EBL. Grzegorz Surmacz odpowiada: Klub oskarża mnie o brak profesjonalizmu, a sam wyrzucił mnie po poważnej kontuzji

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Surmacz i Almeida
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Surmacz i Almeida

- Klub oskarża mnie o brak profesjonalizmu, a sam wyrzucił mnie po kontuzji. Zostałem bez żadnej wypłaty, musiałem za swoje zapłacić za zabieg i rehabilitację - mówi nam Greg Surmacz, który wygrał sprawę w BAT ze Stalą na kwotę ponad 230 tys. zł.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: BM Slam Stal wydała oświadczenie po korzystnym dla pana wyroku w Koszykarskim Trybunale Arbitrażowym (BAT). Jak pan skomentuje to, co zostało zawarte w komunikacie klubu z Ostrowa Wielkopolskiego?[/b]

Grzegorz Surmacz, zawodnik Polpharmy Starogard Gdański: Nie będę ukrywał, że byłem mocno rozczarowany tym, co zostało zawarte w oświadczeniu. Rozumiem, że klub może nie być zadowolony z takiego wyroku BAT-u, ale kompletnie nie rozumiem ataku na moją osobę.

Z oświadczenia wynika, że to klub wykazywał dobrą wolę i oferował pomoc w trakcie kontuzji. Pan nie został przedstawiony w najlepszym świetle. Mówiąc delikatnie.

Boli mnie to, że klub stawia mnie w fatalnym świetle, jako tego najgorszego, który jest wszystkiemu winny. Od samego początku to ja chciałem rozmawiać i negocjować. Za wszelką cenę chciałem tę sprawę załatwić polubownie, bez chodzenia po sądach. Niestety w pewnym momencie wyczerpały się wszystkie możliwe opcje i musiałem oddać sprawę do sądu. Nie miałem innego wyjścia.

Zacznijmy od początku: jak było z paleniem marihuany i pozytywnym testem? Był pan tego świadomy?

Od samego początku niczego nie ukrywałem. Paliłem marihuanę w Kanadzie, gdzie jest to legalne, na weselu u kolegi. Było to w momencie, gdy byłem wolnym zawodnikiem i nie miałem z nikim podpisanego kontraktu. Tydzień po tym klub z Ostrowa przedstawił mi konkretne warunki umowy. Szybko doszliśmy do porozumienia. Po przyjeździe do Polski testy zostały zrobione. Wyszedł pozytywny wynik.

ZOBACZ WIDEO: #dziejsięwsporcie: co za przyjęcie piłki przez młodego Ukraińca! Nagranie podbija internet

I co wtedy?

Po badaniach zostałem zaproszony do klubu. Całą odpowiedzialność wziąłem na siebie. Nawet pamiętam moje pierwsze słowa, jak wszedłem do pokoju: "rozwiązujemy kontrakt?". Byłem przygotowany na to, że umowa zostanie rozwiązana, czy właściwie nie wejdzie w życie, z mojej winy.

Co było później?

Po odniesieniu kontuzji w meczu z Enea Astorią otrzymałem informację, że klub chce ze mną rozwiązać umowę. Dziesięć dni później pojawiły się konkrety, były rozmowy z moim agentem, ale stronom nie udało się dojść do porozumienia. Wtedy klub poprosił o rozmowę ze mną, więc stawiłem się na spotkaniu. Usłyszałem propozycję otrzymania jednej należnej mi pensji, mimo że przepracowałem w klubie dwa miesiące. Prezes Karasiński uznał, że nie mam racji. Pamiętam jego słowa: "ewentualnie możemy ci zapłacić jedną pensję".

Plus pokrycie kosztów operacji?

Nie. Ten temat wtedy w ogóle nie był poruszany. Ja pytałem, ale dostawałem jedynie wymijające odpowiedzi.

Czy to prawda, że klub - podczas rozmów o rozwiązaniu kontraktu - wyciągnął argument o pozytywnych wynikach na obecność marihuany?

Dokładnie tak było. Klub taki argument przedstawił w BAT. Chciał powiązać moją kontuzję z tym, co było wcześniej, mimo że ta kwestia była wspólnie ustalona i dogadana. Co więcej - od tamtego czasu przeszedłem dwa badania, na których wynik był negatywny. Jedno to było wewnętrzne badanie klubowe, kolejne zaś to badanie antydopingowe przeprowadzone przez Polską Agencję Antydopingową po meczu z Enea Astorią. Klub chciał ten argument wykorzystać przeciwko mnie w sądzie, ale BAT go odrzucił wskazując, że klub sam uwarunkował obowiązywanie umowy od wyników kolejnego badania oraz dopuścił mnie do treningów i meczów z drużyną.

Nowy trener Łukasz Majewski chciał pana z powrotem w drużynie?

Na początku sezonu zostałem odsunięty od drużyny, która przegrywała mecz za meczem. Trener Winnicki został zmieniony, kilku zawodników zostało zawieszonych, inni, w tym ja, stracili pracę. Otrzymałem informację, że nie ma już dla mnie miejsca, ale kilka dni później do mojego domu przyjechał trener Majewski. Szczerze porozmawialiśmy. Powiedział mi wtedy wprost: "widzę cię dalej w drużynie". Byłem gotowy zapomnieć o wszystkim i wrócić do zespołu, mimo że wcześniej klub mnie zwolnił. Trener mnie chciał, a ja chciałem zagrać dla niego po kontuzji i odwdzięczyć się za daną mi szansę, ale klub taki wariant też odrzucił.

To prawda, że klub chciał rozmawiać wtedy, gdy już zgłosił pan wniosek do BAT?

Tak. Gdy wysłałem dokumenty do BAT, Paweł Matuszewski zaprosił mnie na rozmowę. Przedstawił mi ofertę: dwie pensje, koszt leczenia i pobyt w mieszkaniu w trakcie pracy i rehabilitacji (4 miesiące). I nic więcej, żadnej dodatkowej pensji, mimo że kontuzji nabawiłem się w trakcie pracy. Nie rozumiałem postępowania klubu. Przecież mój kontrakt był ubezpieczony. W oświadczeniu padła kwota 100 tys. zł. zaproponowana przez klub, ale to kompletnie mija się z prawdą. Nigdy nie było mowy o takiej kwocie.

Najbardziej zabolały słowa o braku zawodowstwa?

Tak. 11 lat gram zawodowo w koszykówkę. Nigdy nie miałem żadnego konfliktu z jakąkolwiek drużyną. Raz rozstałem się z klubem w trakcie sezonu. To było w Sopocie. Ale rozstaliśmy się w zgodzie, za porozumieniem stron. Rozmowa trwała pięć minut. Dogadaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Nie rozumiem, że nagle klub z Ostrowa Wielkopolskiego, z którym wcześniej wywalczyłem wicemistrzostwo Polski, oskarża mnie o brak profesjonalizmu. Co więcej: ludzie w klubie sami mnie wyrzucili po poważnej kontuzji. Zostałem bez żadnej wypłaty, musiałem ze swoich środków zapłacić za zabieg i rehabilitację.

Zobacz także:
Liga Mistrzów, EuroCup, VTB. Gdzie zagrają polskie kluby?
EBL. Polska pionierem w Europie, ale czy to dobrze? Mam spore wątpliwości (komentarz)
EBL. Niemcy biorą MVP polskiej ligi. Jarosław Zyskowski ma nowy klub