Arkadiusz Miłoszewski: Wiem, że zrobiłem problem Jasińskiemu. Mówi o kulisach zatrudnienia w Kingu [WYWIAD]

- Żan Tabak namaścił Vidina na swojego następcę, bardzo często go wychwalał. Mówił, że warto oglądać Śląsk. Ja miałem swoje zdanie na ten temat, sprzeczaliśmy się, ale trener był nieugięty - mówi nam Arkadiusz Miłoszewski.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Arkadiusz Miłoszewski WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Arkadiusz Miłoszewski
Arkadiusz Miłoszewski to kolejny polski trener w Energa Basket Lidze. Szkoleniowiec objął drużynę Kinga Szczecin, po tym jak nie wyszedł tam eksperyment z Litwinem Rolandasem Jarutisem. Miłoszewskiego poparło sporo osób, w tym nawet... kadrowicze i prezes PLK Radosław Piesiewicz.

- Niektórzy mi doradzali: "bierz numer do Króla i dzwoń". Nie zrobiłem tego, kompletnie nie umiałem sobie wyobrazić takiej rozmowy. Bo jakby miała to wyglądać? "Dzień dobry, jestem Miłoszewski, może by mnie pan zatrudnił?". Wszystko tak naprawdę odbyło się bez mojej wielkiej inicjatywy, dużo ludzi mi w tym pomogło. Nie chcę wymieniać nazwisk, pomogła tzw. "poczta pantoflowa" - mówi nam 48-letni Miłoszewski, który w rozmowie opowiada o pracy i relacjach z Żanem Tabakiem i odejściu z Enea Zastalu BC.

Szczecinianie w tym momencie z bilansem 7:6 zajmują siódme miejsce w PLK. Mają dobrą pozycję wyjściową w kontekście walki o miejsce w fazie play-off i finałowym turnieju Suzuki Pucharu Polski. Ostatnio do zespołu dołączyło dwóch zawodników: Jay Threatt i Malachi Richardson.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zaręczyny w przerwie meczu? To się nigdy nie znudzi

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Zacznijmy od kadry Polski, w której był pan asystentem w ostatnich latach. Gdy pojawił się Igor Milicić, przestał pan pełnić tę funkcję. Dlaczego?

Arkadiusz Miłoszewski, trener Kinga Szczecin: Kadra? Już o tym temacie nawet zapomniałem... A mówiąc poważne: to jest chyba naturalna kolej rzeczy, że gdy przychodzi nowy trener, to on ma prawo do wyboru zawodników i całego sztabu szkoleniowego. Każdy ma swoją filozofię, ma też zaufanych ludzi, na których może liczyć w każdej sytuacji. Ja do trenera Igora Milicicia nie mam żadnych pretensji. Mało kto o tym wie, ale my kiedyś graliśmy... w jednej drużynie! To było w Polonii Warszawa. Co prawda nie mamy teraz ze sobą kontaktu, ale szanujemy się, nie ma nic takiego, co by jego dyskwalifikowało w moich oczach i odwrotnie. Igor dobrał swoich ludzi. Po prostu. Życie pisze różne scenariusze. Trzeba być na to gotowym. Temat kadry jest zamknięty, ale oczywiście dalej jestem kibicem. Niech drużyna wygrywa i odnosi kolejne sukcesy!

Przejdźmy do Kinga Szczecin. Jak się pan znalazł w tym klubie? To była pana inicjatywa?

Tu należy wrócić do tego, co działo się w trakcie sezonu 2020/2021. Jak wszyscy wiedzą, też doszło do zmiany szkoleniowca w Kingu Szczecin. Łukasza Biela zastąpił Jesus Ramirez. Mogę zdradzić, że zadzwoniłem wtedy do jednego z agentów, który ma dobre relacje ze szczecińskim klubem, by mnie polecił do Krzysztofa Króla. Zadzwonił i tak zrobił. Usłyszałem: "są małe szanse, bo właściciel chce trenera zagranicznego z dużym nazwiskiem".

Przed tym sezonem nie było żadnego tematu, bo myślałem, że nie będzie zmiany na stanowisku trenera. Sądziłem, że trener Ramirez zostanie na dłużej. Miałem inne propozycje z klubów na stanowisko asystenta, żadnej oferty do pracy w roli I trenera jednak nie miałem.

Dlaczego został pan w Zielonej Górze?

Zatrzymało mnie kilka elementów: dobra koszykówka, wysoki poziom, VTB. Nie ukrywam, że motywujące były słowa reprezentantów, którzy mocno mnie chwalili podczas zgrupowania kadry. Mówili o dużym postępie, dostałem od nich wsparcie. Nawet Mateusz Ponitka w autobusie sobie żartował: "Trenerze, a kiedy pan spróbuje jako head coach? Ja cały czas czekam!" To był taki impuls. Już wtedy poczułem się mocny, choć miałem podpisany kontrakt z Zastalem na pełnienie roli asystenta. W Zielonej Górze pracowałem normalnie, przygotowywałem się od meczu do meczu. Aż w pewnym momencie dostałem informację, że w Kingu znów jest wakat na pozycji szkoleniowca. "Miły, atakuj", "To jest twoja szansa" - usłyszałem od zaprzyjaźnionych trenerów i zawodników.

I co pan zrobił?

Byłem w kropce. Niektórzy mi doradzali: "bierz numer do Króla i dzwoń". Nie zrobiłem tego, kompletnie nie umiałem sobie wyobrazić takiej rozmowy. Bo jakby miała to wyglądać? "Dzień dobry, jestem Miłoszewski, może by mnie pan zatrudnił?" Przecież to brzmi absurdalnie.

To jak pan dostał tę pracę?

Wszystko tak naprawdę odbyło się bez mojej wielkiej inicjatywy, dużo ludzi mi w tym pomogło. Nie chcę wymieniać nazwisk, pomogła tzw. "poczta pantoflowa". Nie ukrywam, że otrzymałem wsparcie od prezesa ligi Radosława Piesiewicza i kadrowiczów. Prezes Krzysztof Król otrzymał mnóstwo informacji na mój temat, mimo że ja nie mam i nie miałem nigdy agenta. Zawsze działałem po cichu, jak to napisał jeden z moich dawnych znajomych: "nigdy nie rozpychał się łokciami". Byłem i jestem skromny, nigdy kogoś nie udawałem. Studzę nastroje. Po prostu robię swoje.

Rok temu mówił pan: "Trener Tabak bardzo mnie męczy, pyta o rozwiązanie wielu spraw, ale jestem mu za to wdzięczny i kiedyś mu za to podziękuję". Czy to jest właśnie ten moment?

Myślę, że tak. Gdy był temat przejęcia Kinga, to byliśmy w stałym kontakcie. Rozmawialiśmy, choć nie aż tak dużo, bo jeszcze wtedy Żan prowadził drużynę z Burgos. Chciałbym teraz powiedzieć o jednej sprawie. Zwracam się w tym momencie do wszystkich trenerów, zawodników i innych osób z koszykówki.

"Uwierzcie, że nie ma nic lepszego od motywacji kogoś nad tobą. To może być zawodnik, który jest lepszy od ciebie, czy to będzie trener, który będzie cię cisnął do jeszcze mocniejszej pracy. To może tylko spowodować, że będziesz lepszym w swoim fachu". Tabak mnie męczył i męczył, ale dzięki temu mam taką etykę pracą, że nie wyobrażam sobie dnia bez obejrzenia meczu koszykówki. Oglądam kadrowiczów, Euroligę, NBA nieco mniej, bo nie jestem aż tak wielkim fanem. Gdy widzę coś ciekawego, to wyciągam zeszyt i zapisuję.

U Tabaka nie był pan statystą, bo on zrzucał na asystentów większą odpowiedzialność. "Trochę jak w lidze NBA. Czujemy presję, ale to jest fajne, bo wiemy, że mamy duży wpływ na to, co i jak gramy" - mówił pan w wywiadzie. A jak było u Olivera Vidina?

To są dwie różne szkoły. Ale to normalne, bo każdy trener pracuje inaczej. Trener Vidin bardziej darzył cię zaufaniem, wierzył w twoje doświadczenie. "Na pewno to dobrze zrobiłeś" - powtarzał. Tabak męczył, bo dążył do konfrontacji. Uwielbiał to. Nawet lubił się... pokłócić! Pamiętam, że czasami wychodziłem z tych spotkań spocony i mokry, bo swoją wersję trzeba było obronić argumentami. "A po co?", "a dlaczego?" "na pewno?" - pytał tym swoim charakterystycznym głosem. Ja już po pewnym czasie się do niego przyzwyczaiłem.

Pamiętam, że kiedyś mnie zapytał: "Miły, chcesz być kiedyś I trenerem?". Odpowiedział "tak", a on: "to musisz się mocno zmienić mentalnie". Powtarzał, że trzeba być gruboskórnym. Wydaje mi się, że z czasem mi to przyjdzie, choć już teraz zawodnicy widzą, że potrafię coś na nich wymusić, zdenerwować się. Zawsze staram się być szczery. Nie lubię mydlić komuś oczu.
Arkadiusz Miłoszewski: U mnie nie ma zamordyzmu Arkadiusz Miłoszewski: U mnie nie ma zamordyzmu
Czy faktycznie trener Tabak naznaczył Vidina na swojego następcę?

Tak. Czuliśmy to w szatni, choć trener Tabak głośno o tym nie mówił. Gdy rozmawialiśmy, to często go wychwalał, powtarzał, że warto oglądać Śląsk i przyjrzeć się różnym ustawieniom. Ja oczywiście to robiłem, choć... miałem swoje zdanie na ten temat. Sprzeczaliśmy się, mówiłem o tym głośno, ale Tabak miał swoje zdanie.

Pana denerwują opinie: "Miłoszewski to uczeń Tabaka?"

Nie, bo trzeba przyznać, że sporo się od niego nauczyłem, dużo od niego wziąłem. Ale tak to jest w koszykówce, że jeden trener bierze coś od drugiego. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Nie będę ukrywał, że w swojej karierze miałem sporo trenerów, ale najwięcej wziąłem od Żana Tabaka. Mieliśmy sporo wspólnego, nadawaliśmy na tych samych falach. Rozmawialiśmy dużo o rodzinie.

A u Tabaka było coś złego?

Jak najbardziej. Nikt nie jest kryształowy. Myślę, że jestem dobrym obserwatorem, staram się też wszystko zapisywać w zeszycie. W Zastalu - za czasów Tabaka - było kilka złych cech, których nie chcę teraz powielać. Też trzeba wiedzieć, że trener Tabak wywodzi się z tej starej szkoły jugosłowiańskiej. Tam był prawdziwy reżim, zamordyzm. Tabak też był w armii. Wie, co to znaczy dyscyplina. Trzyma ją na treningach, choć mówił, że mocno się zmienił przez lata. Ja jestem troszkę inny, bardziej próbuje się z zawodnikami dogadać, wprowadzić dialog trenerski niż zamordyzm.

Jak wyglądała ostatnia rozmowa z Januszem Jasińskim, właściciel Enea Zastalu BC?

Nie pokazał swojego niezadowolenia, ale wiem, że zrobiłem mu problem. Trzeba było dokonać pewnych przesunięć w sztabie szkoleniowym, Kuba Lewandowski zmienił swoją rolę. Każda zmiana w sztabie szkoleniowym, dokonywana w trakcie sezonu, może niekorzystnie wpływać na zespół. Generalnie jednak rozstanie przebiegło w dobrej atmosferze, pan Janusz powiedział, że trzyma za mnie kciuki. Pamiętam, że po meczu z Anwilem przysłał też gratulacje.

Na ławce Kinga - w trakcie meczów - siedzi z kolei właściciel szczecińskiego zespołu. To panu przeszkadza?

Ja go w ogóle nie zauważam. Jestem tak skupiony na meczu i zawodnikach, że widzę tylko to, co dzieje się w liniach boiska. Później widzę go na wideo podczas scoutingu. Tak samo było, gdy byłem zawodowym koszykarzem. Nie widziałem nawet pierwszego rzędu trybun. Niektórzy mają jednak inaczej - np. Łukasz Koszarek często się rozgląda. Pamiętam, że kiedyś w Hali 100-lecia pytał mnie, gdy siedziałem na trybunach, czy to jest ten moment, by rzucać za 2 czy już decydować się na rzut 3. On w ten sposób rozładowywał sobie tę presję takimi rozmowami. Ja miałem inny styl.

Jak sobie pan radzi w rozmowach z agentami?

To jest mój najsłabszy punkt! Ja tego bardzo nie lubię, to są gierki, przepychanki i przesunięcia. Lubię oglądać zawodników, ale negocjacje chętnie oddałbym komuś innemu. Nie ukrywam, że rozmawiałem nt. graczy z trenerem Tabakiem. Pytałem go o opinię, bo on ma kontakty na całym świecie i nikt go nie oszuka.

Wiem, że przewija się temat dyrektora sportowego, ale które kluby mają taką postać? Choć uważam, że w dobrym klubie taka postać, która współpracuje z trenerem, jest niezbędna. To ona wtedy odpowiada za kontakty z agentami i menedżerami. Prowadzi rozmowy nt. organizacji i finansów.

Nie ukrywam, że tych wiadomości od agentów miałem mnóstwo, czasami się nawet w nich gubiłem, kto jak się nazywa, musiałem odtwarzać sobie historie, by wiedzieć, co pisałem do danej osoby.




CZYTAJ TAKŻE:
Był na zakręcie, teraz ma ważną rolę w rewelacji PLK. Prorocze słowa ojca!
Trener Trefla: Liga polska jest specyficzna. Nam mówi o słowach Tabaka [WYWIAD]
To nowa gwiazda ligi. W Polsce wyszedł z cienia, nam mówi, czy odejdzie ze Słupska
Najmłodszy trener w lidze mówi wprost: Nie ma głupich pytań

Czy King Szczecin pod wodzą Miłoszewskiego wejdzie do strefy medalowej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×