Nic nie może wiecznie trwać
13 sezonów w NBA, 806 meczów i gra w wielkim finale rozgrywek. Marcin Gortat zapisał piękną kartę w historii polskiej koszykówki. Przez kilkanaście lat jako jedyny reprezentował Biało-Czerwonych w najlepszej koszykarskiej lidze świata. W pewnym momencie był w takim gazie, że niewiele brakowało, aby dostał się do meczu gwiazd All-Star Game.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Gortat ma już 35 lat na karku, a na parkietach rządzą młodsi i bardziej atletyczni gracze. Nie ma szans liczyć już na wielkie pieniądze. Może dostać najniższą stawkę (ponad 2 mln dolarów), która nie jest dla niego atrakcyjna. Łodzianin cierpliwie czeka jednak na swoją szansę. Nie zamierza grać w Europie lub Chinach. Rozpatruje jedynie grę w USA.
- Nie ogłaszam zakończenia kariery, ponieważ sytuacja może się zmienić w najbliższych miesiącach. Zdarzają się przecież kontuzje, są różnego rodzaju kontrakty, na przykład dziesięciodniowe. Spokojnie czekam, ale - mówiąc szczerze - nie szukam pracy - powiedział wprost Gortat (za Eurosport.pl).
ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"
Sport to nie wszystko
Trudno dziwić się podejściu Gortata. Do 2019 roku oficjalnie zarobił w NBA 94 mln dolarów. Oczywiście nie jest to kwota opodatkowana, jednak i tak robi wrażenie. Koszykówka jest dla niego ważna, ale nie zamyka się na inne projekty. Prężnie działa w biznesie. Jest sprawnym przedsiębiorcą, inwestuje w nieruchomości w Warszawie oraz rodzinnej Łodzi.
Zarabia też potężne pieniądze na reklamach. Rocznie z tego tytułu może mu wpływać na konto nawet 10 mln zł. W tym roku zadebiutował na 97. miejscu listy 100 najbogatszych Polaków. Jego majątek według "Wprost" oszacowany jest na 400 mln zł.
Gortat ma jednak duszę sportowca i niewiele brakowało, aby los ponownie się do niego uśmiechnął. Latem mógł zagrać w Los Angeles Lakers z wielkim LeBronem Jamesem w składzie. Poważnej kontuzji doznał środkowy DeMarcus Cousins, a w gronie ewentualnych następców był także Polak. Ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Zobacz także: Koniec dynastii Golden State Warriors
- Było bardzo blisko, decyzja rozbiła się tylko i wyłącznie o to, czy kontrakt będzie gwarantowany, czy nie. Powiedziałem, że za ten minimalny i niegwarantowany nie będę grał, bo dochodzimy wtedy do punktu, gdy po jednym złym meczu lub przez widzimisię prezesa klub cię zwalnia i jedziesz do domu - wyjaśnia.
Pierwszy mecz w NBA łodzianin zagrał w sezonie 2007/08, kiedy to reprezentował barwy Orlando Magic. Jego kariera na dobre ruszyła w Phoenix Suns, w którym grał z legendarnym Stevem Nashem. Potem transfer do Washington Wizards, gdzie miał wielką chrapkę na finał rozgrywek. W stolicy USA więcej było tych dobrych momentów, a na zakończenie trafił do wymarzonej Kalifornii i Los Angeles Clippers. Po kilku miesiącach został zwolniony i od lutego jest "bezrobotnym".
Kto następny?
806 meczów Gortata, 22 Cezarego Trybańskiego i 64 Macieja Lampego. To dorobek wszystkich polskich zawodników w najlepszej lidze świata. Kto będzie kolejnym reprezentantem Polski za oceanem?
Największe szanse ma 19-letni Aleksander Balcerowski. Niedawno był najmłodszym uczestnikiem mistrzostw świata w Chinach. Od pięciu lat rozwija swój talent na Wyspach Kanaryjskich. W wieku 17 lat zaliczył debiut w hiszpańskiej ACB, jednej z najsilniejszych lig na Starym Kontynencie. Jego debiut przypadł na mecz z wielkim Realem Madryt. W poprzednim sezonie zadebiutował z kolei w Eurolidze (odpowiednik piłkarskiej Ligi Mistrzów) i wpadł w oko wielu skautom w NBA.
- Jest na liście klubów NBA od kilku lat. Jego talent wciąż się rozwija, a po tym, jak w internecie pojawiły się jego akcje z towarzyskich meczów w Pradze, trzy kluby NBA się do mnie odezwały i zapytały, jak sobie radzi - przyznaje Mike Taylor, selekcjoner Biało-Czerwonych.
74. sezon zasadniczy rozpocznie się w nocy z wtorku na środę, a zakończy 15 kwietnia 2020 roku. Każda z 30 drużyn NBA rozegra po 82 mecze. Tytułu bronią Toronto Raptors, którzy w wielkim finale pokonali Golden State Warriors. Był to pierwszy tytuł dla drużyny z Kanady w historii rozgrywek.
Czytaj także: Duży ruch przed startem rozgrywek