Mecze Rosy z Anwilem zawsze dostarczały emocji. Podobnie było w niedzielę
Pomimo stosunkowo krótkiego, bo czteroletniego stażu w ekstraklasie, Rosa Radom zdążyła już kilkukrotnie rywalizować z Anwilem Włocławek. Dwa razy spotkała się z tym przeciwnikiem w fazie play-off. W niedzielę ponownie okazała się lepsza.
Niespodziewane, premierowe zwycięstwo w Polskiej Lidze Koszykówki
Sezon 2012/2013 był dla Rosy debiutanckim na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Po "laniu" 71:109 od PGE Turowa Zgorzelec na inaugurację zmagań i dwóch kolejnych porażkach - z Polpharmą Starogard Gdański i Energą Czarnymi Słupsk - radomska drużyna udała się do Hali Mistrzów we Włocławku jak na pożarcie. Chyba tylko jej najwięksi fani i niepoprawni optymiści spodziewali się korzystnego rezultatu w starciu z Anwilem.
Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, gdy niedoświadczony na tym poziomie zespół walczył jak równy z równym z wielokrotnym medalistą ekstraklasy. Po emocjonującej końcówce prowadzeni wówczas przez Mariusza Karola radomianie zwyciężyli 65:63. Tamto spotkanie doskonale pamiętają: obecny prezes i drugi trener Rosy, Piotr Kardaś, oraz center, Kim Adams.
W rewanżu nie było tak kolorowo - debiutant PLK przegrał przed własną publicznością 72:89.
Zebrane "frycowe" potrafili przekuć na sukces już w kolejnym sezonie, między innymi w ćwierćfinale, właśnie przeciwko... Rottweilerom.