W tym artykule dowiesz się o:
Łukasz Pacocha faktorem Legii
Ogromny udział w zwycięstwie Legii Warszawa 90:80 z GTK Gliwice w pierwszym meczu finałowym pierwszej ligi mężczyzn miał Łukasz Pacocha. Mimo iż doświadczony rozgrywający nie rozpoczął spotkania w "piątce", to był najlepszym strzelcem drużyny ze stolicy. Zdobył 21 "oczek", notując świetną skuteczność z dystansu - 4/5. W bardzo ważnym momencie trzeciej kwarty, gdy gospodarze przegrywali już 12 punktami, wziął na swoje barki ciężar gry. Ponadto świetnie obsługiwał kolegów podaniami, szczególnie w zagraniach pick and roll. - Był faktorem Legii. Zagrał kapitalne zawody. "Pociągnął" drużynę w kluczowych fragmentach - skomentował Filip Zegzuła, MVP sezonu zasadniczego zaplecza PLK, który obserwował na żywo starcie obu ekip.
Nie tylko on stawił się w Hali OSiR Bemowo w Warszawie. Na następnej stronie przeczytasz, jacy znamienici goście oglądali te zawody.
Piłkarze i trener reprezentacji na trybunach
Na trybunach hali na Bemowi zasiedli znamienici goście. Spotkanie obserwował Mike Taylor, trener reprezentacji Polski. Towarzyszyli mu: Grzegorz Bachański, prezes PZKosz, Marcin Widomski, prezes PLK, Wojciech Michałowicz, jeden z najbardziej znanych komentatorów koszykówki w Polsce, oraz Rafał Juć, skaut Denver Nuggets i ekspert jednej ze sportowych stacji telewizyjnych. Jak to często bywa, kolegów dopingowali piłkarze Legii, Miroslav Radović i Jakub Rzeźniczak, a także Bogusław Leśnodorski. - Wielkie emocje. To, co chłopaki zrobili w trzeciej kwarcie, było niesamowite. Skończyło się efektownym wynikiem, ale najważniejsza jest wygrana - skomentował przedostatni z wymienionych. Obecni byli także Jakub Dłoniak, gracz TBV Startu Lublin, oraz wspomniany już Zegzuła z Rosy Radom.
Wszyscy byli pod wrażeniem dopingu i oprawy przygotowanej przez fanów ekipy ze stolicy.
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia
Kapitalna atmosfera, hala pękała w szwach
O tym, jak ważna dla Warszawy jest obecność zespołu z tego miasta w najwyższej klasie rozgrywkowej, może świadczyć frekwencja i doping podczas piątkowego spotkania. Kibice przygotowali piękną i efektowną oprawę, od początku głośno wspierając swoich pupili. Każdy z wbiegających na parkiet podczas przedmeczowej prezentacji zawodników Legii trzymał w ręku dużą flagę z logo klubu. Przed pierwszym podrzutem piłki został odśpiewany "Sen o Warszawie". - Przyznam szczerze, że przez pierwsze minuty pojedynku skupiłem się bardziej na tym, co dzieje się na trybunach, niż na boiskowych wydarzeniach. Sympatycy stanęli na wysokości zadania - przyznał Juć. Nie tylko zresztą on, ale i chociażby Taylor był pod ogromnym wrażeniem atmosfery panującej w hali na Bemowie.
Osłabiona siła podkoszowa Legii nie przeszkodziła w pokonaniu GTK.
Brak Marcela Wilczka nie przeszkodził Legii
Mecz jedynie w roli widza obserwował Marcel Wilczek. Podkoszowy, którego średnie w bieżącym sezonie wynoszą ponad 10 punktów i ponad 5 zbiórek, pauzuje już od czwartego spotkania ćwierćfinałowego. - Marcel ma kontuzję kręgosłupa. W sobotę także nie zagra - powiedział Piotr Bakun. Absencja niespełna 31-letniego zawodnika nie przeszkodziła jednak jego kolegom w odniesieniu triumfu. Dobrze pod atakowaną tablicą radzili sobie bowiem Adam Linowski, Mateusz Jarmakowicz i Tomasz Andrzejewski. Zdobyli w sumie 37 "oczek" i zgarnęli 16 piłek po obu stronach parkietu.
Drużyna z Gliwic na pewno tanio skóry nie sprzeda.
Emocje już w pierwszym pojedynku - taka powinna być cała seria
Mecz otwierający rywalizację finałową był bardzo emocjonujący i stał na wysokim poziomie. Nieustępliwości i dramaturgii powinniśmy oczekiwać także po kolejnych starciach tej serii. - Na pewno nie skończy się w trzech spotkaniach - przewiduje Zegzuła. Jego zdanie podziela Juć. - Znając trenera Pawła Turkiewicza, na pewno na drugi mecz przygotował coś ekstra i postara się zaskoczyć Legię - mówi skaut NBA. Wszak GTK po 3:0 odprawiło z kwitkiem Jamalex Polonię 1912 Leszno i jednego z głównych faworytów do awansu, Max Elektro Sokoła Łańcut.
Emocji nie powinno zabraknąć w sobotnim pojedynku, który rozpocznie się o godz. 18.