Gwiazdor Chicago Bulls, DeMar DeRozan pochodzi z kalifornijskiego, owianego złą sławą Compton. Gra w NBA już od 13 lat. Przyznał, że każdy występ w domowym Los Angeles to dla niego wyjątkowe przeżycie. Ten niedzielny mecz z Clippers był jednak inny, niż wszystkie dotychczasowe w hali Staples Center.
Kiedy DeRozan przyjeżdżał grać do Los Angeles, na trybunach zawsze zasiadał jego ojciec, Frank. Teraz po raz pierwszy go na nich zabrakło. Mężczyzna w lutym zmarł po długiej walce z chorobą.
- To było moje pierwsze spotkanie w domu, odkąd odszedł mój tata - mówił w rozmowie z mediami DeMar DeRozan. - Był na każdym meczu. Nie opuścił ani jednego - dodawał ze wzruszeniem 32-latek.
DeRozan w starciu przeciwko drużynie z Kalifornii zdobył najlepsze w tym sezonie 35 punktów i poprowadził Bulls do zwycięstwa 100:90. Goście zatrzymali Clippers, którzy mieli na swoim koncie siedem triumfów z rzędu.
- Zawsze, kiedy wracam do domu, to zaszczyt - dodawał rzucający obrońca, były zawodnik Toronto Raptors i San Antonio Spurs, a aktualnie jeden z kluczowych zawodników "Byków". Zespół z Chicago legitymuje się bilansem 9-4, który daje im trzecie miejsce w Konferencji Wschodniej.
Czytaj także: Sensacyjny powrót stał się faktem!
"Małe zwycięstwo" Arged BM Stali w Izraelu. O co chodzi?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: olbrzymie święto na ulicach! Te obrazki robią wrażenie