To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Beau Beech
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Beau Beech

- Nie czuję się bohaterem. Szczerze? W ostatniej akcji zaryzykowałem, poszedłem va-banque! Ten moment, gdy uciszasz ryczący tłum, który głośno dopinguje rywali, jest naprawdę wspaniały - mówi nam Beau Beech, jeden z liderów rewelacji PLK.

Grupa Sierleccy Czarni w meczu w Ostrowie wyszli na pierwsze prowadzenie w całym spotkaniu na dziewięć sekund przed jego zakończeniem, kiedy Beau Beech zanotował kapitalny przechwyt na połowie boiska, po którym popędził w stronę kosza, zdobywając dwa punkty na wagę 15. zwycięstwa w Energa Basket Lidze. Beniaminek ze Słupska jest w tym momencie liderem ekstraklasy (bilans 15:4). Duża w tym zasługa B. Beecha, który jest nową postacią w polskiej lidze.

Amerykanin świetnie czuje w słupskiej ekipie, w której jest jednym z liderów. 27-latek imponuje boiskową inteligencją, sprytem i wyrachowaniem. Średnio notuje 14,9 punktu i 7,1 zbiórki na mecz, trafił już 48 "trójek", co jest drugim najlepszym wynikiem w lidze (wystąpi w konkursie rzutów za trzy podczas Suzuki Pucharu Polski). Do Polski przyjechał z Grecji, gdzie wypatrzył go Mantas Cesnauskis. Wcześniej występował w Bundeslidze, a tam jego trenerem był... Mike Taylor, który w przeszłości prowadził reprezentację Polski. Obaj na co dzień są... sąsiadami na Florydzie!

- Cały czas piszemy do siebie SMS-y, wymieniając się poglądami na temat koszykówki, futbolu amerykańskiego, społeczności, w której żyjemy w Stanach Zjednoczonych. Dużo też rozmawiamy o życiu. Nie ukrywam, że Mike Taylor nauczył mnie gry w warunkach europejskiej koszykówki i tego, jak być zawodowym graczem poza granicami USA - mówi nam 27-letni Beau Beech.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska sportsmenka na egzotycznych wakacjach. "Dlaczego nie"

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak smakuje zwycięstwo na terenie mistrza Polski? Proszę opisać ostatnie momenty tego szalonego meczu!

Beau Beech, zawodnik Grupy Sierleccy Czarni Słupsk: To nasze wielkie zwycięstwo! Jak smakuje? To fantastyczne uczucie. Wierzyliśmy przez 40 minut, że jesteśmy w stanie wygrać z Arged BM Stalą. Mieliśmy pewne założenia, które musieliśmy zrobić, by zwyciężyć na terenie mistrza Polski. Na szczęście w samej końcówce to zrobiliśmy i dzięki temu mogliśmy cieszyć się z kolejnego triumfu w lidze.

To pan wykonał najważniejszą akcję tego meczu, przechwytując podanie Jamesa Florence'a. Później popędził pan na kosz i zdobył dwa punkty. Akcja na wagę na zwycięstwa. Czuje się pan bohaterem?

Ja na to patrzę nieco inaczej. Nie czuję się żadnym bohaterem! Na końcowy wynik pracują wszyscy zawodnicy i sztab szkoleniowy. To nie jest tak, że wygrywa mecz jeden facet. Faktycznie zrobiłem ważny przechwyt, ale to też było tak, że po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie.

Mówi pan skromnie o tej akcji, ale bez pana antycypacji i czytania gry nie byłoby tego przechwytu i punktów na wagę zwycięstwa. To było dla mnie takie potwierdzenie pana dużej inteligencji w grze. Jak pan opisze tę akcję?

Dziękuję za miłe słowa, to duży komplement. Po tym jak Billy Garrett nie trafił jednego z rzutów wolnych wiedzieliśmy, że chcemy spróbować przechwycić piłkę. Ewentualny faul był naszym drugim wyborem. Kiedy Florence otrzymał piłkę od Kuliga, to widziałem, że zbliża się pułapka przy linii bocznej i już wtedy zacząłem się skradać w kierunku Palmera, który był przez chwilę osamotniony. Nie ukrywam, że trochę zaryzykowałem, by pobiec w jego kierunku. Założyłem, że Florence poda w tę stronę. I tak też się stało. Miałem nosa, szczęście mi dopisało!

W pięknym stylu uciszył pan kibiców w hali mistrza Polski. Fajne uczucie?

To dobre pytanie! Nie ma co ukrywać, że to fajne uczucie, gdy uciszasz ryczący tłum, który przez cały mecz głośno dopinguje rywali. Ten moment ciszy jest naprawdę wspaniały, ale... na pierwszym miejscu stawiam jednak grę w domu, przy ogłuszającym dopingu naszych fanów. Oni są niewiarygodni. Niosą nas w dobrych i w złych chwilach. Możemy na nich zawsze liczyć. Myślę, że każdy sportowiec o tym marzył w dzieciństwie.

Beau Beech ucisza halę mistrza! / foto: Andrzej Romański / Energa Basket Liga
Beau Beech ucisza halę mistrza! / foto: Andrzej Romański / Energa Basket Liga

Gdzie tkwi klucz do zwycięstw Czarnych Słupsk, który jest liderem ekstraklasy z bilansem 15:4? Co ma beniaminek takiego, czego nie mają inni?

To jest złożony temat, na który składa się wiele czynników. Myślę, że ludzie z klubu, na czele z trenerem Mantasem Cesnauskisem wykonali świetną robotę w wakacje podczas budowy składu. Widać, że każdy element do siebie pasuje. W sezonie nasz trener też mocno pracuje, przygotowuje nas co tydzień na każdego przeciwnika. Staramy się wykorzystywać swoje mocne strony, chowamy nasze mankamenty. Podoba mi się fakt, że staramy się grać w koszykówkę, trener daje trochę wolności w ataku, po to by zawodnicy czuli się komfortowo. Nawet jak mamy stratę punktową do rywali, to nikt u nas nie panikuje, wierzymy w swoje umiejętności. Tak było w Ostrowie Wielkopolskim.

Jak się panu podoba w polskiej lidze?

Zacznę od tego, że to mój pierwszy rozdział w PLK, nie miałem nigdy okazji grać w Polsce. Początki w nowym miejscu zawsze są trudne, bo próbujesz nauczyć się stylu, w jakim liga lubi grać, i jak możesz być skutecznym graczem. Ale czuję, że mój styl gry pasuje do PLK, tak samo jak do innych lig w Europie.

Proszę mi powiedzieć o okolicznościach transferu do Polski. Bo ja słyszałem taką anegdotę, że Mantas Cesnauskis sam pana wynalazł, bez udziału żadnych agentów, którzy latem przysyłają do klubów listę z nazwiskami. Trener oglądał pana akcje w Grecji i od razu zapisał do notesu.

To mnie zaskoczyłeś, tego wcześniej nie słyszałem! Kiedy latem rozmawialiśmy przez telefon przed podpisaniem kontraktu, wspomniał o moich meczach w Grecji i o tym, jak będę pasował do jego stylu gry i polskiej ligi. Ta rozmowa dodała mi pewności siebie, czułem, że trener wie, co robię najlepiej na parkiecie. Zaraz po rozmowie z trenerem Mantasem, skontaktowałem się z moimi agentami i wspólnie zdecydowaliśmy, że Czarni będą najlepszą opcją w tym momencie dla rozwoju mojej kariery. Cieszę się, że tutaj trafiłem, to był naprawdę dobry wybór.

Daje panu dużo swobody na boisku, może pan m.in. rzucać z bardzo trudnych pozycji z dystansu. Choć mam takie wrażenie, że w pana słowniku nie ma słowa "trudne". Im trudniejsza pozycja, tym jest pan skuteczniejszy. Jak to wytłumaczyć?

To zabawne, że tak mówisz, bo często o tym rozmawiam z moim tatą. Nie ukrywam, że gdy mam łatwą pozycję do rzutu, to czasami zbyt dużo myślę, co wpędza mnie w kłopoty. Kiedy gra jest szybka i po prostu reaguję na to, co widzę na boisku, to nie ma czasu na myślenie o tym, jak wyrzucić piłkę w kierunku kosza. Robię to naturalnie. Tak jak na treningu.

Z tatą, który prowadzi Ponte Vedra High, też pan trenował?

Oczywiście! To wszystko dzięki niemu. Pracowałem z nim przez całe życie. Wiele mu zawdzięczam.

Komentatorzy podczas meczów często podkreślają, że po zasłonach biega pan jak rasowy rzucający obrońca!

Gdy dorastałem, nie byłem tak wysoki, więc grałem na obwodzie jako rzucający obrońca, więc sporo się uczyłem biegania po zasłonach. To dla mnie naturalny ruch. Potem, gdy dotarłem do college'u, to cały czas rosłem i po prostu skończyłem jako silny skrzydłowy. Tak jestem ustawiany do dzisiaj, choć mogę też zagrać na pozycji niskiego skrzydłowego.

W tym momencie wielu ekspertów i kibiców właśnie pana na pozycjach podkoszowych wskazuje do najlepszej piątki sezonu zasadniczego. Co pan czuje, gdy czyta takie informacje?

W ogóle o tym nie myślę, po prostu gram i robię wszystko, by co tydzień wygrywać. Choć nie ma co ukrywać, że takie wyróżnienie na pewno byłoby dla mnie dużą sprawą. W tej lidze jest wielu dobrych graczy, którzy grają na wysokim poziomie. Trzeba pamiętać, że przed nami jest jeszcze sporo meczów i wiele się może w nich wydarzyć. Jednak ja nie zamierzam się zatrzymywać.

To prawda, że jest pan sąsiadem Mike'a Taylora, byłego trenera reprezentacji Polski, na Florydzie?

Tak, masz dobre informacje! Jego posiadłość jest mniej więcej pięć minut od mojej w Ponte Vedra Beach na Florydzie.

Utrzymujecie kontakt na co dzień?

Tak, mamy świetne relacje. Cały czas piszemy do siebie SMS-y, wymieniając się poglądami na temat koszykówki, futbolu amerykańskim, społeczności, w której żyjemy w Stanach Zjednoczonych. Dużo też rozmawiamy o życiu. Nie ukrywam, że Mike Taylor nauczył mnie gry w warunkach europejskiej koszykówki i tego, jak być zawodowym graczem poza granicami USA. Cieszę się, że miałem go jako trenera przez dwa sezony na początku mojej zagranicznej kariery.

Rozmawialiście o jego rozstaniu z reprezentacją Polski, którą prowadził przez lata?

Rozmawialiśmy o tym krótko, bez żadnych konkretów. Naprawdę. Mike skupiał się na tych wszystkich dobrych chwilach, jakie spędził z drużyną przez te osiem lat. Widać, że był bardzo zżyty z zawodnikami. To był udany okres w jego karierze.

Zobacz przechwyt Lewisa Beecha:

CZYTAJ TAKŻE:
Kamil Łączyński: Anwil powstał z kolan [WYWIAD]
Zaskakujący powrót gwiazdora! Polski klub gra va-banque: aneks i większa kasa
Porównania do legendy PLK nie dziwią! Nowa gwiazda polskiej ligi: Nie myślę o NBA
Ivica Skelin: Koszykarski hazard. Ludzie w Polsce są ambitni [WYWIAD]

Komentarze (0)