Mistrzostwa NBA bronić będzie ekipa Toronto Raptors, która w czerwcowych finałach pokonała Golden State Warriors 4-2 i sięgnęła po pierwszy w historii klubu tytuł. Kanadyjski zespół prowadzony był przez rewelacyjnego Kawhi Leonarda, zawodnika zdobywającego w całych play-offach ponad 30 punktów na mecz.
Leonard po jednym sezonie w Toronto zdecydował się jednak zmienić otoczenie i wybrał grę w nowych rozgrywkach w barwach Los Angeles Clippers. Dołączył do niego Paul George, a to tylko wierzchołek góry lodowej złożonej z czołowych graczy ligi, którzy zagrają w sezonie 2019/2020 w nowych klubach. Wszystkie najważniejsze zmiany przygotowaliśmy już wcześniej, a można o nich przeczytać tutaj.
Według bukmacherów, faworytami do zdobycia mistrzostwa NBA w tym sezonie są Los Angeles Lakers lub wspomniani Clippers. W szeregach tych pierwszych, do LeBrona Jamesa, dołączył przede wszystkim Anthony Davis i już w zmaganiach przedsezonowych można było zauważyć, jak silny kolektyw drzemie w całym zespole, który rok temu nie awansował nawet do czołowej "ósemki" Zachodu. Poza dwoma zespołami z LA, głównymi pretendentami do tytułu na pewno będą Golden State Warriors, Milwaukee Bucks, Philadelphia 76ers czy Houston Rockets. O dużą niespodziankę powalczyć natomiast mogą Utah Jazz, Boston Celtics czy chociażby Brooklyn Nets.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Niezwykły wyczyn wioślarki. Joanna Dorociak najlepsza w maratonie
Sezon regularny rozpoczyna się 22 października, a zakończy 15 kwietnia. Play-offy zainaugurują 3 dni później. Mecz gwiazd zaplanowano na 16. dzień stycznia, a odbędzie się on w hali United Center w Chicago. Kibice w Europie wzorem lat poprzednich (NBA Global Games) będą mogli zobaczyć jeden mecz sezonu regularnego na żywo na Starym Kontynencie. Pojedynek pomiędzy Milwaukee Bucks a Charlotte Hornets rozegrany zostanie 24 stycznia w Paryżu.
Dość dużą nowinką, która zostanie wprowadzona od tego sezonu w NBA jest możliwość wzięcia tzw. challenge'u przez trenerów w trakcie spotkania. Rozwiązanie znane przede wszystkim z siatkówki było testowane przez 2 lata w zapleczu NBA (G-League) oraz w meczach pre-season. Szkoleniowcy zespołów będą mogli skorzystać z takiego przywileju jeden raz w trakcie meczu, chyba, że wzięty challenge okaże się słuszny - wtedy proces można powtórzyć. Będzie można z niego skorzystać w przypadku faulu, wyjścia za linię, goaltending-u, lub wybicia/dobicia piłki z tzw. cylindra. Co ważne - challenge nie będzie mógł być wykorzystany w czwartej kwarcie, jeżeli na zegarze zostało mniej niż 120 sekund do końca meczu.
Dla Polaków, ważną informacją jest to, że pierwszy raz od 12 lat liga NBA nie ma na starcie żadnego reprezentanta naszego kraju. Marcin Gortat nie znalazł pracodawcy w okresie pomiędzy sezonami choć niewykluczone, że w trakcie rozgrywek, jak to bywa w zwyczaju, zaczną pojawiać się plotki, iż zespoły szukają weteranów do składu. Możliwe, że nazwisko Polaka przewinie się wtedy w mediach, choć trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że szanse na ponowny angaż Gortata w NBA są już tylko iluzoryczne.
Pierwszego dnia rozgrywek czekają nas tradycyjnie dwa pojedynki. O 2:00 czasu polskiego Toronto Raptors odbiorą mistrzowskie pierścienie, zawieszą pod sufitem hali baner upamiętniający ich tytuł, a całą otoczkę świętowania będą starali się im zepsuć młodzi New Orleans Pelicans, którzy zaczną ten sezon bez Ziona Williamsona. O 4:30 wisienka na torcie inauguracyjnego dnia, bowiem w derbach Los Angeles zmierzą się ze sobą Lakers oraz Clippers.
Odliczanie zakończone, zapinamy pasy i startujemy!