Finał PLK. Demolka we Włocławku. Bezradny Polski Cukier. "Milicić wie, jak zamaskować braki"

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Almeida i Kulig
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Almeida i Kulig

Trzecie spotkanie w serii finałowej od połowy drugiej kwarty miało bardzo jednostronny przebieg. Anwil zagrał jak mistrz, Polski Cukier na tle włocławian wyglądał bardzo blado. Trener Mihevc ma nad czym myśleć.

Początek meczu był całkiem obiecujący w wykonaniu Polskiego Cukru. Torunianie po kilku minutach objęli prowadzenie 10:0 i wydawało się, że odrobili pracę domową po porażce na własnym parkiecie.

Podopieczni Dejana Mihevca dzielili się piłką w ataku, wykorzystywali przewagę pod koszem. Cheikh Mbodj był obsługiwany podaniami w "pomalowanym".

Wynik 0:10 nie zrobił jednak żadnego wrażenia na włocławianach. Trener Milicić spokojnie przechadzał się przy linii bocznej, mając pewność, że jego zawodnicy szybko zaczną łapać swój rytm.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy w kadrze panuje rozluźnienie? "Jak wiem, że jest zgrupowanie reprezentacji, to nie biorę ślubu"

Zobacz także: EBL. Krzysztof Szubarga. Łzy wzruszenia wielkiego kapitana

I tak też się stało. Gospodarze w połowie drugiej kwarty wyrównali stan meczu (36:36), a następnie rozpoczęli swój koncert. Podopieczni Milicicia znów pokazali mistrzowskie oblicze. Grali z pasją, dużą energią i koncentracją. Włocławianie praktycznie nie popełniali błędów.

Tego nie można powiedzieć o torunianach, którzy wyglądali na całkowicie bezradnych. Polskiemu Cukrowi nie kleiła się gra w ataku (16 strat), a w defensywie otrzymywał cios za ciosem - na osiem minut przed końcem Anwil prowadził 84:59 i było jasne, że obejmie prowadzenie w serii finałowej. W końcówce torunianie walczyli jedynie o zmniejszenie strat i uratowanie twarzy. Udało im się zejść na dziesięć punktów różnicy (86:96).

- Mogę być zadowolony jedynie z początku meczu i końcówki, w której się nie poddaliśmy. Co działo się w trakcie? Tego jeszcze do końca nie wiem. Muszę przeanalizować mecz i wtedy będę wiedział coś więcej. Na pewno spora liczba strat nas wybiła z rytmu. Anwil to wykorzystał - mówił na konferencji prasowej trener Dejan Mihevc.

- Anwil był drużyną lepszą. Przez półtorej kwarty byliśmy równorzędnym rywalem, gdy graliśmy konsekwentnie to, co chcieliśmy. W trzeciej kwarcie Anwil trafił kilka trójek z rzędu, zaczął grać konsekwentnie, a my staraliśmy się grać szybciej, nieco na wariata i przez to wpadliśmy w negatywny pęd. Być może ta końcówka jest pyrrusowa, ale zawsze chcemy grać do końca - tłumaczył z kolei Bartosz Diduszko, skrzydłowy Polskiego Cukru.

Wielu spodziewało się, że torunianie będą dominować w strefie podkoszowej w rywalizacji z Anwilem. To miał być główny atut Polskiego Cukru. Kluczowi mieli być: Damian Kulig, Cheikh Mbodj i Krzysztof Sulima. Jak na razie Twarde Pierniki mają jednak spory problem z wykorzystaniem przewagi podkoszowej.

- Mamy przewagę, ale trener Milicić wie, jak zamaskować te wszystkie braki w swojej drużynie. Nie od dzisiaj wiadomo, że włocławianie grają różnymi strefami, które sprawiają, że pod koszem jest po prostu bardzo ciasno. Mamy swoje pomysły. Postaramy się je wyegzekwować w kolejnych meczach - stwierdził Diduszko.

Kolejny mecz finałowej serii już w czwartek 6 czerwca, gospodarzem ponownie będzie Anwil. Początek spotkania w Hali Mistrzów zaplanowano na godzinę 17:30. - Jestem pełen optymizmu przed kolejny meczem, jeśli będziemy realizować nasz plan - zadeklarował skrzydłowy Polskiego Cukru Toruń.

Zobacz także: Meczu nie było. Kibice odmówili gry z koszykarzami Stelmetu

Źródło artykułu: