Danuta Bułkowska-Milej była lekkoatletką twardą i upartą. Dzięki m.in. tym cechom sięgała po medale halowych mistrzostw świata i Europy w skoku wzwyż. Dziś musi pokonać inną poprzeczkę. Pozbyć się narosłego nie ze swojej winy długu, by nie stracić mieszkania i zachować prawa do opieki nad półtorarocznym Filipkiem. - Dla tego chłopczyka zrobię wszystko - mówi nam.
Prostowała trudną młodzież
Bułkowska-Milej to najbardziej utytułowana skoczkini wzwyż na dworze polskiej królowej sportu. Zdobywała brązowe medale halowych mistrzostw świata (Paryż 1985) i Europy (Goeteborg 1984, Pireus 1985). Jest też olimpijką z Moskwy, gdzie jednak odpadła w eliminacjach.
- Tam brakowało doświadczenia, a trochę też trenera przy boku - mówiła nam jakiś czas temu. Do Los Angeles (1984) nie pojechała, bo kraje socjalistyczne bojkotowały te igrzyska. A szkoda, bo właśnie w tym roku ustanowiła rekord kraju (197 cm), który przetrwał bez mała trzy dekady. Dopiero w czerwcu 2013 roku wymazała go Kamila Lićwinko (199 cm).
Po zakończeniu kariery mistrzyni zamieniła się w opiekuna. Pracowała w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym we Wrocławiu, a więc z trudną młodzieżą, próbując integrować ją ze środowiskiem i prostować, na ile się da. Dziś jest pedagogiem w szkole podstawowej, a także społeczną działaczką Regionalnej Rady Olimpijskiej we Wrocławiu. I znów ma cel, tylko już nie sportowy, ale znacznie ważniejszy. Musi się pozbyć nie swojego długu, by nie stracić mieszkania i wnuczka Filipa.
Ojciec w więzieniu
Była gwiazda lekkiej atletyki opiekuje się chłopcem od przeszło roku. Ojciec Filipka trafił do więzienia, a mama też nie jest w stanie wypełniać swoich rodzicielskich obowiązków. - Filipek trafił pod moją i męża opiekę jako 4-miesięczne dziecko. Mój syn Mateusz i jego partnerka okazali się niewydolni opiekuńczo i wychowawczo - ubolewa była reprezentantka kraju. - Syn został zatrzymany w lipcu zeszłego roku. Światek przestępczy, uzależnienie od narkotyków... Ma wyrok, pięć lat, od półtora roku przebywa w zakładzie karnym w Strzelinie. Wcześniej robiliśmy wszystko, by mu pomóc. Terapia, leczenie, ale nie chciał sobie pomóc i wszystko się posypało - opowiada ze smutkiem.
Matka dziecka również okazała się zakładniczką własnych słabości. - Wyszło na jaw, że też jest uzależniona od narkotyków. Staraliśmy się jej pomóc na różne sposoby. W końcu zawieźliśmy ją do domu samotnej matki. Któregoś dnia przyjechaliśmy po Filipka, by go wziąć nad wodę i by mama mogła odpocząć. Dwa dni później dostałam esemesa od koleżanki, że matka dziecka jest pod wpływem narkotyków, a chłopczyk w niebezpieczeństwie. Wezwałam policję i pognałam do placówki. Gdy usłyszałam od policji, że nie wejdą do środka, bo nie słychać płaczu dziecka, moje nerwy nie wytrzymały - wspomina olimpijka.
Widok, jaki babcia Filipka zastała w mieszkaniu, porażał. - To była jedna wielka masakra. Nie czekałam ani chwili, tylko zabrałam Filipka do siebie. Z nosidełkiem, nic innego nie nadawało się do zabrania... Dziecko było zaniedbane, wychłodzone i wygłodzone, ale nie wymagało hospitalizacji. To był 3 sierpnia zeszłego roku. Zaczęłam mu wszystko organizować. Nie miał szczepień ani bilansu. Złożyłam wniosek o przyznanie praw rodzicielskich i od tego momentu czekam na sprawę. Najważniejsze, że chłopczyk jest już uspokojony, bezpieczny i rozwija się prawidłowo. Przy okazji dziękuję pani Krysi z wrocławskiej AWF, bo mogliśmy korzystać nieodpłatnie z basenu i rehabilitacji na uczelni. Był drobny niedorozwój obręczy barkowej, ale ćwiczeniami zostało już wszystko wyregulowane - podkreśla Bułkowska-Milej.
Cały świat Filipka
Dziś była lekkoatletka jest dla chłopca całym światem - babcią i, wraz z mężem Jerzym, rodziną zastępczą. Działalność syna sprawiła jednak, że została z długiem w wysokości 60 tys. zł. Musi się go pozbyć, by nie stracić mieszkania. Tymczasem zbliża się sprawa o przyznanie władzy rodzicielskiej nad Filipkiem (29 listopada).
- Długi syna się nawarstwiały, a wierzyciele od narkotyków pukali do drzwi. Obawiałam się, pracowałam i oddawałam pieniądze, a nie były to małe kwoty. Może nie było to rozsądne, ale co miałam zrobić - zaznacza wrocławianka. W zeszłym roku nabyła prawa emerytalne, lecz wciąż pracuje jako pedagog szkolny. I jest w tym fachu niezwykle ceniona. - Fatum polegało na tym, że nieco wcześniej mąż stracił pracę w Hotelu Haston. Na miesiąc przed nabyciem praw do zasiłku przedemerytalnego. Pojawiło się załamanie nerwowe, ale Jurek to cudowny człowiek, jeśli chodzi o opiekę. Do południa z dzieckiem jest on, a po południu jesteśmy razem. Wspieramy się - mówi Bułkowska-Milej.
Najbliższe tygodnie będą dla rodziny kluczowe. Werdykt w sprawie o przyznanie władzy rodzicielskiej nad Filipkiem to jedno. A potem, 12 grudnia, ma się pojawić obwieszczenie o wycenie ich mieszkania do licytacji... - To jest teraz jedyna rzecz, jaką mam. 35-metrowe mieszkanie, od czterdziestu lat to samo. Nie było szans, by przy tych długach i rosnących odsetkach uniknąć problemów. Musiałam zapewnić dziecku wszystko po kolei. Ale wierzę, że sąd przyzna mi te prawa. Bo Filipek nie ma nikogo. Tylko mnie i męża - zaznacza. I dodaje: - Chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomogli nam przetrwać najtrudniejszy czas. Za otwarte serca i wszystkie ciepłe słowa w naszą stronę. Dziękuję SP 29, Reni Mauer-Różańskiej, Mieciowi Łopatce, Maćkowi Jaroszowi i Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu za zapomogę. A także wielu innym osobom, bo wszystkich nie jestem w stanie wymienić - tłumaczy Bułkowska-Milej.
Nie przegrała swojego życia
Jako sportsmenka uchodziła za upartą i zaciętą, nie poddającą się w sytuacjach stresowych. - Każde niepowodzenie tylko mnie mobilizowało i pozytywnie wpływało. Pewnie, że w czasie kariery były wzloty i upadki. Koleżanki chodziły na randki, na lody, a ja zmieniałam tylko walizkę i środki lokomocji. Pociąg, autobus, samolot. Teraz stwierdzam jednak, że były to najpiękniejsze lata mojego życia. Że jako młoda osoba nie byłam przegrana. Nauczyłam się obowiązkowości, punktualności i tej upartości - mówiła nam swego czasu.
I dalej jest twarda. Ale potrzebuje naszego wsparcia. Filipek również.
Wojciech Koerber, dziennikarz WP Sportowefakty
Czytaj również:
Jeden wielki wstyd. Znowu
Absurdalne losowanie. Zobacz na kogo trafili Polacy