Houston Rockets mieli po tej kontrze prowadzić 104:89 na niespełna osiem minut przed planowanym zakończeniem meczu przeciwko San Antonio Spurs. Ale James Harden wsadził piłkę do kosza tak mocno, że ta zawinęła się w siatce i wyglądało, jakby wyleciała z obręczy. Sędziowie zatrzymali grę i uznali, że dwa punkty nie powinny zostać zaliczone.
O tym, że to absurd wiedział doskonale doświadczony trener drużyny z Teksasu, Mike D'Antoni, który od razu skierował się w stronę arbitrów. 68-latek interweniował błyskawicznie, próbował ich przekonać, żeby obejrzeli i poddali analizie to zagranie jeszcze raz. Ale jego prośby nie zostały wysłuchane, sędziowie podtrzymali decyzję, a spotkanie toczyło się dalej. Challenge'u nie było.
San Antonio Spurs finalnie odrobili 16 punktów straty w samej czwartej kwarcie i po dwóch dogrywkach pokonali Houston Rockets 135:133. Od momentu kontrowersyjnego gwizdka sędziów aż do końca regulaminowego czasu drużyna Gregga Popovicha zwyciężyła tę część spotkania 26-13.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Hiszpania koszmarem reprezentacji Polski. "Fajnie, że zagramy z kimś mocnym"
- Myślę, że straciliśmy koncentrację jeszcze przed wsadem Hardena, ale oczywiście ta cała sytuacja tylko wszystko pogorszyła - mówił Mike D'Antoni. - Przestaliśmy grać w obronie, nie wracaliśmy po niecelnych rzutach i podejmowaliśmy głupie decyzje - dodawał.
Trener Rockets komplementował też Spurs i wytykał błędy swojego zespołu. - Oni zaczęli się rozpędzać, trafiali rzuty, a my nie zrobiliśmy nic, żeby ich powstrzymać - wypowiadał się D'Antoni. James Harden przyznał, że jego drużyna w pewnym momencie przestała grać, co dodawało pewności siebie rywalom.
Sam Harden miał kilka sposobności, aby wygrać mecz dla Houston, ale mylił się w najważniejszych momentach. Popełnił faul w ataku w ostatniej akcji czasu regulaminowego oraz w ostatnim posiadaniu jego drużyny w drugiej dogrywce.
Leworęczny MVP zdobył 50 punktów, ale trafił fatalne 11 na 38 oddanych rzutów z pola, w tym 4 na 20 za trzy. Jeśli chodzi o pozytywy, to ustalił nowy rekord NBA, bo wykorzystał wszystkie 24 oddane rzuty wolne.
Houston Rockets złożyli odwołanie i mają nadzieję, że liga NBA zareaguje i wyciągnie konsekwencje wobec swoich pracowników, a może nawet wyda specjalne oświadczenie. To, że został popełniony błąd, jest jasne.
- Kiedy to się wydarzyło, Harden wsadził piłkę do kosza, a później ona z niego wypadła, wydawało się, że wybił ją sam zawodnik. To byłoby wtedy nielegalne zagranie - mówił szef sędziów, James Capers w rozmowie z reporterami tuż po zakończeniu meczu. - Obejrzeliśmy tę akcję jeszcze raz i dopiero wtedy można zauważyć, że piłka zawinęła się o siatkę i wyleciała sama, bez udziału zawodnika. Faktem jest, że był to prawidłowy kosz i powinien zostać zaliczony - mówił Capers.
- Jeśli chodzi o sprawdzenie akcji masz na to zaledwie 30 sekund podczas przerwy na żądanie, ale kiedy Rockets protestowali, ten czas minął. I wtedy już nie było możliwości sprawdzenia - tłumaczył James Capers.
- Nie mam pojęcia, o czym oni myśleli. Usłyszałem, że spekulowali kontakt Jamesa z piłką po wsadzie i dlatego nie uznali kosza. Kiedy to zakwestionowałem, nie otrzymałem odpowiedzi. Próbowałem coś zrobić, prosiłem, żeby to sprawdzili, ale nikt nie potrafił mi odpowiedzieć, ani zareagować - mówił trener Houston, Mike D'Antoni.
- Gów.. się dzieje. Tak już jest. Jasne i proste - podsumował wszystko w żołnierskich słowach Russell Westbrook.
Czytaj także: Zion Williamson nieobecny, Ja Morant i Kendrick Nunn docenieni przez NBA
Czytaj także: Czeka na niego cały świat. Kiedy 19-letni Zion Williamson zadebiutuje w NBA?