Ktoś odpowie za to, co się stało? Niewyobrażalna sytuacja na MŚ

Jak zapamiętamy tegoroczne mistrzostwa świata w lekkoatletyce w wykonaniu Polaków? Były sukcesy, jednak zdecydowanie za dużo było wpadek. Zwłaszcza tych, do których doszło poza bieżnią stadionu w Eugene, a które wywołały największy niesmak.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Anna Kiełbasińska PAP / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska
Rozczarowanie i dramat. W internecie nie brakuje opinii, że lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Eugene były bardzo złe dla reprezentacji Polski. Przyzwyczajeni do sukcesów, rozpieszczeni kapitalnym występem na igrzyskach olimpijskich w Tokio kibice uwierzyli, że Polska jest światową potęgą.

Nie jest. Nie jest też jednak outsiderem - cztery medale wywalczone w Oregonie to wynik zgodny z realnymi oczekiwaniami, w których trzeba było skupić się na szerszym kontekście i tegorocznej sytuacji sportowców, a nie na emocjach.

Jedno jest jednak pewne - wpadek w naszej kadrze było zdecydowanie zbyt dużo. Nie tylko na bieżni, ale też poza nią.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski

Oni zawiedli najmocniej

Malwina Kopron, Patryk Dobek, Piotr Lisek, sztafeta 4x400 metrów kobiet, Konrad Bukowiecki - chyba nie ma wątpliwości, że to oni najmocniej zawiedli nasze oczekiwania. Nie od wszystkich oczekiwaliśmy medali, ale przynajmniej obecności w finale i walki o wysokie lokaty, tak ważne dla klasyfikacji punktowej całych mistrzostw.

Wszyscy przepadali jednak już w eliminacjach. Najwięcej emocji przyniosła oczywiście porażka "Aniołków Matusińskiego" [sztafeta 4x400 m przyp.red.], które były przecież murowanymi kandydatkami do medalu. Zwłaszcza po znakomitych wynikach sprinterek w biegach indywidualnych na mityngach w całej Europie.

Oczywiście, można mówić o wielkim pechu czy niesprawiedliwej decyzji sędziów. Małgorzata Hołub-Kowalik została w eliminacjach podeptana przez rywalkę, swoją zmianę musiała biec z kontuzją i podziurawionym bucie pełnym krwi. A do awansu do zabrakło mniej niż pół sekundy.

Inna sprawa, że czas Polek 3:29,34 to jeden z ich najgorszych wyników od lat, a wpływ na niego miał nie tylko pech jednej zawodniczki. Jak przyznała Iga Baumgart-Witan, nasza sztafeta upadła z hukiem. Czy też z hukiem się podniesie?

Brawo wy!

Jak to więc możliwe, że mając dość sporo wpadek, reprezentacja Polski zajęła wysokie, ósme miejsce we wspomnianej już klasyfikacji punktowej?

Bo w Eugene mieliśmy też bardzo dobre występy Adrianny Sułek (4. miejsce w siedmioboju), Damiana Czykiera (4. miejsce na 110 m przez płotki), Sofii Ennaoui (5. miejsce na 1500 m) czy Anny Kiełbasińskiej (8. miejsce na 400 m).

Sułek pobiła przecież rekord Polski, osiągając najlepszy wynik w historii lekkoatletyki, który nie dał podium wielkiej imprezy. Czykier po raz pierwszy w karierze awansował do finału MŚ i gdyby nie błąd na starcie mógł zdobyć sensacyjny medal. Z kolei Ennaoui wiosną wróciła na bieżnię po 20 miesiącach przerwy spowodowanej kontuzjami. I już znalazła się w absolutnej światowej czołówce.

Nie zawiodła też Pia Skrzyszowska, wyrównując w półfinale 100 m przez płotki swój rekord życiowy. Poziom był jednak tak kosmiczny, że nie dał awansu do finału. Miłą niespodziankę sprawili też wolniejsi niż przed rokiem polscy 400-metrowcy, awansując do finału biegu sztafetowego.

Najlepsi z najlepszych

Trzeba jednak oddać królom, co królewskie. Paweł Fajdek znów pokazał, że mistrzostwa świata to jego impreza i nikomu jej nie odda. Piąty złoty medal MŚ z rzędu to wynik nieprawdopodobny, a Polak już zapowiedział, że jego celem jest dobicie do "7".

Prawdziwą bohaterką polskiej reprezentacji została jednak Katarzyna Zdziebło, która najpierw sprawiła ogromną niespodziankę sięgając po srebro w chodzie na 20 kilometrów, by tydzień później powtórzyć to na dłuższym dystansie. Na dodatek na 35 km pobiła rekord Polski o ponad 9, słownie: dziewięć (!), minut.

25-latka została więc drugim polskim sportowcem w historii, który na jednych mistrzostwach świata zdobył dwa medale - pierwszym i jedynym do tej pory był Marek Plawgo (Osaka 2007).

Nie zawiódł też Wojciech Nowicki, który stoczył świetną walkę o złoto w rzucie młotem. Ostatecznie przypadło mu srebro, jednak przegrać z Fajdkiem na MŚ to żadna ujma.

Afera za aferą

Trzeba jednak przejść do tematu, który w trakcie mistrzostw dominował polskie media. Za dużo na tych mistrzostwach było wpadek sportowych, ale zwłaszcza afer i nieporozumień.

Afera zw. z brakiem występu Anny Kiełbasińskiej w sztafecie mieszanej 4x400 m rzuciła się cieniem na obraz reprezentacji Polski. Sprinterka, która nie chciała zgodzić się na zmianę wcześniejszych ustaleń z trenerem, czując wielką szansę na życiowy wynik w biegu indywidualnym (co ostatecznie stało się faktem), nie została wystawiona do składu.

Sprawa została załatwiona fatalnie, atmosfera szybko zrobiła się koszmarna. Dochodziło do publicznych oskarżeń, a internetowe wpisy o "kompromitacji Kiełbasińskiej" dostawały serduszka ze strony zawodniczek i zawodników ze sztafety.

Przed kamerami padały bardzo mocne słowa, a także obrzydliwe oskarżenia o świadome działanie sprinterki na szkodę polskiej drużyny ze względu na jej związki z holenderską kadrą. Emocje wzięły górę i granice zostały przekroczone.

Polski Związek Lekkiej Atletyki nie chciał reagować, trener Matusiński nie zabierał głosu. I gdy po kilku dniach sprawa ucichła, a zawodniczki wydawało się że zakopały wojenny topór, szkoleniowiec postanowił przedstawić swoją wersję wydarzeń. Ale słowami o "świadomym szkodzeniu kadrze" lont został podpalony na nowo (WIĘCEJ TUTAJ).

Najważniejsze pytanie brzmi jednak tak: jak można było dopuścić, by trenerzy nie zostali poinformowani na czas o kluczowej zmianie w regulaminie przez PZLA? Od tego ruszyło całe domino.

Jakby mało było jednej afery na jedne mistrzostwa, po czwartym miejscu w siedmioboju związek zaatakowała Sułek. Wprost oskarżyła działaczy o hamowanie jej kariery, co wiceprezes Tomasz Majewski nazwał bzdurami. - Nie wierzę, że takie słowa mogły paść. Szok - komentowała to wszystko była trzykrotna medalistka MŚ Monika Pyrek.

Wydarzyło się za dużo, jak na dziewięć dni. Starczyłoby z nawiązką na dziewięć lat.

Zaskakujący widok!

Wpadki, afery, publiczne oskarżenia i błędy formalne. Tak MŚ w Eugene zapamięta część kibiców. Statystycy powiedzą z kolei, że był to najgorszy wynik reprezentacji Polski od 2013 roku, gdy z Moskwy przywiozła trzy krążki.

Inni mogą jednak stwierdzić, że Biało-Czerwoni byli w Oregonie najlepszą europejską reprezentacją. I też będą mieli rację!

Mimo wielu negatywnych emocji, Polacy okazali się w klasyfikacji medalowej najlepszą kadrą w Europie, w klasyfikacji punktowej zajmując miejsce tylko za Wielką Brytanią.

Strach pomyśleć, co by było, gdyby złodziej nie chciał ukraść samochodu Anicie Włodarczyk, gdyby bark Marii Andrejczyk działał choć na 50 procent, Natalia Kaczmarek nie miała problemów żołądkowych, Patryk Dobek nie ryzykował wraz z trenerem w tym roku nowego treningu czy gdyby polscy trenerzy 4x400 m zostali na czas poinformowani o aktualnych przepisach.

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×