Gorzkie słowa Kozakiewicza o Fajdku. Tak nazwał naszą gwiazdę

Mistrz olimpijski z 1980 roku Władysław Kozakiewicz mówi, że z zażenowaniem obserwował zachowanie Pawła Fajdka podczas Gali Mistrzów Sportu. Młociarz był zawiedziony dziewiątym miejscem w rankingu, apelował do zmiany regulaminu plebiscytu.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
WP SportoweFakty
Choć Władysław Kozakiewicz już tradycyjnie gościł na Gali Mistrzów Sportu, to nie miał okazji przekazać uwag młodszemu koledze. Wszystko dlatego, że Paweł Fajdek ma żal do niego po jego wcześniejszych uwagach i z tego powodu zerwał kontakt.

- Kiedyś nazwałem go miękiszonem i do dzisiaj mi to pamięta. Ja jednak mówię, co myślę, i wydaje mi się, że osiągnąłem w sporcie na tyle dużo, że młodsi koledzy nie powinni się obrażać na takie słowa. My nie rozmawiamy ze sobą, bo on nie przyjmuje żadnej krytyki. Zresztą im dłużej patrzę na jego karierę, tym jestem bardziej przekonany, że miałem wtedy rację. Nie wszystko funkcjonuje u niego tak, jak powinno - uważa mistrz olimpijski w skoku o tyczce, Władysław Kozakiewicz.

Legendarny sportowiec zwraca uwagę, że Fajdek miał już dwie szanse, by przejść do historii polskiego sportu, ale na dwóch kolejnych igrzyskach nie był w stanie awansować choćby do finału. To sprawia, że dziś może tylko pomarzyć o popularności, jaką ma choćby niedawna triumfatorka Plebiscytu "Przeglądu Sportowego" Anita Włodarczyk, która przecież też specjalizuje się w rzucie młotem. Jego zdaniem wcześniejsze wpadki mają wpływ na postrzeganie młociarza przez kibiców.

- On ma ciągle pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie. Powinien zachować się jak mężczyzna, przyjąć to na klatę i wyciągnąć wnioski na przyszłość. W minionym roku mieliśmy wiele sukcesów, a fani mieli prawo sklasyfikować je wedle swojego uznania. Zresztą moim zdaniem, wielu ludzi pamięta Fajdkowi wpadki podczas igrzysk, gdzie jechał jako faworyt, a potem tak się stresował, że starty kończył fatalnymi wynikami. Nie mówiąc już o aferach, jak ta po mistrzostwach świata, gdy zgubił swój medal w taksówce. To wszystko sprawia, że nie jest postrzegany jako poważny kandydat do zwycięstwa w takich plebiscytach. Sam jest sobie winny, a po ostatniej akcji, w kolejnych latach będzie mu jeszcze trudniej. Żeby tylko się nie okazało, że już nigdy nie osiągnie wyższego miejsca niż dziewiąte - dodaje Kozakiewicz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tajskie wakacje byłego gwiazdora

Po Gali Mistrzów Sportu Paweł Fajdek w rozmowie z WP Sportowefakty zaproponował zmianę formuły plebiscytu. Jego zdaniem konieczne byłoby rozdzielenie głosowania na najpopularniejszego sportowca roku, który byłby wybierany w podobnej formule jak do tej pory, oraz wyborów na Najlepszego Sportowca Roku, który miałby być wybierany tylko pod względem sukcesów odniesionych w danym sezonie. Jego zdaniem, w ten sposób uniknięto by sytuacji, w których dwukrotna wicemistrzyni świata i wicemistrzyni Europy Katarzyna Zdziebło kończy plebiscyt na ostatnim, 26. miejscu. Oczywiście jego sukces sprawiłby, że on biłby się o zwycięstwo.

Nie wszyscy są jednak przychylnie nastawieni do takich rewolucji.

- Takie zmiany zupełnie nie mają sensu i mam nadzieję, że nigdy do nich nie dojdzie - mówi Kozakiewicz. - W plebiscytach zawsze będzie wygrywał najpopularniejszy sportowiec, bo nie ma szans, by zmierzyć sukcesy wszystkich zawodników jedną miarą, która będzie uznana za całkowicie obiektywną. Nawet jeśli Najlepszego Sportowca Roku miałaby wybierać specjalna kapituła, to przecież ci ludzie też kierowaliby się swoimi sympatiami. Ktoś przychylniejszym okiem spojrzałby na lekkoatletów, ktoś na żużlowca, a przedstawiciel piłki nożnej byłby przekonany, że to jego kolega powinien wygrać. Po ogłoszeniu wyników i tak byłaby wielka awantura, więc to rewelacyjny pomysł, że o wszystkim rozstrzygają fani - dodaje jeden z najlepszych lekkoatletów w historii polskiego sportu.

Czytaj więcej:
Są szczegółowe wyniki plebiscytu
Inflacja wynosi tam 65 procent

Czy zgadzasz się z opinią Władysława Kozakiewicza?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×