Serial dokumentalny "The Last Dance" o Michaelu Jordanie i Chicago Bulls okazał się prawdziwym hitem. Produkcja bije rekordy oglądalności. Fani są zachwyceni, a podekscytowania nie kryli także zawodnicy NBA, którzy chętnie dzielą się swoimi opiniami o samym filmie, ale także o poruszonych w nich wątkach.
Po premierze materiału ESPN znów zrobiło się głośno o Scottiem Pippenie i jego siedmioletnim kontrakcie, opiewający na kwotę 18 milionów dolarów, który podpisał w 1991 roku.
Chicago Bulls przez sześć następnych sezonów zdobyli pięć mistrzowskich tytułów. Zaczynali walkę o szósty, ale Scottie Pippen na początku nie był zdolny do gry, bo leczył kontuzję. Mógł robić to latem, ale chciał w ten sposób dać do zrozumienia zarządowi klubu, że należy mu się większa gaża i liczy na renegocjacje umowy.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Biegacze z Afryki zdominują igrzyska? "Nadal mogą normalnie trenować na wysokościach"
Michael Jordan potępiał zachowanie drużynowego kolegi i nawet po latach, w wywiadzie dla "The Last Dance", zdania nie zmienił. - Uważam, że Scottie zachował się samolubnie. Martwił się tylko o siebie. Nie dbał ani o drużynę, ani o organizację - wspominał rzucający obrońca "Byków".
Scottie Pippen był przed sezonem 1997/1998 dopiero 122. najlepiej zarabiającym zawodnikiem w NBA, a szóstym w swoim zespole. Generalny menadżer Bulls, Jerry Krause miał ponadto być skłonny wymienić go do innego klubu i uczestniczył w rozmowach transferowych.
W obronie Pippena stanął Draymond Green, trzykrotny mistrz ligi z Golden State Warriors. Podkreślał, że skrzydłowy mógł czuć frustracje i zlekceważenie. 30-latek otwarcie skrytykował też zachowanie Michaela Jordana.
- Jeśli Scottie Pippen zrobiłby coś takiego, ja, jako kolega z drużyny, nie byłbym na niego zły - powiedział Green w wywiadzie dla "WRTS: The After Party". - Ponieważ rozumiem, co wspólnie robimy i o co walczymy. Wszystko sprowadzało się do tego, że organizacja Bulls dbała o siebie. Nie troszczyli się o swoich zawodników - ciągnął skrzydłowy zespołu z Oakland.
- Byłem trochę rozczarowany tym, że Mike, do dziś uważa, że "Scottie był w błędzie", domagając się lepszej umowy - podkreślał Draymond Green. Jego zdaniem Jordan powinien bardziej wspierać kluczowego kolegę z zespołu. Przypomniał także, że różnica w ich zarobkach, była olbrzymia.
- Walcz razem ze swoimi chłopakami, bo oni są ci potrzebni i pragną tego, co ty - argumentował Green. - Jordan zarabiał 36 milionów dolarów, Pippen dwa, ale jednoczenie zaznaczasz: "kiedy ktokolwiek mówi o Michaelu Jordanie, powinien mówić też o Scottiem Pippenie".
- On po prostu powinien siedzieć cicho? - pytał retorycznie Green. - To nie ma sensu. Bardzo łatwo jest powiedzieć "nie, powinieneś to zaakceptować", kiedy twój dom jest ogromny i dostajesz 36 milionów dolarów, a ten człowiek zarabia dwa. To szalone - komentował Green. (Pippen za sezon 1997/1998 otrzymał 2,7 miliona dolarów przyp. red)
"Jeśli miałbym trzy życzenia w życiu, myślę, że poprosiłbym o 'The Last Dance'" - napisał na swoim Twitterze Dwyane Wade. "To były dwie najlepsze godziny podczas kwarantanny" - komentował skrzydłowy zespołu Philadelphia 76ers, Tobias Harris.
Serial o drużynie Michaela Jordana był nawet popularniejszy niż ostatnie play-off NBA. Przemysław Garczarczyk poinformował, że oglądalność dwóch pierwszych odcinków była na poziomie 6,3 mln osób na rynku amerykańskim. Ubiegłoroczne play-offy NBA oglądało 4,6 mln.
Czytaj także: Paul Pierce wraca do traumatycznych przeżyć. "Nosiłem przy sobie broń przez dwa lata"
Michael Jordan na "The Last Dance" nie zarobi nic. Odda wszystko na cele charytatywne