EBL. Anwil Włocławek. McKenzie Moore: Wracam, bo chcę mistrzostwa!

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: McKenzie Moore
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: McKenzie Moore

- Mam poczucie niedokończonej misji we Włocławku, którą chcę zrealizować w nadchodzących miesiącach. Klub ma jasne cele: odzyskanie mistrzostwa Polski i awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To mi pasuje, lubię ambitne projekty - mówi McKenzie Moore.

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy gdy opuszczał pan Polskę na początku pandemii koronawirusa spodziewał się pan, że wróci do Włocławka po kilku miesiącach?

McKenzie Moore, zawodnik Anwilu Włocławek: Jak najbardziej. Mimo że mój pierwszy pobyt we Włocławku nie trwał długo, to bardzo dobrze zapamiętałem organizację klubu, na czele z prezesem Lewandowskim. Klub zrobił wszystko, żebym czuł się komfortowo w trakcie pandemii. Zadbał o każdy najmniejszy detal. Z tego miejsca chciałbym ludziom z klubu za to bardzo podziękować. Ogromne wrażenie zrobili na mnie także włocławscy kibice, którzy tworzą kapitalną atmosferę w trakcie spotkań. Mam nadzieję, że w nowym sezonie będę miał możliwość tego doświadczyć.

Wraca pan z misją "niedokończonej roboty"?

Tak! To świetne hasło, które idealnie nadaje się na tytuł (śmiech). Mam poczucie niedokończonej misji we Włocławku, którą chcę zrealizować w nadchodzących miesiącach. Klub ma jasne cele: odzyskanie mistrzostwa Polski i awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. To mi pasuje, lubię ambitne projekty.

Prezes Lewandowski - w oficjalnym komunikacie klubu - przyznał, że odrzucił pan oferty ze znacznie lepszych i mocniejszych klubów. To prawda?

Tak. Miałem intratne propozycje na stole, ale od samego początku deklarowałem chęć powrotu do Włocławka. Tak jak mówiłem - mam tutaj niedokończoną misję. Chcę poza tym udowodnić, że mogę grać na bardzo wysokim poziomie w Polsce i w Europie.

Wróćmy do tego, co było w lutym. Pamiętam, jak trener Igor Milicić na konferencji prasowej w Sopocie - gdy debiutował pan na parkietach PLK - mówił: "McKenzie podszedł do mnie w trakcie meczu i powiedział, że jest zaskoczony tym, że gra jest tak bardzo fizyczna". Faktycznie to było dla pana takie zderzenie?

Muszę przyznać, że byłem nieco zaskoczony tym, w jaki sposób gra się na parkietach PLK. Nie chcę mówić, że to było zderzenie z nową rzeczywistością, ale nie spodziewałem się tego, że gra się tak twardo i atletycznie. Sędziowie na dużo wtedy pozwalali, wydawało mi się, że w niektórych akcjach byłem faulowany, a tu gwizdka nie było (śmiech). Ale to kwestia przyzwyczajenia. Lubię twardą grę. Dopasuję się do tego.

W lutym do Włocławka przyjechał pan po grze... na Filipinach. Dlaczego nie grał pan w Europie?

Sezon rozpocząłem w Chinach. Stamtąd dostałem najlepszą ofertę. Wziąłem udział nawet w turnieju, w którym grał m.in. Lance Stephenson. Pokazałem się z niezłej strony, zebrałem dobre recenzje, ale niestety kontuzja pokrzyżowała moje plany. Wróciłem do domu, by tam odbyć rehabilitację. Po dojściu do zdrowia podpisałem umowę na Filipinach, choć nie ukrywałem tego, że za kilka miesięcy chciałbym wrócić do Europy. Mogę zdradzić, że już wtedy otrzymywałem pierwsze sygnały o tym, że trener Milicić widzi mnie w drużynie. Konkrety pojawiły się pod koniec stycznia. W kilka dni udało nam się wypracować porozumienie.

McKenzie Moore znów zagra na parkietach PLK
McKenzie Moore znów zagra na parkietach PLK

To prawda, że na grę w Anwilu namawiał pana... Ricky Ledo?

Tak. W 2019 roku graliśmy w jednym zespole "Team Hines" podczas The Basketball Tournament. To bardzo popularny turniej w Stanach Zjednoczonych. Świetna zabawa, na dodatek wielkie pieniądze do wygrania. Zwycięzca zgarnął... dwa miliony dolarów! A wystarczyło wygrać... tylko sześć meczów z rzędu (śmiech).

Gracze z NBA też brali w tym udział?

Właśnie nie. To wielka gratka dla Amerykanów, którzy grają na co dzień w Europie. W naszym zespole byli także m.in. Kyle Hines czy Mike James.

Na którym miejscu zakończyliście turniej?

Doszliśmy do półfinału. Przegraliśmy z Golden Eagles.

McKenzie Moore jest rozgrywającym? To pana nominalna pozycja?

Szczerze? Nie przywiązuję do tego większej wagi. Jestem koszykarzem, mogę grać jako rozgrywający, ale i jako... niski skrzydłowy. Wszystko zależy od ustawień i systemu trenera. Jestem też w stanie bronić zawodników z różnych pozycji. Uważam, że wszechstronność to mój duży atut.

Ale zarówno trener Milicić, jak i Mihevc widzą pana w roli rozgrywającego. Ma pan odpowiadać za kreowanie gry zespołu.

Jeden i drugi trener dokładnie przedstawili mi, jakie będą moje obowiązki na boisku, za co będę rozliczany. I to mi pasuje: jasna i konkretna wizja. Lubię organizować grę zespołu, grać pick&rolle, szukać kolegów na lepszych pozycjach. Już nie mogę się doczekać nowego sezonu.

Zobacz także:
Miał bilety, ale... nie wsiadł do samolotu. W klubie są na niego wściekli. Xavier Moon nie zagra w PLK
PLK w czasie pandemii. Koronawirus wywrócił wszystko. Jedni sparują, inni... budują składy
EBL. Jakub Schenk o odejściu z Torunia, cięciach w umowie i transferze do Szczecina [WYWIAD]

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska

Źródło artykułu: