Prawdziwą bitwę "play-offową" obejrzeliśmy w Hali Gryfia w sobotnie popołudnie. Koszykarze Grupy Sierleccy Czarnych Słupsk i Anwilu Włocławek, którzy przed tym meczem mieli bilans 15:5, dostarczali sporych emocji kibicom zgromadzonych w hali i przed telewizorami. To była zażarta walka o pierwsze miejsce w Energa Basket Lidze. Zwycięsko z tego starcia wyszli gospodarze, którzy zanotowali 16. wygraną w tym sezonie. To gigantyczny sukces ekipy Mantasa Cesnauskisa.
Włocławianie doznali drugiej porażki z rzędu, tydzień temu przegrali na własnym parkiecie z Asseco Arką. Teraz zagrali znacznie lepsze zawody, ale to nie wystarczyło do pokonania słupskiego zespołu. Przyczyn porażki należy upatrywać przede wszystkim w słabej skuteczności (12/24 za jeden, 29/72 z gry), choć trener Przemysław Frasunkiewicz dodał, że jego zawodnicy nie byli wystarczająco twardzi, by przeciwstawić się fizycznie grającym gospodarzom.
- Czarni zagrali bardzo fizycznie i w niektórych momentach odpadaliśmy, nie byliśmy w stanie nawiązać fizycznej walki. Co prawda wygraliśmy walkę na tablicach, ale przy tych wszystkich zaczepkach, kontaktach bez piłki daliśmy się trochę sprowokować, mentalnie wybić z rytmu. Niestety paru naszych zawodników temu nie ustało. Takie mecze są o nieco innym ciężarze gatunkowym, to było spotkanie jak w fazie play-off, takie, które dawało jednej z drużyn pozycję lidera ekstraklasy - powiedział trener Anwilu Włocławek.
- Przez to nasza skuteczność była na fatalnym poziomie. Trudno myśleć o zwycięstwie, gdy trafia się rzuty wolne na poziomie 50 procent, nie mówiąc już o naszej skuteczności z gry - dodał po chwili.
ZOBACZ WIDEO: Jego zjazd robi ogromne wrażenie. Zareagował znany aktor
Trener użył sformułowania: "kilku zawodników temu nie ustało". Zapytaliśmy go, czy chodzi o Jonaha Mathewsa, który w tym dniu nie był sobą. Rozegrał jeden z najsłabszych meczów w barwach Anwilu, trafiając zaledwie 4 z 15 rzutów z gry. Na siłę próbował się przełamywać, decydował się na rzuty z trudnych pozycji, popełnił też cztery straty. Inna sprawa, że słupszczanie byli na niego przygotowani. Trener Mantas Cesnauskis przygotował dwa rodzaje obron, a do jego krycia wysłał aż trzech różnych zawodników, w tym mającego wielkie serce do walki Jakuba Musiała.
- Moje słowa tyczą się Jonaha, ale też kilku innych zawodników, którzy powinni tę drużynę ciągnąć. Dzisiaj był faktycznie słabszy. Kiedyś trener Aleksandrowicz, gdy grałem w Słupsku, powiedział mi, że dobry gracz na siedem występów ma jeden mecz katastrofalny. Takie coś może się po prostu zdarzyć. Na pewno nie będzie żadnej reprymendy, bo chłopak gra świetny sezon, ciągnie naszą drużynę, jest jednym z liderów - zaznaczył Frasunkiewicz.
W końcówce, gdy do głosu liderzy, lepiej pod tym względem wypadli słupszczanie, którzy mogli liczyć na szalonego Marcusa Lewisa. Ten zdobył aż... 17 punktów w czwartej kwarcie, w końcówce praktycznie się nie mylił. To był popis jednego aktora. Włocławianie takiego gracza nie mieli. To pouczająca lekcja na przyszłość, bo takich właśnie końcówek należy się spodziewać się w play-off.
- W końcówce nie potrafiliśmy wykreować żadnej przewagi, a nawet jak to zrobiliśmy, to piłka ledwo dolatywała do obręczy. Niestety po czasach - w samej końcówce - popełniliśmy mnóstwo błędów. Zawodnicy - mimo rozrysowanej akcji - nie wiedzieli nawet, gdzie mają stanąć. Wszystko było dokładnie rozplanowane, mieliśmy dobrą komunikację, ale zawiodła egzekucja - podkreślił Frasunkiewicz.
W końcówce na trudny rzut z dystansu zdecydował się Kamil Łączyński. Piotr Janczarczyk z serwisu "Poinformowani.pl" zapytał trenera Anwilu, czy ten ma pretensje do kapitana zespołu o ten rzut. Frasunkiewicz wziął całą winę na siebie po meczu w Słupsku.
- Nie mam do niego pretensji. Mam pretensje do siebie, ponieważ ja tu dowodzę. Jak przegrywamy, to wszystko spada na mnie. Mam pretensje do siebie o złe decyzje. Gracze są poddani trzy razy większej presji niż trener, a tutaj mam do czynienia z zawodnikami, którzy wszystko chcą robić na 100 procent - zaznaczył.
Z kolei Marek Szubski dopytywał o przyczyny drugiej porażki z rzędu. "Czy można mówić o kryzysie?" - usłyszał Frasunkiewicz. Ten wrócił do słów, które wypowiedział na starcie nowego sezonu, przypominając, jakie były cele Anwilu Włocławek (stabilizacja finansowa i awans do fazy play-off).
- Kryzys? Jak ktoś chce, to niech tak mówi. Ja tylko przypomnę, gdzie stawiano nas i Czarnych przed sezonem. Myślę, że oglądaliśmy piękną bitwę play-off, uważam, że nikt by się nie obraził, gdybyśmy taką rywalizację oglądali np. w półfinale. Wracając do pytania, gdy wygrywaliśmy 4-5 meczów z rzędu, to nie patrzyłem na to w ten sposób, że jesteśmy najlepsi w lidze. Teraz jest pozycjonowanie, wszystko trzeba udowodnić w fazie play-off - skwitował.
W tym momencie włocławianie z bilansem 15:6 zajmują trzecie miejsce w tabeli (Zastal ma rozegranych więcej meczów). Należy mieć na uwadze fakt, że zespół z Kujaw może się jeszcze wzmocnić. W grę raczej nie wchodzi kolejny obcokrajowiec, bo w tym momencie Anwil ma ich pięciu. Możliwe jest pozyskanie Polaka. Trener Frasunkiewicz analizuje rynek. Zdaje sobie sprawę, że zespół musi się wzmocnić, jeśli chce być konkurencyjny w walce o najwyższe cele w PLK.
CZYTAJ TAKŻE:
Gigant kusił gwiazdę polskiej ligi. Jonah Mathews: trener mówił: "tylko mln dolarów"
Kolejny Amerykanin w polskiej kadrze! To duże nazwisko w Europie
To on uciszył kibiców mistrza! Sąsiad Mike'a Taylora robi furorę w polskiej lidze
Łukasz Wiśniewski: Czarni mogą wyprzeć Zastal. Mówi, co mu nie pasuje w Stali