigdy dobrze nie wpływa na zespół i wyniki. Do tego doszły kontuzje. To był bardzo trudny sezon - podkreśla Stefański.
W klubie trwa szczegółowa analiza tego, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach. Popełniono sporo błędów, z których należy wyciągnąć odpowiednie wnioski. - Nie mamy prawa ponownie popełnić tego typu błędów i powtórzyć sytuacji, że do ostatniej chwili musimy obawiać się spadku. Trefl Sopot to zbyt silna marka w polskiej koszykówce, żebyśmy znów byli w dole tabeli - mówi prezes Wierzbicki (za treflsopot.pl).
W najbliższych dniach dojdzie do spotkania przedstawicieli Trefla Sopot z właścicielami klubu (firma Trefla i miasto Sopot). Podczas rozmów zostanie ustalony budżet klubu. Poruszona zostanie także kwestia pierwszego trenera. I tutaj wiemy, że są różne warianty. Kilka z osób decyzyjnych preferuje pozostawienie Stefańskiego, ale mocną opcją jest zakontraktowanie Jacka Winnickiego, który obecnie notuje znakomite wyniki w MKS-ie Dąbrowa Górnicza.
Trefl w tym momencie potrzebuje właśnie takiego trenera. Z charyzmą, doświadczeniem i sporym rozeznaniem na rynku. Winnicki odnosi świetne wyniki z MKS-em. Dotarł z nim do fazy play-off, mimo że w trakcie sezonu stracił... trzech zawodników. Odeszli, bo klub zalegał im z wypłatami.
Warto odnotować, że udało mu się zbudować zespół za relatywnie nieduże pieniądze (około 1,2 mln zł). W Sopocie są nieco większe środki, ale trzeba je umiejętnie zagospodarować, by w końcu osiągnąć sukces. Winnicki jest idealnym kandydatem. Problem w tym, że jego osobę... widzą także prezesi innych klubów (w trakcie rozgrywek mówiło się o transferze do BM Stal Stali).
Stefański wydaje się być z kolei idealnym kandydatem na... dyrektora sportowego. Potrafi rzetelnie ocenić umiejętności poszczególnych zawodników, ma także dobre kontakty z agentami. On sam także niejednokrotnie podkreślał, że widzi właśnie Winnickiego w roli pierwszego trenera. Duet Winnicki - Stefański powinien zaprowadzić porządek w sopockim klubie.
Trefl jest w takim miejscu, że musi otoczyć się specjalistami. Ostatnie lata dobitnie pokazują, że wyniki nie poszły za całkiem niezłymi pieniędzmi w budżecie. Kibice największe pretensje mają do Tomasza Kwiatkowskiego, menedżera ds. sportowych, który ich zdaniem odpowiadał za transfery w sopockim klubie. W Treflu bronią Kwiatkowskiego, przekonując, że jego rola przy transferach nie jest aż tak duża. - Zbiera oferty, rozmawia z agentami, ale finalne decyzje zawsze podejmował trener - słyszymy.
- Najpierw wybierzemy trenera, a następnie usiądziemy wspólnie ze szkoleniowcem do rozmów na temat transferów. Chcemy, żeby w nowym sezonie trener mógł w pełni podpisać się pod zbudowanym składem, uczestnicząc w wyborze zawodników. To szkoleniowiec będzie rekomendował koszykarzy, a następnie moją rolą staną się sprawy formalne i pilnowanie budżetu - podkreśla prezes Wierzbicki.
Ważne umowy na nowy sezon mają Paweł Leończyk, Damian Jeszke, a także Łukasz i Michał Kolendowie. Z wypożyczenia wracają też Jakub Motylewski i Maciej Żmudzki.
Zobacz także: Play-off EBL. Dla Stelmetu to nie nowość. MKS nie popada w hurraoptymizm