Litwini, gospodarze turnieju, zrobili swoje. Trener Darius Maskoliunas "oszczędzał" minuty swoich kluczowych zawodników, a mimo to zespół i tak wygrał mecz, który najpewniej zadecydował o pierwszym miejscu w grupie.
Maszyna napędzała się jednak bardzo powoli - po pierwszej kwarcie było zaledwie 11:10. Im dalej tym jednak funkcjonowała lepiej.
Królem parkietu - czego można było się spodziewać - był środkowy Jonas Valanciunas. Spędził na parkiecie 21 minut, a w tym czasie uzbierał 20 punktów (8/9 z gry) i 11 zbiórek. Wskaźnik jego efektywności gry wskazał liczbę 30.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: seksowna Lindsey Vonn z nowym wyzwaniem. "Pierwszy raz bez liny"
Wenezuela do końca nie odstawała, ale argumentów na zwycięstwo nie miała. Przed tym zespołem kluczowy mecz z Koreańczykami, który zadecyduje o tym, jaki zespół uzupełni stawkę półfinalistów turnieju, którego stawką jest wyjazd na igrzyska olimpijskie. Do Tokio poleci tylko zwycięzca.
Przypomnijmy, że we wtorek pierwszą wygraną na turnieju w Kownie osiągnęła również reprezentacja Polski, która pokonała 83:64 Angolę.
Kolejna seria meczów już w środę, ale Biało-Czerwoni w tym dniu mają pauzę. Do rywalizacji wrócą w czwartek, kiedy to o 15:30 zmierzą się ze Słoweńcami.
Litwa - Wenezuela 76:65 (11:10, 25:18, 19:16, 21:21)
Litwa: Jonas Valanciunas 20 (11 zb), Mantas Kalnietis 12, Domantas Sabonis 12, Rokas Giedraitis 10, Marius Grigonis 8, Rokas Jokubaitis 7, Lukas Lekavicius 4, Eimantas Bendzius 3, Arnas Butkevicius 0, Tomas Dimsa 0, Mindaugas Kuzminskas 0, Gytis Masiulis 0.
Wenezuela: David Cubillan 11, Michael Carrera 9, Heissler Guillent 8, Garly Sojo 7, Miguel Ruiz 6, Pedro Chourio 5, Jose Vargas 5, Gregory Vargas 5, Windi Graterol 5, Yohanner Sifontes 4, Luis Bethelmy 0, Anyyelo Sierra 0.
# | Drużyna | M | Pkt. | W | P | +/- |
---|---|---|---|---|---|---|
Litwa | 1 | 1 | 2 | 1 | 0 | 76:65 |
Wenezuela | 1 | 1 | 1 | 0 | 1 | 65:76 |
Korea Południowa | - | - | - | - | - | - |
Zobacz także:
Trzech zagrało, reszta w cieniu. "Może nie chcieli się "wypruć"? Ze Słowenią to nie przejdzie"
Dołączył jako ostatni, grał najdłużej. Slaughter podkreśla: Chemia siłą zespołu