EBL. Trefl Sopot buduje nowy zespół. Marcin Stefański: Jesteśmy czujni na rynku

Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Marcin Stefański
Newspix / Grzegorz Jędrzejewski / Na zdjęciu: Marcin Stefański

- Jesteśmy czujni na krajowym rynku transferowym, analizujemy dostępne opcje. Kamil Łączyński? Pomidor. W drużynie będzie najprawdopodobniej czterech obcokrajowców - tak o nowym zespole Trefla Sopot mówi trener Marcin Stefański.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Winnicki i Kamiński - to były dwa główne nazwiska na liście Trefla Sopot do zatrudnienia na stanowisko pierwszego trenera. Stefański był dopiero numerem trzy. Czy ten fakt panu nie przeszkadzał?[/b]

Marcin Stefański, trener Trefla Sopot: Oczywiście czytałem te wszystkie doniesienia prasowe i zdawałem sobie sprawę, jak wygląda moja sytuacja. Nie miałem tego za złe klubowi, tym bardziej, że uważam Jacka Winnickiego za najlepszego polskiego szkoleniowca.

Ze swojej strony mogę powiedzieć, że po sezonie rozmawiałem z prezesem Wierzbickim. Podziękował za utrzymanie drużyny w ekstraklasie i zapowiedział, że wkrótce wrócimy do rozmów. Były prowadzone negocjacje z innymi trenerami, ale nic z nich nie wyszło. Ja przedstawiłem swój pomysł na zespół i... dostałem tę robotę.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski dla WP SportoweFakty: Szansa na medal na wielkim turnieju jest znikoma, ale chcemy dać Polakom radość i dumę

Wywiad z Dejanem Mihevcem przeczytasz tutaj. Mówi o zakończeniu współpracy

Pamiętam, jak mówił pan w trakcie sezonu: "jestem raczej tutaj na chwilę". Jednak został pan na dłużej. Kiedy był ten moment zwrotny?

Generalnie moim priorytetem było utrzymanie drużyny na poziomie Energa Basket Ligi. Bardzo mi na tym zależało, jestem związany emocjonalnie z tym klubem od 10 lat. Byłem jednym z tych lojalnych, którzy byli z Treflem na dobre i na złe. Nie chciałem w trakcie sezonu mówić o tym, czy chcę być na dłużej czy nie, bo wtedy liczyło się utrzymanie zespołu w rozgrywkach.

Spodobała się panu praca w roli pierwszego trenera?

Tak i to bardzo. Warto pamiętać o tym, że już wcześniej prowadziłem grupy młodzieżowe w Treflu i w Sharks Gdynia. Podobała mi się ta praca, ale nie wiedziałem, jak to dokładnie wygląda w seniorskiej koszykówce. Po rozegraniu kilku spotkań wróciła ta adrenalina, którą miałem za czasów zawodnika.

Który element panu się najbardziej podoba?

Wymieniłbym kilka. Ale przede wszystkim chęć wygrywania i rywalizacji.

Prezes Wierzbicki w momencie ogłaszania pana nowym trenerem Trefla mówił, że w głównej mierzy liczy na pana w kontekście cech wolicjonalnych. A na ile ten zespół zmienił się pod względem taktycznym?

Uważam, że od momentu przejęcia zespołu udało nam się poprawić defensywę, traciliśmy znacznie mniej punktów. Próbowaliśmy obudzić zawodników, którzy wcześniej popadli w lekki marazm. Wprowadziliśmy kilka nowych zagrywek, pomysłów taktycznych. Staraliśmy się dopasowywać do rywali, dobrze ich oglądaliśmy i scoutowaliśmy. Wcześniej mam wrażenie, że ten proces był nieco zaniedbany.

Nie boi się pan przejścia z roli strażaka na trenera na pełen etat?

Na pewno są to nieco inne role, ale mam duże wsparcie ze strony prezesa Wierzbickiego i mojego asystenta Krzysztofa Roszyka. Agenci, którzy znają mnie jako człowieka, starają się przedstawiać jak najlepsze oferty (śmiech). Dla mnie to nowy świat, ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Szybko się uczę, poza tym lubię wyzwania.

Jaka jest pana wizja zespołu?

To ma być zespół waleczny, ambitny i z charakterem. Chciałbym stworzyć ciekawą drużynę, która będzie grała szybką koszykówkę i walczyła przez pełne 40 minut po obu stronach parkietu. Zależy mi na tym, żeby jak największa liczba kibiców zasiadała na trybunach Ergo Areny.

Łatwo nie będzie, bo budżet Trefla nie należy do największych w polskiej lidze.

Pod tym względem plasujemy się w dolnej części "tabeli". Nie jesteśmy w tym momencie największym w czołówce ligi, ale końcówka sezonu pokazała, że jesteśmy w stanie rywalizować z drużynami, które mają większe budżety. Tak było w meczach ze Stalą, Arką i Kingiem. Najważniejsze jest to, że klub jest stabilny i w pełni wypłacalny. Uważam, że krok po kroku będziemy szli do przodu. Cierpliwość popłaca.

Są pierwsze transfery: Kurpisz, Kamiński i Kowalenko. To koniec budowy polskiej części składu?

Nie mówię tak, nie mówię nie. Jesteśmy czujni na krajowym rynku transferowym, analizujemy dostępne opcje, lecz nie popełnimy pochopnych ruchów. Jeżeli zdecydujemy się na transfer jeszcze jakiegoś zawodnika z naszym paszportem, to bez wątpienia będzie to przemyślana decyzja. Ewentualne podpisanie kontraktu miałoby wzmocnić drużynę, a nie ją tylko uzupełnić.

Czy prawdą jest, że na celowniku Trefla Sopot jest Kamil Łączyński?

Pomidor.

Dlaczego w zespole nie został żaden obcokrajowiec z zeszłego sezonu? Skąd taka decyzja?

Chcieliśmy zostawić w składzie Phila Greene IV, ale szanse na to były minimalne. W przypadku pozostałych zawodników stwierdziliśmy, że nie są to koszykarze, którzy mieszczą się w mojej koncepcji gry.

Kiedy poznamy nazwiska graczy zagranicznych? Będzie ich czterech czy pięciu?

Raczej czterech. Szukamy zawodników na pozycjach "1", "2", "3" i "5". Podobnie jak w przypadku ewentualnego kolejnego transferu krajowego, tutaj też zachowujemy pełen spokój. Przyznam, że mamy już pewnych zawodników na oku i prowadzimy z nimi rozmowy, ale na dzisiaj nie mogę stwierdzić, że na pewno będą oni grali w przyszłym sezonie dla Trefla. Chcemy przemyślanie budować drużynę, a nie na zasadzie podpisywania zawodników, żeby po prostu byli w składzie.

Zobacz także: Radosław Piesiewicz, prezes PZKosz: Odmowa gry w kadrze? Zawodników mogą czekać przykre konsekwencje

Komentarze (0)