NBA. LeBron tym razem nie uratował Lakers, Wizards pokonali mistrzów po dogrywce

Getty Images / Katelyn Mulcahy / Na zdjęciu: LeBron James
Getty Images / Katelyn Mulcahy / Na zdjęciu: LeBron James

Trwa świetna seria Washington Wizards, którzy odnieśli właśnie piąte zwycięstwo z rzędu. Podopieczni Scotta Brooksa pokonali w poniedziałek aktualnych mistrzów NBA.

LeBron James trafił z faulem Russella Westbrooka na 9,8 sekundy przed końcem czwartej kwarty i mógł dać Lakers prowadzenie, ale przestrzelił rzut wolny. Lider Wizards,  chwilę później chybił próbę równo z syreną i po 48 minutach, na tablicy wyników był remis 115:115.

Dogrywka ułożyła się po myśli "Czarodziei", dla których wszystkie 12 punktów w tej części meczu zdobył duet Westbrook - Beal. Ten pierwszy wbił się pod kosz i oddał celny rzut na 11,6 sekund przed upływem dodatkowych pięciu minut, a przy tym faulował go James. Goście prowadzili 127:124.

Westbrook mógł przesądzić o losach spotkania już wtedy, ale pomylił się z linii rzutów wolnych. LeBron wziął odpowiedzialność na własne barki, zebrał piłkę w obronie i oddał próbę z dystansu. Gdyby trafił, byłby remis, jednak tym razem czterokrotny mistrz NBA nie uchronił swojego zespołu od porażki.

Wizards po nietrafionym rzucie Jamesa triumfowali 127:124 i odnieśli piąte z rzędu, a jedenaste zwycięstwo w sezonie 2020/2021. To dla ich klubu najdłuższa taka seria na przestrzeni trzech ostatnich lat. Pokonali ostatnio odpowiednio: Celtics, Rockets, Nuggets, Blazers, a teraz też Lakers.

- To wspaniałe uczucie, ale jednocześnie mamy świadomość, że nic wyjątkowego jeszcze nie zrobiliśmy. Chcemy kontynuować to, co robimy teraz - komentował w rozmowie z dziennikarzami Beal, który zdobył w poniedziałek 33 punkty. - Cały czas mamy złe nawyki, z którymi musimy zerwać, ale nie pomijamy tego, co się właśnie dzieje, bo to naprawdę świetne - dodawał rzucający obrońca. Westbrook otarł się o triple-double, notując 32 "oczka", 14 zbiórek oraz dziewięć asyst.

Dla obrońców tytułu 31 punktów, dziewięć zebranych piłek oraz 13 kluczowych podań wywalczył LeBron James. Gwiazdor "Jeziorowców" trafił jednak tylko 14 na 29 oddanych rzutów z pola, w tym 2 na 10 za trzy. Lakers wciąż są osłabieni brakiem Anthony'ego Davisa i Dennisa Schrodera.

Phoenix Suns nie dali żadnych szans Portland Trail Blazers, zwyciężając u siebie 132:100. Devin Booker zaaplikował rywalom 34 "oczka". Damian Lillard podkręcił kostkę we wczesnej fazie spotkania, ale wrócił na parkiet. Lider Blazers (24 punkty) mimo wszystko nie odmienił losów meczu, a jego zespół poniósł 12. porażkę.

Charlotte Hornets w trzeciej kwarcie prowadzili z Utah Jazz nawet różnicą 11 punktów (81:70), ale Jazzmani po czterech odsłonach triumfowali aż 132:110. Ostatnia partia zakończyła się wynikiem 41:20. Czterech zawodników Utah zdobyło 20 lub więcej punktów, a Mormoni z Salt Lake City z bilansem 25-6 są na szczycie Konferencji Zachodniej.

Wyniki:

Houston Rockets - Chicago Bulls 100:120 (24:29, 24:25, 26:46, 26:20)
(Nwaba 22, Brown 16, Wall 15, House Jr. 15 - White 24, LaVine 21, Carter Jr. 18)

Dallas Mavericks - Memphis Grizzlies 102:92 (26:13, 28:23, 27:26, 21:30)
(Hardaway Jr. 29, Doncić 21, Brunson 19 - Morant 22, Bane 12, Clarke 11, Valanciunas 11)

Utah Jazz - Charlotte Hornets 132:110 (35:35, 29;32, 27:23, 41:20)
(Mitchell 23, Ingles 21, Niang 21, Clarkson 20 - Hayward 21, Ball 21, Monk 20, Washington 17)

Oklahoma City Thunder - Miami Heat 94:108 (21:2,3 33:22, 23:34, 17:29)
(Gilgeous-Alexander 27, Bazley 13, Roby 12 - Robinson 22, Nunn 20, Adebayo 19(

Phoenix Suns - Portland Trail Blazers 132:100 (32:26, 31:28, 37:17, 32:29)
(Booker 34, Ayton 19, Sarić 14 - Lillard 24, Little 18, Trent Jr. 11)

Los Angeles Lakers - Washington Wizards 124:127 po dogrywce (33:23, 30:26, 23:31, 29:35, 9:12)
(James 31, Harrell 26, Caldwell-Pope 21 - Beal 33, Westbrook 32, Hachimura 15)

Indiana Pacers - San Antonio Spurs przełożony

Czytaj także: Thriller w hicie dla Nets! Jordan dobił na zwycięstwo, faul w ataku Leonarda

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wieloryb na brzegu. Co za zdjęcie Mariusza Pudzianowskiego!

Źródło artykułu: