Czarni wracają do gry
Historia Czarnych Słupsk jest wszystkim kibicom doskonale znana. Rok temu drużyna ze względów finansowych musiała wycofać się z ekstraklasy. Długi i niesmak pozostały, jednak latem w Słupsku postawiono odbudować koszykówkę. Nowe rozdanie, nowi ludzie, z ogromną pasją i energią do pracy. PZKosz wyciągnął pomocną dłoń do STK Czarnych i pozwolono im występować w I lidze.
W mieście zapanowała euforia, jednak obecny sezon nie jest usłany różami. Nikt przed Czarnymi nie rozłożył czerwonego dywanu, tylko każda drużyna robiła wszystko, aby ich ograć. Po fatalnej pierwszej rundzie nikt na nich nie stawiał, jednak trener Mantas Cesnauskis odmienił drużynę. Na "dzień dobry", ekipa ze Słupska zanotowała serię siedmiu zwycięstw z rzędu. Awansowała do play-offów, a w półfinale toczy wielkie boje z faworyzowanym FutureNet Śląskiem Wrocław. Po czterech meczach w rywalizacji mamy remis 2:2. Ostatnie spotkanie w Słupsku (103:101) na długo zostanie w pamięci kibicom Czarnych.
- Powiem szczerze, to była prawdziwa wojna. Mecz opierał się głównie na wymianie ciosów w ataku, co pokazuje końcowy wynik. Dobrze wiedzieliśmy, że po sobotniej porażce kolejny mecz nie będzie lżejszy. W momencie, kiedy już było nie za ciekawie, nie zwątpiliśmy, robiliśmy dalej swoje i cieszymy się, że udało się dowieźć zwycięstwo do końca - mówi nam Adrian Kordalski.
ZOBACZ WIDEO Osiem tysięcy biegaczy pobiegło w szczytnym celu w Wings for Life w Poznaniu. Ścigał ich Adam Małysz
Wielką pracę zrobili także kibice, którzy licznie wypełnili halę "Gryfia" i stworzyli genialną atmosferę. - Kibice w Słupsku są niesamowici i będą cały czas. To jaki klimat panuje na hali zawdzięczamy tylko im. Dostaliśmy od nich zastrzyk nowej energii i niesieni głośnym dopingiem z trybun nieznacznie pokonaliśmy rywali - tłumaczy rozgrywający.
Niespodziewany bohater
23-latek jest jednym z największych wygranych tego sezonu. Już wcześniej w Zniczu Basket Pruszków pokazywał wielką formę, jednak w Słupsku zrobił kolejny krok do przodu w karierze. W play-offach gra jak prawdziwy weteran. Jego dorobek z ostatniego meczu - 37 punktów, dziewięć asyst i siedem zbiórek robi wrażenie. - Staram się robić to, co najlepiej potrafię a przy okazji mam trochę szczęścia w życiu. Otaczam się ludźmi, którzy wierzą we mnie i w mój sukces, a ja podchodzę do życia z pozytywnym nastawieniem i czerpie radość z gry całym sobą. Statystki wyglądają tak, a nie inaczej bo zarówno ja, jak i moi koledzy pracujemy na nasz wspólny sukces - tłumaczy Kordalski.
- Oprócz tego trener obdarzył mnie ogromnym zaufaniem i wiarą w moje umiejętności. W pojedynkę nie mógłbym tego osiągnąć, dlatego ciesze się, że to właśnie z takimi osobami tworzę drużynę i mam okazję współpracować - dodaje.
Zobacz także: Marcin Gortat nie chce wracać do kadry
Dla Kordalskiego są to prawdopodobnie ostatnie dni, tygodnie w I lidze. Jego forma najdobitniej pokazuje, że zasłużył na szansę w Energa Basket Lidze. Sam zawodnik bardzo ostrożnie podchodzi jednak do takich deklaracji. - Chce się rozwijać jako koszykarz i spróbować swoich sił gdzieś wyżej, ale nie chce się zbytnio nastawiać i myśleć o przyszłości. Skończy się ten sezon i zobaczymy, co będzie dalej - analizuje.
Ekstraklasa ponownie w Słupsku?
Czarni stoją przed wielką szansą awansu do finału I ligi. W środę w piątym meczu półfinału rozgrywek zagrają na wyjeździe z FutureNet Śląskiem Wrocław. Miasto Słupsk zasługuje, aby ponownie pojawić się wśród najlepszych drużyn w Polsce.
- Życie pisze różne scenariusze. Każdy z nas robi to, co najlepiej potrafi i chce zwyciężać w każdym meczu, ale jakiejś presji na awans nie mamy. Nikt się nie spodziewał takiego wyniku, jaki jest na chwilę obecną. Początek sezonu wiadomo, nie był dla nas udany i nie ma co do niego wracać natomiast jak widać potencjał, który drzemie w drużynie jest ogromny, tylko trzeba go odpowiednio wykorzystać - kończy Kordalski.
Choć to może kara za Grzegorza Schetynę? To on doprowadził Śląsk do tego miejsca porzucając go jak śmiecia i łapiąc kopaczy by wyżej się wybić politycznie. Szkod Czytaj całość