Olga Lachowa to jedna z najlepszych ukraińskich biegaczek. Na swoim koncie ma choćby srebrny i brązowy medal mistrzostw Europy. Przyjazd do Polski nie był dla niej niczym nowym, bo jeszcze na długo przed wybuchem wojny trenowała w Szczecinie z grupą trenera . Obecnie zawodniczka przebywa w Szwajcarii wraz z rodziną i przygotowuje się do intensywnego sezonu lekkoatletycznego.
Mateusz Puka, WP Sportwefakty: Dość późno opuściła pani Ukrainę, a przez to nie wystartowała w halowych mistrzostwach świata w Belgradzie. Dlaczego nie wyjechała pani wraz z innymi ukraińskimi sportowcami?
Olga Lachowa, ukraińska lekkoatletka: Opuściłam Ukrainę 11 marca, a przez pierwsze trzy tygodnie wojny w ogóle nie trenowałem. Po pierwsze, niebezpieczne było wychodzenie z domu, a poza tym chciałam pomóc Ukrainie i w tym czasie angażowałam się w pomoc walczącym. Zbierałam pieniądze na cele humanitarne, a także wojskowe. To niesamowite, jak bardzo zjednoczył się naród. Ale zdałam sobie sprawę, że jeśli chcę kontynuować karierę, muszę szukać nowego miejsca. Obecnie przebywam w Szwajcarii, w Ukrainie pozostał jedynie tata i babcia.
ZOBACZ WIDEO Pudzianowski zmierzy się z kolejną legendą KSW?! "Nie boi się"
Wyjazd do Szwajcarii oznacza koniec współpracy z polskim trenerem Tomaszem Lewandowskim?
Mój trener zapraszał mnie do trenowania ze swoją grupą w Holandii, ale niestety przez obecną sytuację nie mogłam z tego skorzystać. Być może niedługo pojedziemy na jakieś wspólne zgrupowane, ale do tego czasu będę trenowała ze szwajcarskim trenerem i jego grupą.
Zanim jednak trafiła pani do Szwajcarii, przebywała pani wraz z rodziną w Warszawie. Jak pani wspomina ten czas?
Mam wielu przyjaciół w Polsce, a dzięki pomocy Marcina Lewandowskiego udało nam się znaleźć schronienie w Warszawie. Przebyłam normalną drogę uchodźcy i na każdym w kroku otrzymywałam w Polsce niesamowite wsparcie. Widziałam setki ludzi, którzy poświęcali wolny czas, by zaopiekować się potrzebującymi. To aż niewiarygodne, ile serca włożyli Polacy w pomoc Ukraińcom. Potem jednak dostałam zaproszenie na kilkutygodniowy obóz do Portugalii, gdzie spotkałam resztę ukraińskiej kadry.
Jak to się stało, że ostatecznie trafiła pani do Szwajcarii?
W trakcie zgrupowania usłyszałam, że Szwajcaria jest gotowa przyjąć ukraińskich sportowców. Zaczęłam działać w tym temacie i okazało się, że jeden z tutejszych trenerów zaoferował mi i rodzinie mieszkanie. Życie tutaj muszę opłacić sama, ale jestem szczęśliwa, że jesteśmy razem. Tęsknimy za Ukrainą i odliczamy już dni do powrotu do ojczyzny.
Faktycznie rozważa pani powrót do Ukrainy już teraz?
Początkowo w ogóle nie brałam wyjazdu pod uwagę i dopiero po dwóch tygodniach zdałam sobie sprawę, że najbardziej pomogę mojemu narodowi, jeśli wciąż będę robiła to, co wychodzi mi najlepiej i reprezentowała mój kraj na arenie międzynarodowej. Z tego powodu zdecydowałam się wyjechać z Ukrainy. Nie była to jednak łatwa decyzja. Wrócę do Ukrainy jak tylko będzie możliwe normalne trenowanie w tym kraju, a moi najbliżsi będą bezpieczni.
Jak wygląda obecnie życie w pani rodzinnej miejscowości Krzemińczuku?
Choć centralne rejony Ukrainy są znacznie bezpieczniejsze niż terytoria na wschodzie, to tutaj także bombardowania nie są niczym niespotykanym. Niedawno na nasze miasto spadło ponad 20 rosyjskich bomb. W mieście zniszczono rafinerię, a także uszkodzono sieci energetyczne i wodociągowe. Dwie ostatnie zostały już częściowo naprawione, ale wciąż są problemy z prądem i ludzie muszą radzić sobie bez niego.
Jak duże są straty?
Jeszcze przed wojną w Krzemińczuku mieszkało ponad 200 tysięcy ludzi, a miasto było ważnym ośrodkiem przemysłowym. Teraz życie tam jest dalekie od normalności. Przez kilka tygodni nie było w ogóle prądu i wody, a ludzie w takich warunkach walczyli o przetrwanie. Mam regularny kontakt z tatą, ale trudno mi nawet wyobrazić sobie, co naprawdę czuje. Na szczęście, gdy tylko zaczęło być nieco spokojniej, mieszkańcy szybko wzięli się za naprawę zniszczeń.
Pani tata brał udział w walkach?
Nie, ale jest członkiem obrony terytorialnej i choć na razie nie jest zaciągnięty do regularnych oddziałów, to trzy razy w tygodniu musi stawić się na poligonie i cały czas pozostaje w gotowości do walki. Mamy jednak nadzieję, że nie będzie musiał walczyć.
Sam wybuch wojny musiał być dla pani szokiem. Gdzie była pani, gdy na Ukrainę spadły pierwsze bomby?
Gdy wybuchła wojna byłam akurat w Sumach, gdzie przygotowywałam się do mistrzostw Ukrainy. To bardzo blisko granicy w Rosją, więc wiedziałam, że natychmiast muszę stamtąd uciekać. Jadąc na zachód Ukrainy, widziałam setki czołgów i wozów bojowych. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Choć moje życie nie było bezpośrednio zagrożone, nie czułam się wtedy dobrze. To coś zupełnie innego niż widok takich maszyn podczas parady wojskowej.
Czy w obecnej tej sytuacji ma pani jeszcze motywację do kontynuowania kariery?
To zdecydowanie najważniejszy sezon w mojej karierze. Opuściłam Ukrainę po to, by rozsławiać mój kraj na arenie międzynarodowej i zrobię wszystko, by tak właśnie było. Jestem zresztą przekonana, że to będzie wspaniały rok dla ukraińskiego sportu. Rozmawiam z innymi sportowcami z naszego kraju i widzę w nich nieprawdopodobną motywację. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że walczymy nie tylko dla siebie, ale także o to, by świat usłyszał o Ukrainie i pomógł nam wygrać wojnę. To najważniejszy rok dla naszego sportu i to nakręca nas do ogromnego wysiłku podczas kolejnych treningów.
Rozważała pani zakończenie kariery?
Wracam do biegania w zawodach po dwuletniej przerwie spowodowanej ciążą. Niedawno startowałam w pierwszych zawodach i to nie było dla mnie łatwe doświadczenie. Jestem jednak przekonana, że mogę wrócić na najwyższy poziom, dlatego nawet przez moment nie myślałam o zakończeniu kariery. Wojna tylko dodała mi motywacji i znów chcę walczyć o medale.
Jak ocenia pani obecną sytuację w Ukrainie?
Jeśli mam wyciągać jakieś pozytywne skutki tej tragedii, to trzeba przyznać, że wyjdziemy z tego kryzysu silniejsi jako naród. Świat nas docenił, a nasz prezydent zyskał powszechny szacunek i uznanie. W ostatnich miesiącach wykonał świetną pracę i znakomicie prowadzi nasz kraj do boju. Jestem przekonana, że zwycięstwo będzie nasze.
Jak wielu ukraińskich sportowców zdecydowało się przerwać kariery, by bronić swojego kraju?
Mam kilku znajomych, którzy zdecydowali się pozostać w Ukrainie i teraz są w armii. Część z nich sama podjęła taką decyzję, a część po prostu musiała to zrobić, bo już wcześniej byli zatrudnieni w wojsku. Zresztą wiem, że podobny system obowiązuje także w Polsce, gdzie część sportowców startuje w zawodach, a jednocześnie pracuje w armii. Wszyscy oni musieli pozostać w kraju i bronić ojczyzny. Zresztą całkiem możliwe, że gdyby nie moje małe dziecko, ja też musiałabym zostać w kraju.
Czy od momentu wybuchu wojny miała pani jakiś kontakt z rosyjskimi sportowcami?
Miałam wielu przyjaciół z Rosji. Wielu nie wie, co robić, bo choć osobiście potępiają wojnę, to wiedzą, że za publiczne wypowiadanie się w tym temacie grozi im zakaz startów, a nawet więzienie. To trudna sytuacja, więc cieszę się, że chociaż w wiadomościach prywatnych wyrażają swoją faktyczną opinię.
Spotkała się pani z atakami ze strony Rosjan?
Niestety, zdarzą się jednak tacy, którzy nagle po rozpoczęciu wojny zaczęli obrażać mnie i mój kraj. Wielu z nich winiło Ukrainę za to, że rosyjscy sportowcy są wykluczeni z rywalizacji sportowej. To pokazało mi, jak wyniszczająca jest rosyjska propaganda. Ludzie w Rosji są karmieni kłamstwami od dawna, a wielu z nich ślepo wierzy w każde słowo, które usłyszą w telewizji.
Jaka teoria zabolała panią najbardziej?
Część z nich wierzy nawet, że to wojna ukraińsko-ukraińska i próbowali mnie przekonać, że w napaści na Ukrainę nie biorą udziału rosyjskie wojska. Ich zdaniem wojna to nasza wewnętrzna sprawa. To nieprawdopodobne, jak bardzo są ogłupieni. Oczywiście zdarzały się też powtarzające historie o złym traktowaniu ludności ługańskiej republiki i Rosji, która rzekomo musiała ich ratować. W tej opowieści, to Ukraina burzy światowy ład i jest agresorem.
Wróćmy jednak do sytuacji Ukrainy. Jak długo - pani zdaniem - Ukraina będzie odbudowywać się po tej wojnie?
Moim zdaniem szybka odbudowa jest możliwa. Jesteśmy zdeterminowani, a przy takim zjednoczeniu całego narodu nawet odbudowa kompletnie zniszczonego Mariupola nie będzie wielkim problemem. Proszę mi uwierzyć, że szybko sobie z tym poradzimy.
Jest pani aż taką optymistką?
Rozmawiam z wieloma Ukraińcami i wszyscy są ogromnymi optymistami. Jesteśmy przekonani, że zwycięstwo będzie nasze. Nikt nawet szczególnie nie myśli o jak najszybszym zakończeniu wojny, bo zdajemy sobie sprawę, że najpierw trzeba będzie odbić wszystkie nasze terytoria. Wszyscy, z którymi rozmawiam są zdania, że tym razem nie możemy pójść z Rosją na żaden kompromis, a jedynym możliwym zakończeniem wojny będzie zupełne wycofanie się rosyjskich wojsk z naszego kraju. Już raz w 2014 roku zgodziliśmy się na ustępstwa wobec Rosji i to nie skończyło się dobrze.
Czytaj więcej:
Będzie sędziowski VAR w żużlu
To wielki problem polskiej siatkówki