EBL. Upragnionych play-offów nie było, ale Start Lublin narzekać nie może. Wygrał znacznie więcej

Materiały prasowe / Elbrus Studio/Start / Na zdjęciu: Start Lublin
Materiały prasowe / Elbrus Studio/Start / Na zdjęciu: Start Lublin

Start Lublin przystępując do sezonu 2019/2020 marzył o pierwszym awansie do fazy play-off Energa Basket Ligi. Podopieczni Davida Dedka finalnie zostali drugą drużyną w Polsce, ale... smaku play-off nadal nie poczuli.

Minione rozgrywki dla Startu Lublin były niczym piękny sen, który przerwała pandemia koronawirusa. Po 22. kolejkach ekipa Davida Dedka legitymowała się bilansem 17 zwycięstw i 5 porażek. Grała doskonale zbierając zasłużone komplementy.

- Na sto procent w tym sezonie Start będzie w fazie play-off - mówił w styczniu kapitan drużyny Mateusz Dziemba. Lublinianie byli na autostradzie do realizacji tego celu i miejsca w ósemce po raz pierwszy, odkąd pojawili się w Energa Basket Lidze (było to w sezonie 2014/2015).

Play-offów ostatecznie nie było, ale drugie miejsce w Polsce to wynik, o którym przed rozgrywkami w Lublinie mogli marzyć jedynie najwięksi optymiści. Na parkiecie Start wyszarpał jednak swoje i pokazał, że wicemistrzostwo Polski nie było dziełem przypadku.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Zagraniczne strzały w dziesiątkę

Każdy wybór przy budowie składu okazał się sukcesem. Odkryty dla EBL Brynton Lemar od pierwszego meczu wzbudzał zachwyt, Martins Laksa okazał się snajperem najwyższej klasy, a pod koszem spustoszenie siał potężny i długoręki Jimmie Taylor.

Najważniejszym ogniwem był jednak Tweety Carter. Doświadczony amerykański rozgrywający był prawdziwym liderem i ostoją drużyny. Sprawiał, że inni gracze czuli spokój, a trener Dedek nie musiał drżeć. Carter to były najpewniejsze ręce i najchłodniejsza głowa w Starcie.

- Jego spokój i doświadczenie dużo nam dawało. Bardzo dobrze kierował grą i wie, jak prowadzić zespół. Nie można było powiedzieć o nim złego słowa - komplementuje go Dziemba. Występy Cartera sprawiły, że wśród wielu typowany był nawet do miana MVP sezonu.

Było zdrowie, była forma

Zagraniczni to jedno, ale nie można zapomnieć również o polskiej części drużyny, której wkład był mocno zauważalny. W Starcie nie było rewolucji kadrowej jeżeli chodzi o tę część składu. Ważne role odgrywali Kacper Borowski czy - a może przede wszystkim - wspomniany już Dziemba.

W końcu omijały go urazy. Mógł w pełni przepracować okres przygotowawczy, a następnie pokazać pełnię możliwości. Miał mały dołek na początku 2020 roku, ale szybko się z nim uporał. Na obwodzie - obok Cartera i Lemara - był najważniejszą postacią. Tradycyjnie mocno bronił, ale i dodał swoje w ataku. Grał odważnie i skutecznie.

Czy był to przełomowy sezon dla tego zawodnika? Być może tak właśnie będzie. Dziemba może spokojnie odpocząć po sezonie z wysoko podniesioną głową, jak po kończącej akcji w meczu z Polpharmą Starogard Gdański.

Dedek w końcu może odetchnąć

- Ten historyczny sukces, na który pracował od lat cały klub, jest czymś wyjątkowym. Jestem niesamowicie dumny, że mogę być częścią tego projektu - skomentował wynik Dedek.

Słoweniec w Lublinie pojawił się w 2016 roku. Najpierw zdołał uratować dla Startu byt w EBL. Potem dwukrotnie ocierał się o play-off, ale zawsze brakowało wisienki na torcie. Prezes Arkadiusz Pelczar wytrzymał i zaufał Dedkowi raz jeszcze. Obie strony dogadały się w kwestii nowej umowy, a teraz obaj panowie mogą świętować największy sukces w historii lubelskiej koszykówki.

Współpraca z trenerem Dedkiem doskonale wpisuje się w strategię prowadzenia klubu w ostatnich latach, gdzie nie lubią rewolucji, a kontrakty podpisywane są często na kilka sezonów. Sam prezes Pelczar może być dumny co tego, co udało się przez lata zbudować.

Pytanie: co dalej?

Startu nie można już lekceważyć - to pewne. O ile w poprzednich latach lublinianie potrafili zaskoczyć największych w tej lidze "w domu", ale i przegrać mecze, gdzie byli zdecydowanymi faworytami. Tym razem było zupełnie inaczej. Start praktycznie - nie wliczając domowej porażki z Legią Warszawa - nie notował wpadek. I to właśnie był klucz do końcowego sukcesu.

Zespół zawiesił sobie bardzo wysoko poprzeczkę, ale tego nie należy traktować jako problem. Był rewelacją rozgrywek 2019/2020 i do kolejnych przystąpi jako wicemistrz Polski.

Start tym samym został poważnym graczem na arenie Energa Basket Ligi. Czy uda się pójść za ciosem i pozostać w czołówce? Na chwilę obecną jest dużo pytań bez odpowiedzi. Pandemia robi swoje i zamiast cieszyć się w pełni z sukcesu, każdy z obawą i nutą niepewności patrzy w przyszłość. Czy klub będzie stać na przedłużenie kontraktów ze swoimi zagranicznymi liderami? Czy ponownie będzie musiał szukać następców tak, jak miało to miejsce wcześniej w przypadku Chavaughna Lewisa, Jamesa Washingtona czy Joe Thomassona.

Innym ważnym aspektem będzie zbudowanie takiej samej chemii w szatni. - To ona była naszą największą siłą w tym sezonie... - mówi Dziemba.

Zobacz także: Koszykówka. Górnik Trans.eu Wałbrzych czeka na decyzję. "PLK? Chcemy mieć równe szanse"
Zobacz także: EBL. Jacek Winnicki może pozostać w PGE Spójni Stargard. "Przy tylu niewiadomych ciężko podejmować konkretne decyzje"

Komentarze (0)