W pierwszej części sezonu Anwil Włocławek miał spore problemy w meczach Energa Basket Ligi z drużynami niżej notowanymi. Mistrzowie Polski przegrali m.in. z Treflem, HydroTruckiem czy Startem.
Wtedy z obozu włocławskiego często docierały takie sygnały, że zawodnicy nie do końca resetowali głowy po trudnych i wymagających spotkaniach w rozgrywkach Basketball Champions League.
Zobacz także: EBL. Przemysław Frasunkiewicz: Był temat Almeidy, ale nie było nas stać na niego (wywiad)
Anwil wypruwał żyły w starciach z renomowanymi rywalami (m.in. AEK, Hapoel czy San Pablo Burgos), by później mieć spore problemy w PLK. To jednak od pewnego czasu się zmieniło. Zawodnicy zaczęli podchodzić inaczej do meczów, bardziej skoncentrowani, co od razu przekłada się na wyniki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Miły gest koszykarza z NBA doprowadził małych fanów do łez
W sobotę włocławianie wygrali szóste spotkanie z rzędu na krajowym podwórku. I znów wysoko. Anwil rozgromił Legię 105:79. To trzecia "setka" z rzędu w wykonaniu mistrzów Polski. Wcześniej podopieczni Igora Milicicia zdobyli 102 punkty w Toruniu i 109 w Starogardzie Gdańskim.
- Ciąży na nas duża presja, każdy mecz odbierany jest jako tragedia albo euforia. Sami się na to nakręciliśmy przez ten wynik, który mamy osiągnąć. Po każdym meczu w BCL trudno jest dla zawodników wrócić i znowu przygotować się do grania na dużej intensywności. Cieszę się, że koszykarze szybko się tego uczą i prezentują się coraz lepiej - mówi trener Anwilu.
- Polska liga jest bardzo trudna, zespoły są bardzo wymagające i jak przychodzi im zagrać z Anwilem, nie mają żadnej presji i gra się im dużo łatwiej dzięki temu. Jak przegrają, to nic się nie dzieje. U nas jest odwrotnie, ale bierzemy to jako cenne doświadczenie - dodaje Milicić, który w sobotnim spotkaniu z Legią oszczędził swoich najlepszych zawodników. Tony Wroten zagrał 15 minut (nie wyszedł na parkiet w II połowie), Ricky Ledo 16, Shawn Jones 21. Na parkiecie dobrą pracę wykonali zmiennicy: Jakub Karolak i Krzysztof Sulima zdobyli łącznie 26 punktów.
- Cieszę się z dużej intensywności i z tego, że nie wkradło się rozluźnienie w nasze poczynania. Przy okazji potrenowaliśmy to co chcemy robić w bardzo ważnym meczu w Belgii w Lidze Mistrzów. W trzeciej kwarcie wypracowaliśmy sobie bezpieczną przewagę i mogliśmy spokojnie kontrolować spotkanie - komentuje Chorwat.
Legia walczyła dzielnie, ale brakowało jej skuteczności. Warszawianie trafili zaledwie 9 z 37 rzutów z dystansu. Do kosza celnie rzucili tylko... Michał Michalak i Sebastian Kowalczyk. - W drugim kolejnym meczu mieliśmy ogromny problem ze skutecznością za trzy punkty. Zawodnicy potrafią rzucać zdecydowanie lepiej. Nie licząc Michalaka i Kowalczyka - mieliśmy 1/24 za 3. To fatalny wynik - przyznaje Tane Spasev.
Macedoński szkoleniowiec na początku spotkania zaskoczył swojego vis-a-vis... obroną strefową, która jest znakiem rozpoznawczym Anwilu. Legia prowadziła nawet 8:1, ale po kilku minutach gospodarze opanowali sytuację. O wysokim wyniku zadecydowała trzecia kwarta, którą włocławianie wygrali aż 31:18.
- Na początku zaskoczyliśmy rywali strefą 1-3-1, którą często stosuje trener Igor Milicić. Graliśmy z mistrzem Polski, bardzo dobrym zespołem, który jest prowadzony przez świetnego trenera. Uważam, że trzecia kwarta zaważyła o tak wysokim zwycięstwie Anwilu Włocławek. Gdyby nie te dziesięć minut, to ten wynik byłby mniejszy. Walczyliśmy, staraliśmy się - ocenia Spasev.
- Jeszcze w pierwszej połowie trzymaliśmy się, kombinowaliśmy, zmienialiśmy obronę i to przynosiło skutek. Niestety nasza skuteczność za trzy w połączeniu z bardzo dużą liczbą strat przesądziły o tak wysokiej porażce. Szkoda, bo większość rzutów była z otwartych pozycji - mówi Sebastian Kowalczyk, kapitan warszawskiego zespołu.
Czytaj także: Koszykówka. Prezes PZKosz dosadnie odpowiada na słowa Marcina Gortata. "Koszykówka ma się coraz lepiej"