Miniony sezon był dla Żalgirisu Kowno najgorszym w ostatnich latach. Nie dość, że klub we wszystkich rozgrywkach krajowych musiał uznać wyższość odwiecznego rywala, Lietuvosu Rytas Wilno, to jeszcze przez kilka miesięcy majaczyło nad nim widmo bankructwa. Z powodów finansowych, które zaczęły się na przełomie października i listopada, zespół opuściła trójka graczy zagranicznych: Marcus Brown, Willie Deane oraz Loren Woods. Tym samym zagroziło kilku koszykarzy rodzimych, a bogate eopejskie drużyny z premedytacją oferowały im sowite kontrakty.
Najlepiej w tym zamieszaniu odnalazł się 23-letni Mantas Kalnietis, podstawowy rozgrywający Żalgirisu. Litwina do swojego zespołu chcieli ściągnąć włodarze Benettonu Treviso, gdyż wartościowego gracza widział w nim trener Oktay Mahmuti. Obie strony szybko dogadały się co do trzyletniej umowy, z tym, że koszykarz miał przenieść się na Półwysep Apeniński dopiero od sezonu 2009/2010. Minęło jednak kilka miesięcy, a sytuacja zmieniła się diametralnie.
Żalgiris, za sprawą nowego właściciela, stopniowo wychodzi z kłopotów finansowych i już zapowiedział, że będzie chciał zatrzymać większość litewskich graczy w swoim zespole. Kwestia ta dotyczy również Kalnietisa, któremu zaproponowano nową umowę. Zawodnik zaś stwierdził, że o wiele bardziej chciałby pozostać drużynie z Kowna, niż ją opuszczać. - Bardzo bym chciał być w dalszym ciągu podstawowym graczem Żalgirisu. To jest mój klub i moje miasto. Tutaj mieszka cała moja rodzina i wszyscy znajomi, a zespół wykaraskał się z problemów i ponownie będzie grał w Eurolidze - tłumaczy za pośrednictwem swojej agencji Litwin.
Mimo chęci Kalnietisa by pozostać w swoim rodzinnym kraju, w tej sytuacji od niego samego nie zależy nic, z czego świetnie sam zdaje sobie sprawę. - Wiem, że nic nie mogę zrobić. Wiem też, że to Benetton zadecyduje, bo przecież z nimi w lutym podpisałem kontrakt - mówi 23-latek, dodając po chwili - Na moje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że kiedy wiązałem się z Benettorenm, przyszłość Żalgirisu rysowała się w czarnych barwach. I choć wielkie problemy były w trakcie sezonu, nie zdecydowałem się na automatyczne przejście do Treviso, choć Włosi nalegali bym już w lutym przystał na definitywny transfer. Ja powiedziałem nie, bo pragnąłem być honorowy wobec Żalgirisu. Wtedy nawet nie przypuszczałem, że w lato wszystko się zmieni - załamuje ręce Kalnietis.
Włodarze włoskiego zespołu zapowiedzieli, że wszystko zależy od nowego szkoleniowca. Jeśli ten nie będzie widział dla niesfornego Litwina miejsca w drużynie, wówczas nie będą robić mu problemów, jakkolwiek nie zamierzają zrezygnować z gracza za darmo. Ktoś (najprawdopodobniej sam zawodnik albo Żalgiris) będzie musiał pokryć koszty zerwania umowy.
- Jeszcze nic nie jest pewne. Najpierw zobaczę co postanowi Benetton. Jeśli stwierdzą, że chcą mnie w zespole, pojadę do Treviso i będę pracował na treningach tak ciężko, jak nigdy w życiu. Wiem, że namieszałem, ale nic już na to nie poradzę - mówi rozgrywający. Najrozsądniejszą opcją dla obu stron byłoby roczne wypożyczenie koszykarza do litewskiego klubu. Nie wiadomo tylko czy na taki układ zdecyduje się kierownictwo Benettonu. - Mój agent przedstawił im taką propozycję, ale Włosi niczego na razie potwierdzić nie mogą, gdyż priorytetem dla nich jest pozyskanie nowego trenera. A to też jest ciężka sytuacja, bo podpisując z nimi kontrakt, myślałem, że Mahmuti zostanie... - kończy swoją wypowiedź Kalnietis.
Warto dodać, że blisko podpisania kontraktu z Benettonem był Rimas Kurtinaitis, były szkoleniowiec Śląska Wrocław, a ostatnio wielki zwycięzca z Lietuvosem Rytas Wilno, lecz ostatnie wileński klub nie pozwolił odejść swojemu trenerowi.