Trener Trefla: Liga polska jest specyficzna. Nam mówi o słowach Tabaka [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Marcin Stefański
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Marcin Stefański

- W PLK jest dużo sztuczek. To dziwna, specyficzna liga, czasami nawet... bezczelna! Trenerzy stosują różne zagrywki, jest odpuszczanie pewnych zawodników. Trzeba umieć się dopasować - mówi nam Marcin Stefański.

Sporo się dzieje ostatnio wokół Trefla Sopot. W 6. kolejce fazy grupowej FIBA Europe Cup podopieczni Marcina Stefańskiego po bardzo emocjonującym spotkaniu pokonali na wyjeździe Hapoel Eilat i tym samym wywalczyli sobie awans do TOP16. Kilka dni później cieszyli się z pierwszego zwycięstwa w PLK... po ponad miesięcznej przerwie (przegrali w tym czasie pięć meczów z rzędu).

Trefl był bardzo aktywny na rynku transferowym, po tym jak zespół awansował do TOP16. Klub zdał sobie sprawę, że skład trzeba wzmocnić, jeśli chce się z powodzeniem rywalizować na dwóch frontach. Było kilka ofert, ostatecznie sopocianie zdecydowali się na 35-letniego Darrina Dorseya, rozgrywającego, który wzmocni rotację na obwodzie.

- Kiedyś Żan Tabak mi mówił: "Marcin, nie przejmuj się takimi komentarzami. Bo tak naprawdę jedyną osobą, która może cię skrytykować, jesteś ty sam albo twój asystent. Tylko wy wiecie, jaki macie budżet na zawodników i jak wygląda sytuacja w samym środku". Nie ukrywam, że zapamiętałem sobie te słowa, często sobie je nawet powtarzam. Kibic może krytykować, ale... nie zawsze ma rację - zaznacza Marcin Stefański, trener Trefla Sopot.

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Wróćmy do meczu z Czarnymi Słupsk. Po piątej porażce z rzędu na parkietach PLK był pan bardzo przybity. Rzadko można takiego pana oglądać.

Marcin Stefański, trener Trefla Sopot: Byłem zmartwiony całą sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy. Nie oszukujmy się, ale pięć porażek z rzędu w PLK dla nikogo nie jest komfortową sprawą. Zwłaszcza, że za każdym razem staraliśmy się, walczyliśmy, ale często brakowało nam postawienia tej "kropki nad i". Wracając do spotkania w Słupsku, myślę, że zawodnicy byli wypompowani fizycznie po długiej i ciężkiej podróży z Bułgarii. Na dodatek graliśmy w osłabionym składzie, brakowało Mateusza Szlachetki. Nie ukrywam, że to nawarstwienie różnych problemów było powodem mojej frustracji, a też zdawałem sobie sprawę, że przed nami trudne spotkania. Na szczęście udało się zmobilizować drużynę i poszliśmy w dobrym kierunku.

Nasuwa mi się pytanie o podejście zawodników do rozgrywek PLK i FIBA Europe Cup. Czy są tak samo zmotywowani do meczów na krajowym podwórku jak do spotkań na międzynarodowej arenie?

Uważam, że nie ma z tym większego problemu. Zawodnicy starają się tak samo mocno grać i walczyć w PLK, jak i w FIBA Europe Cup. Mam takie wrażenie, że w europejskich pucharach drużyny nie do końca się odpowiednio przygotowują pod względem taktycznym do poszczególnego rywala. Mają fundamenty i na tym bazują. W PLK by to nie przeszło. Tu jest za dużo sztuczek. To dziwna, specyficzna liga, czasami nawet... bezczelna!

Co ma pan na myśli?

Różne zagrywki stosowane przez trenerów, odpuszczanie pewnych zawodników, stawianie stref. To wszystko jest na poziomie dziennym. Myślę, że niektórym obcokrajowcom trudno się do tego dopasować. Kluczem jest to, by dopasować się do każdego rywala, mieć na niego przygotowane pułapki i zagrywki. My w ten sposób też działamy: dobieramy konkretny system obrony, zawodników, na których stawiamy w większym wymiarze.

Czy pojawił się u pana moment zwątpienia? Były myśli: Trefl nie wyjdzie z tego?

Sezon to prawdziwy rollercoaster emocjonalny - wzloty i upadki. Jest takie powiedzenie, które sobie często w szatni powtarzamy: "dzisiaj królem, jutro zerem". Ja w ten zespół wierzę, myślę, że zawodnicy też mi ufają, widzą, jaką pracę wykonujemy na co dzień. Uważam, że odbiliśmy się od dna. Awans do TOP16 to duży sukces dla tego zespołu, klubu i miasta. Zagraliśmy tam kilka dobrych spotkań. Zawsze nam czegoś brakowało w meczach PLK. W końcu udało się to przełamać z Kingiem Szczecin. Nie ukrywam, że po tym spotkaniu mocno odetchnąłem.

Dlaczego?

Bo w końcu odrobiliśmy lekcję z poprzednich meczów. Z Hapoelem już przegrywaliśmy różnicą 6 punktów, ale odbiliśmy się i pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wyjść z trudnej sytuacji. Podobnie było z Kingiem, tam też rywale nas doganiali, ale nie daliśmy się złamać. Uważam, że ostatnia kwarta była dobra w naszym wykonaniu, bo przede wszystkim nie popełnialiśmy w niej prostych strat, które wcześniej nas sporo kosztowały. Źle wracaliśmy do obrony i rywale to wykorzystywali i łapali pewność siebie. To najlepiej było widać w meczach z Astorią, Śląskiem i Anwilem. W tych dwóch ostatnich meczach udało nam się to odwrócić. Wiara czyni cuda!

W szatni faktycznie była tak duża wiara w odwrócenie niekorzystnej sytuacji?

Tak. To jest dobra grupa zawodników, która chce ze sobą grać i ciężko pracować. Choć... tej ciężkiej pracy nie możemy za bardzo teraz wykonać, bo kilku kadrowiczów wyjechało na zgrupowanie, do tego dochodzi mocno napięty terminarz. To jest problem, bo nie możemy zbytnio zmienić systemu, który nie funkcjonuje, musimy to robić małymi krokami. Ale też nie chcę w tym miejscu narzekać. Wiedzieliśmy, co oznacza gra na dwóch frontach. Wydaje mi się, że mamy swoje szanse w TOP16, rywale są w naszym zasięgu. Nie ukrywam, że bardzo mi zależy na sukcesach tego klubu i miasta. Jestem stąd, utożsamiam się z Treflem i Sopotem. Dziękuję kibicom za przyjście do Hali 100-lecia i pomóc w meczu z Kingiem.

Choć nie zawsze względem Marcina Stefańskiego jest tak kolorowo...

Oczywiście. Kibice mają swoje zdanie, każdy ma do tego prawo. Ale pamiętajmy, że ludzie z zewnątrz nie wiedzą, co dokładnie się dzieje u nas w środku. Kiedyś Żan Tabak mi mówił: "Marcin, nie przejmuj się takimi komentarzami. Bo tak naprawdę jedyną osobą, która może cię skrytykować, jesteś ty sam albo twój asystent. Tylko wy wiecie, jaki macie budżet na zawodników i jak wygląda sytuacja w samym środku". Nie ukrywam, że zapamiętałem sobie te słowa, często sobie je nawet powtarzam. Kibic może krytykować, ale... nie zawsze ma rację. Zdajemy sobie wszyscy sprawę, że fanów trzeba karmić zwycięstwami.

Na koniec poproszę kulisy pozyskania 35-letniego Darrina Dorseya. Dlaczego akurat wybór padł na niego?

Po tym, jak poważna kontuzja barku wyłączyła Mateusza Szlachetkę z gry praktycznie do końca tego sezonu, nasza rotacja na kluczowej pozycji rozgrywającego została mocno ograniczona. Zostaliśmy tylko z jednym graczem na tej pozycji: Brandonem Youngiem. Yannick Franke tam grał z przymusu, ale nie zawsze jego skuteczność była dobra. Do tej pory jakoś sobie radziliśmy, ale w momencie, gdy udało się wywalczyć awans do kolejnej rundy Pucharu FIBA, uzupełnienie składu stało się koniecznością.

Darrin to bardzo doświadczony zawodnik, jego charakter i wiele sezonów spędzonych w Europie pozwalają sądzić, że adaptacja do drużyny nastąpi bezproblemowo. Od trenerów i kolegów z klubów, w których występował, usłyszeliśmy o nim pozytywne opinie. Niedawno skończył grać w Meksyku, dlatego jest w przyzwoitej formie fizycznej, co również było dla nas ważne. Potrafi organizować grę, nie jest egoistą i dysponuje dobrym rzutem za 3, liczę więc, że zastąpi Mateusza i da nam większe możliwości rotacji, niż mieliśmy w ostatnich tygodniach.

Dużo było ofert zawodników?

Tak, choć niektórzy byli długo poza grą, część z nich z kolei była związana umowami z innymi klubami. Mam nadzieję, że Darrin Dorsey będzie najlepszą opcją, która sprosta naszym oczekiwaniom.

CZYTAJ TAKŻE:
Był na zakręcie, teraz ma ważną rolę w rewelacji PLK. Prorocze słowa ojca!
Prezes lidera PLK nie ukrywa: Nadal szukamy pieniędzy [WYWIAD]
To nowa gwiazda ligi. W Polsce wyszedł z cienia, nam mówi, czy odejdzie ze Słupska
Najmłodszy trener w lidze mówi wprost: Nie ma głupich pytań

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski opuścił konferencję prasową na gali Złotej Piłki. Zdradzamy dlaczego!

Komentarze (0)