[b]
Patryk Pankowiak, WP SportoweFakty: Powinienem zwracać się do pana George Earl Kell III? Bardziej znany jest pan, jako Trey Kell.[/b]
Trey Kell, koszykarz Arged BMSlam Stali Ostrów Wielkopolski: Zgadza się. Żeby poznać powód, dla którego wszyscy nazywają mnie po prostu "Trey", trzeba cofnąć się w przeszłość. Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, rodzice zaczęli mnie tak przezywać, ponieważ jestem trzecim w rodzinie, który nazywa się George Earl po moim dziadku i tacie. Trey znaczy "trzy". Tak się też przedstawiam odkąd pamiętam.
Jak to się stało, że z odległego Hongkongu trafił pan do polskiej ligi?
Oferta pojawiła się niedługo po zakończeniu rozgrywek, w których reprezentowałem barwy Syrii podczas turnieju w Katarze. Agent przekazał mi, że trener Igor Milicić się z nim skontaktował i powiedział, że szuka rozgrywającego. Klub wyraził zainteresowanie moją osobą, ja też chciałem podpisać kontrakt i szybko doszliśmy do porozumienia.
Polska. Co sobie pan pomyślał?
Jeden z moich dobrych kolegów, Brynton Lemar, grał w Polsce rok temu w zespole z Lublina. Zaciągnąłem u niego informacji. Powiedział mi, że to liga, w której nie brakuje fizycznej rywalizacji i dobrych zawodników. Chciałem pokazać się tu z dobrej strony, co mam nadzieję, że mi wychodzi i wygrać tyle meczów z moim zespołem, ile tylko zdołamy. Jestem zadowolony z dotychczasowych wyników.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę
Patrząc na to z perspektywy czasu, decyzja okazała się trafna. Pana, ale i klubu.
Jeśli chodzi o mnie, mogę powiedzieć, że zdecydowanie tak. To świetne doświadczenie. Mamy zespół, który się uzupełnia. Trener darzy mnie bardzo dużym zaufaniem, za co jestem niezwykle wdzięczny. Pracując tu, staję się lepszym zawodnikiem, a moja kariera idzie w dobrym kierunku. To była dobra decyzja, żeby dołączyć do Arged BMSlam Stali.
Jak opisze pan siebie na parkiecie? Nie ma pan warunków fizycznych, cechujących klasycznego rozgrywającego. Powiedziałbym raczej, że jest pan "nowoczesnym" rozgrywającym.
Wiem, że to newralgiczna pozycja, a ja nie zawsze na niej występowałem. Częściej grałem, jako rzucający obrońca. Jestem na pewno innym typem zawodnika na tej pozycji, niż klasyczni rozgrywający. Większość graczy na "jedynce" jest ode mnie niższa, więc staram się wykorzystywać tę przewagę wzrostu w bezpośrednich rywalizacjach, ale też przy podaniach czy zbiórkach. Traktuję to jako atut.
Udaje się to panu całkiem nieźle, bo notuje pan średnio 16,2 punktu, 5,9 zbiórki i 6,3 asysty. 25-latek przychodzi tak naprawdę "znikąd" i jest czołową postacią ligi.
To zabawne, bo "że przychodzę znikąd", słyszę w każdym miejscu, do którego trafiam (śmiech). Jestem dla ludzi zaskoczeniem. Być może wiele osób jeszcze o mnie nie słyszało, wiem też, że nie miałem najlepszego początku kariery, ale wszystko się zmienia.
Trenerzy dają mi szanse, a ja staram się im odpłacać w najlepszy możliwy sposób. Chciałbym, żeby sztab szkoleniowcy i klub z Ostrowa byli ze mnie zadowoleni. Przyszedłem tu, żeby pomóc drużynie w odnoszeniu zwycięstw i tylko to się liczy.
Jeśli dla ludzi moja postawa jest zaskoczeniem, to w porządku, jestem w stanie to zrozumieć. Ale dla mnie nie ma zaskoczenia, bo wiem, ile wkładam to wszystko wysiłku i pracy. Oczekuję rezultatów.
Jak to było z Los Angeles Lakers?
Przed tym, jak zgłosiłem się do draftu, odbywałem treningi z zespołami NBA, w tym właśnie z Los Angeles Lakers. To ciekawe doświadczenie, które zawsze będę wspominał. Chciałbym jeszcze kiedyś dojść do takiego punktu w karierze, w którym kluby NBA zaproszą mnie na treningi.
Wciąż myśli pan o NBA?
To zawsze będzie mój nadrzędny cel i coś, o czym marzę od dziecka. Wiem jednak, w jakim jestem miejscu i nad czym muszę pracować. Wciąż mam dużo do zrobienia, muszę wykonywać systematyczne kroki z roku na rok, a może kiedyś nadarzy się jeszcze szansa i możliwość występów w najlepszej lidze świata. Czy o tym myślę? Rzadko, raczej nie zaprzątam sobie głowy gdybaniem. Skupiam się na tym co jest tu i teraz.
Trener Igor Milicić wziął pana pod swoje skrzydła. Słyszałem, że mocno pomaga się panu rozwinąć i uważa, że w niedalekiej przyszłości będzie miał pan oferty z topowych europejskich klubów.
Teraz kumuluję swoją energię przede wszystkim na play-offach w polskiej lidze i rozgrywkach Pucharu Europy FIBA. Wiem, że trener ufa mi, wierzy w mój potencjał i w to, jakim mogę być zawodnikiem.
Już podczas pierwszego tygodnia pracy z nim, powiedział mi, że się u niego znacząco rozwinę. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, a zarazem podekscytowany tym, co się dzieje. Chciałbym zakończyć ten sezon z mistrzostwem Polski oraz triumfem w Final Four europejskich rozgrywek.
Jaka historia wiąże się z otrzymaniem przez pana syryjskiego paszportu?
Dużo osób zdaje mi to pytanie. To ciekawe, że Amerykanin występuje w kadrze narodowej Syrii. Jak do tego doszło? Trener, który pracował ze mną podczas mojego pierwszego roku w lidze kanadyjskiej, Joe Salerno został szkoleniowcem Syrii.
Wracałem wtedy po kontuzji złamanego kciuka, a on zapytał mnie, czy szukam pracy. Przedstawił mi swoją wizję i powiedział, że będę miał okazję sprawdzić się na tle innych reprezentacji i zawodników. Pokazałem, że jestem fizycznie gotowy. Już wcześniej zrobiliśmy razem dużo dobrego, bo wygraliśmy razem ligę kanadyjską.
Salerno powiedział, że wybrał mnie do gry w jego zespole w kadrze. I tak to wyglądało, tak było z syryjskim paszportem. Jest to paszport tymczasowy. Przede mną Puchar Azji FIBA, w którym chcę wystąpić.
Ma pan tam całą rzeszę fanów. Nawet, kiedy podpisał pan kontrakt w Polsce, syryjscy kibice mocno udzielali się na profilach społecznościowych Stali.
Wsparcia fanów z Syrii jest szalone! Kiedy w listopadzie pokonaliśmy Iran, a udało się to kadrze Syrii pierwszy raz w historii, mój telefon dosłownie oszalał. Miałem dziesiątki powiadomień. Twitter, Facebook, Istagram - wiadomości wszędzie. Za każdym razem, kiedy coś publikuję, ludzie w komentarzach przypominają o swoim wsparciu, wysyłając na przykład syryjskie flagi. W wiadomościach prywatnych pytają, co u mnie i dziękują mi za grę w ich reprezentacji.
To świetnie obrazuje, ile można dać dobrego ludziom, grając 40-minutowy mecz. I to jest pozytywna energia przekazywana już przez miesiące! Uwielbiam ich i jestem im wdzięczny za takie traktowanie. Pokazują mi swoją miłość do dziś, śledzą moją karierę. Ja ze swojej strony zrobię wszystko, żebyśmy podczas następnych reprezentacyjnych zmagań zaprezentować się z dobrej strony.
Co chce osiągnąć Trey Kell?
Trudno powiedzieć. Czuję, że zawsze jest coś, co mógłbym robić lepiej. Mam dobre mecze, ale wiem, że wciąż muszę dużo poprawić. Chcę być po prostu lepszy z roku na rok. Celem jest bycie lepszym każdego lata. Niezależnie, w jakim zespole będę, chcę pokazywać, że jestem zawodnikiem ciężko pracującym na sukces.
Czytaj także: Wielka forma Michała Sokołowskiego. Polak błyszczy we Włoszech
Maciej Lampe już znalazł nowy klub!