Największy sukces w karierze - rozmowa z Łukaszem Grzegorzewskim, zawodnikiem Spójni Stargard Szczeciński

Łukasz Grzegorzewski w ubiegłym sezonie był silnym punktem Spójni Stargard Szczeciński, notując w każdym meczu średnio 10,7 punktu i ponad 4 zbiórki. Dzięki dobrej postawie kolegów z drużyny, jak i swojej, popularny "Junior" wywalczył swój pierwszy w karierze awans do wyższej ligi.

Marcin Jeż: Jakby pan ocenił zeszły sezon?

Łukasz Grzegorzewski: Miniony sezon był dla mnie bardzo udany. Awansowaliśmy ze Spójnią do pierwszej ligi i to wszystko tłumaczy. Osiągnęliśmy cel, który sobie założyliśmy przed sezonem. Jesteśmy bardzo z tego zadowoleni.

Wcześniej przez kilka lat występował pan w pierwszej lidze. Duża jest różnicą pomiędzy zapleczem ekstraklasy, a drugą ligą?

- Jest spora różnica pomiędzy tymi klasami rozgrywkowymi. Polega ona na tym, że w drugiej lidze, było tylko cztery-pięć mocnych zespołów. Pozostałe drużyny były trochę słabsze i odbiegały poziomem od tej czołówki. A jeśli chodzi o pierwszą ligę, to poziom prawie całej ligi jest wyrównany, każdy może wygrać z każdym i często liczy się dyspozycja dnia zawodników.

Co zadecydowało o tym, że pozostał pan w Spójni na nowy sezon?

- Bardzo mi się podoba w Stargardzie Szczecińskim. Organizacja klubu jest bardzo dobra, więc długo nie zastanawiałem się nad podjęciem tej decyzji.

Jak się panu układała współpraca z trenerem Mieczysławem Majorem?

- Współpraca z trenerem Majorem układa mi się bardzo dobrze. Awansowaliśmy, więc współpracę trenera z zawodnikami można uznać za plus.

Awans wywalczony ze Spójnią, może pan uznać za swój największy dotychczasowy sukces?

- Tak, jest to niewątpliwie mój największy sukces osiągnięty w mojej karierze zawodniczej. Grając w pierwszej lidze nigdy nie miałem takiej przyjemności. Z drużynami Alby Chorzów i Siarki Tarnobrzeg trzy razy wziąłem udział w rundzie play-off i ani razu nie udało mi się przejść przez pierwszą rundę. Z kolei, jeśli chodzi o Spójnię, to był mój pierwszy sezon w tym klubie, i już udało mi się awansować, także bardzo się z tego cieszę. Po wywalczeniu awansu była wielka feta, bardzo mi się to podobało.

Spójnia jest pierwszym pana klubem z północy kraju. Z tego powodu rzadziej bywa Pan w rodzinnym domu?

- Zgadza się, rzadziej bywam w rodzinnych Pabianicach, ale jestem do tego przyzwyczajony. Grając w poprzednich klubach starałem się jeździć do domu jak najczęściej, jednak odległość i brak czasu nie pozwalała na to. Teraz z żoną mieszkam w Stargardzie, póki tam gram, tam jest nasz dom.

O co Spójnia powalczy w przyszłym sezonie?

- Takich konkretnych założeń przed nowym sezonem jeszcze nie ma. Sądzę, że awans do fazy play-off jest w pełni realny, a jak wiemy w play-offach może wydarzyć się wszystko. Przykładem na to jest awans Stali Stalowa Wola.

Kilka lat temu występował pan w jednej drużynie z obecną gwiazdą polskiej koszykówki, Marcinem Gortatem. Może pan powiedzieć coś o tym okresie?

- Z Marcinem grałem przez jeden sezon w ŁKS-ie Łódź. Graliśmy w juniorach oraz w drugiej lidze, wtedy jeszcze jako młodzi chłopcy. Ja za wiele nie grałem, ale Marcin już wyrastał na gwiazdę koszykówki. Wspominam te czasy bardzo dobrze. Marcin jest bardzo dobrym kolegą i kibicuję mu cały czas. Trzymam kciuki jednocześnie za Marcina i Orlando.

Jak przebiega u pana okres urlopowy?

- U mnie wakacje przebiegają spokojnie. Spędzam je na razie u rodziców, ale wybieram się nad polskie morze.

Komentarze (0)