Klęska biało-czerwonych - relacja z meczu Izrael - Polska

Fatalne spotkanie było dziełem koszykarzy reprezentacji Polski. Podopieczni Muliego Katzurina od samego początku meczu znacząco odstawali od Izraelczyków. Nic więc dziwnego, że z czasem przewaga graczy Zvi Sherfa rosła. W składzie biało-czerwonych zabrakło co prawda Marcina Gortata, ale jego całkiem nieźle zastąpił Maciej Lampe. Największym mankamentem była gra w obronie, a także nieskuteczność przy rzutach z dystansu.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed meczem z Izraelem pewne było, że nie zagra Marcin Gortat, który w piątkowym spotkaniu przeciwko Wielkiej Brytanii, doznał kontuzji pleców. Uraz nie jest groźny, ale sztab szkoleniowy reprezentacji Polski uznał, że środkowy Orlando Magic, nie zagra już w londyńskim turnieju.

Początek pierwszej kwarty to zdecydowana dominacja Izraelczyków. Obrona naszej reprezentacji była dziurawa, szczególnie na obwodzie. Wykorzystał to Yotam Halperin, który w ekspresowym tempie doprowadził do wyniku 5:0. Pierwsze punkty dla biało-czerwonych zdobył Maciej Lampe. To właśnie nowy nabytek Maccabi Tel Awiwu najlepiej prezentował się w ataku, w naszym zespole. Partnerzy świetnie odnajdywali Lampe, a ten z łatwością umieszczał piłkę w koszu. Co warto zaznaczyć, Lampe jako ostatni dołączył do kadry, a w meczu z Izraelem zastępował kontuzjowanego Gortata. 24-letniemu zawodnikowi brakowało jednak wsparcia. W fatalnej dyspozycji był Michał Ignerski, który nie trafiał do kosza, nawet z wydawałoby się, łatwych sytuacji. Podopieczni Zvi Sherfa wykorzystali dobrą formę wspomnianego wcześniej Halperina, a także Tal Burnstein. Obaj zawodnicy byli bardzo aktywni w ofensywie, i dzięki temu nie mieli większych problemów z wypracowaniem sobie dogodnej sytuacji rzutowe. Po kolejnym trafieniu Halperina, Izrael prowadził 19:9. Wówczas to jednak przebudzili się nasi reprezentanci. Po "trójce" Szymona Szewczyka oraz lay-upie Krzysztofa Szubargi przewaga rywala stopniała do sześciu "oczek". Ostatnie słowo w inauguracyjnej odsłonie należało do graczy Sherfa.

Koszykarze Muliego Katzurina w drugiej odsłonie musieli odrabiać straty. Początkowo wychodziło nam to fatalnie. Przeciwnicy szybko złapali wiatr w żagle, i odskakiwali. Moment kapitalnej gry zaliczył Amit Tamir. Reprezentant Izraela dwukrotnie umieścił piłkę w koszu. W tym właśnie momencie tego spotkania Polska przegrywała już 11 "oczkami". Biało-czerwoni nie dali jednak za wygraną. Twardsza obrona, oraz dobra postawa w ataku sprawiła, że zawodnikom Sherfa pozostało jedynie dwa punkty przewagi. Spora w tym zasługa Krzysztofa Roszyka. Doświadczony, 31-letni był najsilniejszym ogniwem polskiego teamu. Wspierali go Lampe oraz David Logan. Jednak w poczynania naszych koszykarzy ponownie wdarł się chaos. Wykorzystał to po raz kolejny w tym starciu Burnstein, a także Eliyahu. Izraelczycy schodzili na przerwę, mając w zanadrzu dziewięć "oczek" w zapasie.

Biało-czerwoni w pierwszej połowie notowali jedynie chwilowe okresy dobrej gry. Nie zamazało to jednak ich ogólnej postawy, która była zła. Maciej Lampe grał dobrze, ale brakowało mu wsparcia. Od czasu do czasu nieźle spisywał się Roszyk, ale na drużynę narodową Izraela było to zdecydowanie za mało. Słabo funkcjonowała linia obronna w naszym zespole. Przede wszystkim zbyt wiele miejsca mieli Halperin oraz Burnstein. Wspomniany tandem był "katem" Polaków w pierwszych dwóch partiach.

Wydawać się mogło, że pozostało nam już tylko odrabianie strat. Ale Izrael nie spoczął na laurach. Zawodnicy Zvi Sherfa wyszli bardzo zmotywowani na parkiet. Widać to było, w szczególności, w poczynaniach Burnsteina. 29-latek był fantastyczny. Trzykrotnie dziurawił on kosz rzutami z dystansu. To był bardzo silny cios dla biało-czerwonych, z którego długo nie mogli się otrząsnąć. Co więcej, był to dopiero początek dominacji naszych rywali, którzy wygrali początek tej partii 15:2. Burnsteina wspierali Gay Mekel oraz Lior Eliyahu. Polacy grali nie tylko bez pomysłu, ale zdecydowana większość prób była niecelna. Dopiero w samej końcówce trzeciej kwarcy, kiedy przeciwnicy trochę odpuścili w obronie, nasi reprezentanci zaczęli odrabiać straty. Ponownie najlepszym graczem był Lampe, który zdobył ostatnie punkty w tej kwarcie.

Podobnie jak w trzeciej odsłonie - czwartą partię otworzył celnym rzutem zza linii 6,25m Burnstein. Koszykarz ten był jednak faulowany, w efekcie czego zaliczył on akcję 3+1. W tym momencie przewaga Izraelczyków wynosiła aż 23 "oczka". Jednak po chwili do kosza z dystansu, trafił - po raz pierwszy w tym spotkaniu - Ignerski. Podopieczni Muliego Katzurina grali nieco skuteczniej - kolejne punkty zdobywał Lampe. Przypomniał o sobie duet graczy obwodowych: Logan - Szubarga. W miarę upływu czasu, coraz bardziej rozluźnieni byli nasi przeciwnicy. Zvi Sherf na parkiet desygnował już głęboką rezerwę, co z kolei wykorzystywali gracze Katzurina. Przewaga topniała, i na nieco ponad minutę przed końcem było już 81:72. Ale na więcej nie było już stać naszych zawodników. Izraelczycy zdołali jeszcze dopisać kilka "oczek" do swojego dorobku, i ostatecznie triumfowali oni 86:72.

Izrael - Polska 86:72 (21:13, 20:19, 24:13, 21:27)

Najwięcej dla Izraela: Tal Burnstein 28, Guy Pnini 12, Yotam Halperin 11.

Polska: Maciej Lampe 22, David Logan 15, Krzysztof Roszyk 8, Krzysztof Szubarga 6, Szymon Szewczyk 5, Michał Ignerski 5, Filip Dylewicz 4, Adam Wójcik 3, Michał Chyliński 2, Robert Witka 2, Łukasz Koszarek 0, Iwo Kitzinger 0.

Komentarze (0)