Jest połowa lipca, a w Polskim Cukrze nadal nie ma zatrudnionego trenera na sezon 2019/2020. Jest za to zakontraktowanych czterech zawodników, w tym Jakub Schenk, nowa postać toruńskiego zespołu.
Polski rozgrywający do Twardych Pierników trafił z Kinga Szczecin. Ma za sobą świetny sezon, znalazł się w kadrze reprezentacji Polski na zgrupowanie w Wałbrzychu przed MŚ.
Zobacz także: EBL. Kacper Młynarski: PGE Spójnia była bardzo konkretna. Klub świetnie się rozwija
- Transfer do Torunia to dla mnie duży awans, przychodzę do zespołu medalowego - mówi Schenk.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Podpisani zawodnicy, a brak trenera, to nie nowość w Toruniu. W przeszłości takie sytuacje miały już miejsce. W 2016 roku Jacek Winnicki podpisał kontrakt dopiero w sierpniu, z kolei rok później Dejan Mihevc został ogłoszony pod koniec lipca.
W klubie o kwestiach sportowych decyduje dyrektor Ryszard Szczechowiak, który ma pełne poparcie u prezesa Macieja Wiśniewskiego. To on rozdaje karty. Buduje skład, rozmawia z zawodnikami i przedstawia propozycje finansowe. A w trakcie meczów zasiada... na ławce i udziela wskazówek graczom, ale i trenerowi.
Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że taki model działania jak na razie przynosi sporo sukcesów, bo klub od kilku lat jest w czołówce Energa Basket Ligi. W trzech ostatnich sezonach torunianie zdobyli trzy medale (dwa srebrne i brązowy), Puchar i Superpuchar Polski. Do tego doszedł bardzo przyzwoity występ w eliminacjach Basketball Champions League.
Jednak niektórzy zastanawiają się, co by było, gdyby większą rolę w toruńskim klubie odgrywał trener. I to on w pełni odpowiadałby za budowę składu, wybór zawodników, a w trakcie meczów miałby komfort pracy w postaci braku dyrektora sportowego na ławce trenerskiej.
Wiemy, że takie warunki postawił Żan Tabak, z którym Ryszard Szczechowiak odbył rozmowę w Bratysławie. Po negocjacjach dyrektor sportowy przyjechał do Torunia i zakomunikował, że były mistrz NBA i trener m.in. zespołów euroligowych postawił na tyle duże wymagania, że klub nie jest w stanie ich spełnić.
Ale pytanie brzmi: czy nie warto było zaryzykować i postawić na trenera doświadczonego, z ogromną wiedzą, tak aby zrobić kolejny krok w rozwoju? Wydaje się, że tego właśnie brakuje w toruńskim klubie. Zdecydowanego postawienia na trenera, który w pełni weźmie odpowiedzialność za swoje decyzje i będzie niezależny. Inaczej klub nie zrobi spodziewanego progresu, bo żaden uznany trener nie będzie chciał uczestniczyć w takim projekcie.
Kto w takim razie poprowadzi Twarde Pierniki? Na ten moment podobno rozważane są cztery kandydatury: Sebastiana Machowskiego, Stefano Sacripantiego (Włoch był na rozmowach w Zielonej Górze), hiszpańska opcja (nie są znane personalia) i... Dejana Mihevca, słoweńskiego szkoleniowca, który w ostatnich dwóch latach zdobył dwa medale, Puchar i Superpuchar Polski. Ciekawostką jest fakt, że do Mihevca odezwał się... Stelmet. Przeprowadzono wstępną rozmowę, ale nie padły żadne konkrety.
Zobacz także: EBL. Kto trenerem w Stelmecie? Stefano Sacripanti odrzucił ofertę
Chyba za dużo wody z ogórków, stąd ta odwaga ;)...