Turcy i Włosi dzwonili z ofertami. Pieniądze to nie wszystko

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Anwil i Trefl
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Anwil i Trefl

Okazuje się, że czołowi gracze polskiej ligi cieszą się dużym zainteresowaniem na rynku zagranicznym. Dzwonili Turcy i Włosi. Polskie kluby nie ugięły się, mimo że na stole leżały oferty liczone w dolarach.

Ostatnie dni były bardzo gorące na rynku transferowym w Energa Basket Lidze. Dwie informacje wywołały duże poruszenie w środowisku. Okazuje się, że gracze, którzy na co dzień robią różnicę na polskich parkietach, znaleźli się na radarze zagranicznych klubów. To Amerykanin Jonah Mathews (Anwil Włocławek) i Holender Yannick Franke (Trefl Sopot).

Znacznie głośniej było wokół Mathewsa. To akurat nie dziwi, bo Amerykaninem zainteresowali się... przedstawiciele euroligowego Fenerbahce Beko Stambuł. Turcy byli zdeterminowani, w środę złożyli konkretną ofertę, która opiewała na sześciocyfrową kwotę wyrażoną w dolarach. Anwil się jednak nie ugiął i odrzucił propozycję. Uznano, że za tę kwotę trudno będzie znaleźć jakościowego następcę, który gwarantowałby utrzymanie poziomu sportowego. Turcy nie podnieśli już swojej kwoty, więc sprawę można było uznać za zakończoną.

- Nasze stanowisko jest jednoznaczne: Jonah Mathews jest naszym zawodnikiem, jest częścią zespołu, który wykonuje wielką pracę i to właśnie zespołem jesteśmy mocni. Turecki klub zaproponował dużą kwotę wykupu, ale podkreślam: wartość buy-out nie była aż tak ogromna (choćby w kontekście wydatków na potencjalnego nowego gracza, licencji, itd.) by ryzykować taką zmianę w zespole w kontekście naszych sportowych ambicji - przekazał kibicom prezes zarządu KK Włocławek.

Fani martwili się, że spekulacje wokół przyszłości wpłyną na formę Mathewsa w sobotnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław w "Świętej Wojnie". Po Amerykaninie w ogóle jednak nie było widać tego, że kilka dni wcześniej dzwonili po niego przedstawiciele europejskiego giganta. 23-latek był skupiony na grze, walczył, zdobył 20 punktów, choć miał tego dnia problemy ze skutecznością (8/20 z gry). Do swojego dorobku dorzucił 7 asyst i 2 zbiórki, a Anwil wygrał 97:89, odnosząc 15. zwycięstwo w PLK.

- Jestem w dużym szoku, że chłopak po takiej przygodzie, był mocno skoncentrowany, funkcjonował całkowicie normalnie. Wykonał najważniejsze podanie w tym meczu. To duża sztuka, bo kiedyś, gdy byłem w Asseco, gracz dużo bardziej doświadczony po takiej sytuacji przez trzy dni nie wiedział, co się dzieje dookoła. Tutaj w ogóle tego nie było. Dlatego uważam, że Mathews ma papiery na zrobienie dużej kariery - powiedział trener Przemysław Frasunkiewicz.

Dzwonili po Holendra
Dzwonili po Holendra

Był też telefon z Włoch

W tym samym czasie - do władz Trefla Sopot - z konkretną ofertę zadzwonili przedstawiciele Vanoli Cremona, klubu, który na co dzień występuje w rozgrywkach Lega Basket (zajmuje ostatnie 16. miejsce). Włosi, którzy za wszelką cenę chcą uniknąć spadku do niższej klasy rozgrywkowej, planowali wykupić Holendra Yannicka Franke, najlepszego strzelca sopockiego zespołu (średnia 13,8 pkt na mecz).

Wiemy, że zaoferowano pięciocyfrową kwotę w dolarach. Ta jednak nikogo w Sopocie nie rzuciła na kolana. Z racji tego, że w jego umowie nie ma wpisanej sumy buy-outu, to Trefl może dyktować warunki w negocjacjach. W klubie - tak jak w przypadku Mathewsa - nikt nie chce sprzedawać Holendra, który rozgrywa w Sopocie bardzo dobry sezon. Nawet przez moment nie brano tej oferty pod uwagę.

- Nie jesteśmy zainteresowani oddawaniem zawodników. Nawet się nie zastanawialiśmy, bo mamy przed sobą najważniejsze mecze, w których będziemy walczyć o awans w FIBA Europe Cup oraz o kolejne zwycięstwa ligowe i nie mamy zamiaru się osłabiać - takie było stanowisko klubu z Sopotu.

Nam też udało się skontaktować z samym zawodnikiem, który nie ukrywa, że znakomicie czuje się w Sopocie. Holender ma sporą rolę w zespole, jest jednym z kluczowych graczy, a trener Marcin Stefański obdarzył go dużym kredytem zaufaniem.

- W Sopocie czuję się bardzo dobrze! Uważam, że wykonujemy dobrą robotę w lidze polskiej i FIBA Europe Cup. Oferty z innych klubów są częścią tego biznesu i to jest część, którą zajmuje się mój agent. On informuje mnie, jeśli coś się dzieje, a potem kontaktuje się z klubem. Zapewniam, że jestem skupiony na pracy w Treflu, zależy mi na odniesieniu sukcesu z tą drużyną - powiedział Holender.

Ten ostatnio był chory, walczył z wirusem. Nie wystąpił nawet w meczu z PGE Spójnią. Teraz powoli wraca do formy. Sopocianie po przerwie zagrają 26 stycznia ze Sportingiem Lizbona na wyjeździe w ramach FIBA Europe Cup. - Czuję się o wiele lepiej. Teraz najważniejsze jest to, byśmy wrócili do dobrej formy po przerwie związanej z koronawirusem - dodał Franke.

Oferty dla czołowych graczy z polskiej ligi to świetny sygnał dla klubów, że latem wykonują dobrą pracę podczas budowania zespołów. Często za relatywnie nieduże pieniądze w skali Europy udaje się pozyskać zawodnika, który później jest rozchwytywany na rynku.

Najlepszy przykład to Mathews, który we Włocławku gra za około 5 tys. dolarów miesięcznie. Nic dziwnego, że bogatsze kluby odezwały się, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że rynek w tym momencie jest bardzo ubogi. Franke może w Sopocie liczyć na nieco większe wynagrodzenie. Obaj chcieli przyjść do polskiej ligi, by wypromować się i zbudować swoją pozycję na rynku. Widać, że wszystko idzie po ich myśli.

CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Zaskakujący powrót gwiazdora! Polski klub gra va-banque: aneks i większa kasa
To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze
Ivica Skelin: Koszykarski hazard. Ludzie w Polsce są ambitni [WYWIAD]

ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak zmieni dyscyplinę?! Do sieci trafiło wymowne wideo

Komentarze (0)