- Władze klubu zaproponowały przedłużenie współpracy, nową, trzyletnią umową. Wszystko rozstrzygnęło się dosyć szybko. Praca w Legii bardzo mi się podoba, długo się nie zastanawiałem - przyznał Wojciech Kamiński (za oficjalnym komunikatem prasowym).
47-letni szkoleniowiec objął zespół w lutym 2020 roku zastępując na tym stanowisku Tane Spaseva - wówczas sezon został przerwany przez pandemię koronawirusa.
Ten miniony był z kolei pierwszym, gdzie "Kamyk" zbudował zespół i prowadził go od początku do końca rozgrywek. O mało nie zakończył go z brązowym medalem mistrzostw Polski. Ten finalnie odebrało Legii Warszawa niesamowite trafienie Elijaha Stewarta ze Śląska Wrocław.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Perfekcyjna bramkarka"! Iga Świątek poradziłaby sobie w futbolu?
- Bardzo pozytywnie oceniamy pracę trenera Wojciecha Kamińskiego, która trwa już półtora roku. Podjęliśmy decyzję, że trzyletnia umowa będzie stabilizacją pracy klubu pod względem sportowym - przyznał Jarosław Jankowski, przewodniczący Rady Nadzorczej koszykarskiej sekcji Legii.
- Trener Wojciech Kamiński świetnie rozwija zawodników, ma wizję budowy składu i ma swój system gry, który się sprawdza na boisku - dodał.
Ruch z Kamińskim to początek budowy zespołu na sezon 2021/2022. - Kompletujemy nową drużynę, te prace trwają, już w najbliższych dniach planujemy ogłosić pierwsze nazwiska zawodników - przyznał Jankowski.
Jaka będzie nowa Legia? Ma być podobna do tej, która dała drużynie tak doskonałe wyniki w miniony rozgrywkach. - Chcę mieć zespół bardzo zbliżony do zeszłorocznego, czyli taki, który walczy, nie poddaje się, ciężko trenuje. Chcę pracować z ludźmi gotowymi do pracy, poświęceń - zakończył Kamiński.
#LegiaKoszTransfery by #LOTTO! Trener Wojciech Kamiński będzie kontynuował swoją pracę w naszym klubie przez kolejne trzy lata, aż do końca sezonu / #plkpl @totalizator_sp
— Legia Kosz (@LegiaKosz) May 17, 2021
Szczegóły https://t.co/alY368IzCa pic.twitter.com/El31eSyRy5
Zobacz także:
Waczyński w końcu z "dwucyfrówką", bardzo ważny triumf Unicaji
Coś się kończy, coś zaczyna. Marcin Woźniak odchodzi z Anwilu, ale daleko się nie przenosi