W tym artykule dowiesz się o:
Liderzy w kiepskiej formie, ludzie drugoplanowi nic nie dali
Anwil w tej serii nie miał gracza, który w pojedynkę wygrałby mecz. Zabrakło lidera punktowego. Strasznie rozregulowani byli Jaramaz i Washington. Serb w decydującym spotkaniu przestrzelił wszystkie siedem rzutów z dystansu. Amerykanin z kolei trafił 2 z 10 rzutów z gry, koncentrując swoją uwagę na... pokazywaniu wskazówek na zegarku.
Bardzo słabo wypadli ludzie z drugiego planu - Dmitriew, Haws, McCray. Cała trójka nie zagrała na miarę swojego potencjału. Stać ich na dużo więcej. Pytanie czy ich słaba gra to kwestia braku formy czy umiejętnego wykorzystania? Tego już się nie dowiemy. Na pochwałę zasłużył Młynarski, który stanął na wysokości zadania. W decydującym meczu trafił wszystkie cztery rzuty z gry.
Chavaughn Lewis był za szybki, nie udało się go powstrzymać
Amerykanin był najlepszym zawodnikiem tej serii. Pokazał, że jest godnym następcą Jerela Blassingame'a. Mimo że jest dość młodym graczem, nie bał się brać odpowiedzialności na siebie w najważniejszych momentach. Jego wszechstronność imponowała. Był za szybki dla obrońców Anwilu. Wydawało się, że zamknięcie mu drogi na penetrację w prawą stronę będzie kluczem do sukcesu, ale... wtedy Amerykanin zaczął atakować na lewą rękę. Nie stanowiło to dla niego dużego problemu. W meczu numer pięć pokazał, że ma charakter. Do przerwy miał 0 punktów na swoim koncie, ale w dwóch kolejnych kwartach uzyskał aż 23 "oczka", co stanowiło ponad połowę dorobku całej drużyny!
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: Nikt nie chce walczyć z oszustami. To dla mnie niewyobrażalne
Hala Mistrzów atutem nie była, za duża presja
W rundzie zasadniczej Anwil wygrał w Hali Mistrzów 15 z 16 meczów (jedynie PGE Turów zdołał wywieźć zwycięstwo z Włocławka). "Rottweilery" świetnie czuły się w domu, odprawiając z kwitkiem kolejnych rywali z czołówki tabeli - Polski Cukier, BM Slam Stal i Stelmet BC, a także Energę Czarnych, mimo że podopieczni Robertsa Stelmahersa mieli 12-punktową przewagę. Wtedy rywali udało się dogonić.
W play-off włocławianie wygrali zaledwie 1 z 3 spotkań. Presja? Wydaje się, że ten czynnik odegrał dużą rolę. We Włocławku wszyscy głośno mówili o medalach, pucharach. Balonik był napompowany do granic możliwości. Aż wreszcie pękł i to z hukiem. - Większość zawodników nie miała okazji grać w takim zespole, który bił się o najwyższą stawkę. Cała otoczka, która się wytworzyła wokół nas, na pewno pozytywnie nie wpływała na koszykarzy - tłumaczył nam Igor Milicić.
Dwójkowe akcje powstrzymane
Znakiem firmowym Anwilu w sezonie zasadniczym były dwójkowe akcje Łączyńskiego z Sobinem. To była kopalnia punktów włocławskiego zespołu. Energa Czarni świetnie to odczytali i za sprawą świetnie spisującego się Kravisha zatrzymali te akcje. Amerykanin nie dał pograć w tej serii chorwackiemu środkowemu, którzy dla wielu był jednym z kandydatów do MVP sezonu zasadniczego. I słusznie, bo grał znakomicie. W play-off aż tak dobrze nie wypadł: 10,2 punktu na mecz.
Jeden z trenerów PLK powiedział nam, że Anwil grał zbyt statycznie, nie wykorzystał potencjału szybkości i atletyzmu, który drzemie w Washingtonie. - On potrafi rozerwać obronę i odegrać do kolegów ustawionych w rogach boiska. Nie było tego elementu zaskoczenia - mówi nam ta osoba.
Kontuzja Michała Chylińskiego
Pech. W ostatnim meczu rundy zasadniczej kontuzji kolana nabawił się Michał Chyliński, podstawowy Polak w zespole Igora Milicicia. To mocno pokrzyżowało plany chorwackiemu szkoleniowcowi, który musiał rotować czwórką Polaków, a praktycznie dwójką, bo do Leończyka i Łączyńskiego miał największe zaufanie. Młynarski grał nieregularnie, a Bartosz praktycznie wcale nie pojawiał się na parkiecie.
- Brak Chylińskiego wpłynął na naszą rotację, zwłaszcza w defensywie. Nie mieliśmy za dużo czasu na to, żeby przećwiczyć nowe warianty gry w obronie, jak i w ataku. Niestety to odbiło się na grze - mówił nam Milicić.