W minionym tygodniu polskie media obiegła informacja o tym, że Anita Włodarczyk własnymi rękoma powstrzymała złodzieja. Ten chciał ukraść jej auto, a ona wraz z trenerem przyłapała go na gorącym uczynku. Zresztą sama mu również wymierzyła sprawiedliwość o czym z dumą mówiła (więcej TUTAJ).
Z czasem się okazało, że gwiazda sportu słono zapłaciła za tę interwencję. W momencie, kiedy rzuciła się w pościg za złodziejem, doznała zerwania mięśnia dwugłowego uda. Potrzebna była operacja, a to oznacza, iż sezon dla Włodarczyk już się zakończył (więcej TUTAJ).
W rozmowie z "Faktem" Polka podzieliła się kolejnymi szczegółami tej interwencji. Niemały szum wywołał fakt, że złodziejem okazał się cudzoziemiec. Ten z kolei chciał to wykorzystać, aby wzbudzić we Włodarczyk litość.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzyni olimpijska zrobiła niezłe show. "Taniec z różowym młotem"
- Trochę ode mnie oberwał. Gdyby nie uciekał, to by nie dostał. Bo najpierw go przyłapaliśmy z trenerem przy moim samochodzie. Zaczął krzyczeć, że jest z Ukrainy. Chyba chciał nas wziąć na litość. Potem okazało się, że to Gruzin. Nawet nie pomyślałam, by zadzwonić na policję. Ale się wyrwał, więc pogoniłam za nim - mówiła Anita Włodarczyk.
Gwiazda polskiego sportu wyznała również, że policja początkowo nie chciała uwierzyć w jej interwencje.
- Gdy zadzwoniłam na policję i się przedstawiłam, usłyszałam, że to żart. Nie uwierzyli, że Anita Włodarczyk złapała złodzieja - dodała.
Cały pościg za złodziejem miał być bardzo krótki. Anita Włodarczyk złapała złoczyńcę zaledwie po ok. 130 metrach, a gdy miała już go w swoich rękach, to ten był bez szans.
- Złodziej ma około 40 lat, jest mniejszy i chudszy ode mnie, więc przewaga była po mojej stronie. Nie wiedział, do czyjego auta się włamuje. Dopiero gdy przyjechała policja, dowiedział się. Cieszę się, że został złapany. Ochroniłam pewnie inne osoby, które też mógł okraść - zakończyła lekkoatletka.
Zobacz także: Lewandowski przekazał znakomitą wiadomość
Zobacz także: Dramat Angeliki Cichockiej