Anwil Włocławek walczy z rywalami i własnymi słabościami. "Ale nadzieja wciąż się tli..."

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Shawn Jones i Ivan Almeida
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Shawn Jones i Ivan Almeida

Aż trudno uwierzyć w to, że po 24 rozegranych spotkaniach Anwil Włocławek ma na swoim koncie zaledwie... 9 zwycięstw. To koszmarny wynik, ale wciąż dający nadzieję na play-off. Sęk w tym, że z gry znów wypadło dwóch zawodników.

To jest koszmarny sezon dla Anwilu Włocławek. Zespół zbudowany za duże pieniądze przegrał walkę o Superpuchar, odpadł z walki o Ligę Mistrzów, nie awansował do Pucharu Polski, a na dodatek jest w dolnej części tabeli i ma niewielkie szanse na grę w fazie play-off, mimo wtorkowego zwycięstwa w derbowym spotkaniu z Polskim Cukrem Toruń.

Ten mecz był jak cały sezon - rollercoaster emocjonalny, wieczna huśtawka nastrojów: kilka dobrych minut i po chwili fatalny fragment, po którym trener Przemysław Frasunkiewicz i włocławscy kibice mogą jedynie bezradnie rozłożyć ręce.

Tak było np. po pierwszej kwarcie, w której Anwil stracił aż 30 punktów! Na nic zdały się motywacyjne przemowy trenera Frasunkiewicza, bo jego zawodnicy byli kompletnie nieobecni w obronie, brakowało im agresji i zaangażowania, kompletnie zapominając o tym, co było omawiane jeszcze kilkanaście minut temu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nietypowa sytuacja w meczu. Niemal wszedł z piłką do bramki

- To jest trudny temat... - ciężko westchnął na konferencji prasowej Frasunkiewicz. - Donovan Jackson trafiał bardzo trudne rzuty, ale nie da się ukryć, że zrobiliśmy wiele błędów, nie byliśmy wystarczająco agresywni. Musimy się wystrzegać takich momentów, bo to może nas drogo kosztować - wyliczał, ale po chwili z zadowoleniem dodał, że w trzech kolejnych kwartach jego zespół stracił tylko 45 punktów.

- Duża w tym zasługa młodych graczy: Pluty i Tomaszewskiego, którzy wnieśli do gry dużo energii i agresji. Dali sygnał do walki i gry na wyższych obrotach. Przestaliśmy kalkulować na boisku, intensywność się zwiększyła - podkreślił Frasunkiewicz.

W trakcie czwartej kwarty torunianie mieli już siedmiopunktową przewagę i byli o krok od wyeliminowania Anwilu z walki o fazę play-off. Zapytaliśmy trenera włocławian, czy pojawił się u niego moment zwątpienia, gdy widział jak toczą się losy derbowego starcia. Zaznaczył, że jest świadomy tego, że Anwil walczył nie tylko z rywalami, ale też z własnymi słabościami.

Jakimi? Na pewno źle zbudowany skład, liczne zmiany zawodników i trenerów, brak odpowiedniej hierarchii w zespole, kiepska forma niektórych zawodników, złe decyzje w trakcie meczów i ogromna liczba kontuzji: we wtorek Anwil grał bez Przemysława Zamojskiego, a pod koniec meczu poważnego urazu nabawił się Ivan Almeida. A to właśnie Kabowerdeńczyk dwoma celnymi rzutami z dystansu doprowadził do remisu w samej końcówce. Kluczową akcję wykonał Kyndall Dykes, który do Włocławka przyjechał na miesięczny try-out. Zaczyna przejmować rolę lidera zespołu, a to też wiele mówi o sytuacji Anwilu w tym sezonie.

- Czy jest zwątpienie? Nie, na pewno nie. Sytuacja w klubie nie jest łatwa, ale to nie czas na narzekanie, tylko na ciężką pracę i walkę. Do końca wierzę, że uda się wygrać. Bardziej przeżywam to, iż czasami wpadamy w taki dołek, że zamiast naciskać rywali na całym boisku, to cofamy się pod sam kosz. Mamy problemy z komunikacją, mimo że maksymalnie uprościliśmy nasze zasady w obronie. Z hierarchą też nie jest najlepiej w tym momencie, ale po prostu nie da się wszystkiego naprawić w ciągu kilku tygodni. To jest proces, potrzeba na to czasu - wyjaśnił Przemysław Frasunkiewicz.

Mimo fatalnego sezonu, w zespole nadal tli się nadzieja, że uda się jeszcze wyjść na prostą i zagrać w fazie play-off (bilans 9:15, ósma w tabeli PGE Spójnia ma 11 zwycięstw). We Włocławku doskonale zdają sobie sprawę, że od dłuższego czasu jadą na emocjonalnym rollercoasterze i w każdym meczu walczą o wszystko. Awans do fazy play-off - patrząc na obecną sytuację - będzie dużym wyczynem. Nie ma Zamojskiego i Almeidy, a terminarz jest mocno niesprzyjający: sześć meczów na wyjeździe.

- Jest ulga - to spotkanie nam bardzo pomoże w kontekście przyszłych meczów. Cały czas walczymy o ćwierćfinał, wierzymy w niego. Nie ma nawet gadki, że temat jest zakończony - dopóki piłka w grze, będziemy się bić - przyznał (za kkwloclawek.pl) Krzysztof Sulima, podkoszowy Anwilu Włocławek.

Zobacz także:
"Zespół muzyczny", "pracuś" i "bonus od JJ", czyli jak Zastal pokonał wielkie CSKA
Marcin Gortat: Takich momentów się nie zapomina. Aż mnie zmroziło [WYWIAD]
Wojciech Kamiński: 6-7 drużyn po cichu myśli o finale. Legia też [WYWIAD]
Chase Simon, była gwiazda PLK: Tęsknię za Polską. Chciałbym zagrać dla Milicicia [WYWIAD]

Źródło artykułu: