W 2016 roku cała Polska usłyszała o 20 letniej Marii Andrejczyk. Suwałczanka zadebiutowała na Igrzyskach Olimpijskich w konkurencji rzutu oszczepem.
Młoda Polka zachwyciła i zajęła czwarte miejsce w konkursie. Szybko została okrzyknięta dużym talentem polskiej lekkoatletyki.
Od debiutu w Rio zaczęły towarzyszyć jej kontuzje. Po zawodach doznała zmęczeniowego pęknięcia barku. Uszczerbki na zdrowiu były z nią przez całą karierę, co jednak nie przeszkodziło jej w odniesieniu życiowego sukcesu - wicemistrzostwa olimpijskiego w Tokio w 2021 r.
W rozmowie z TVP Sport przyznaje, że mierzy się z problemami, niekoniecznie związanymi ze sportem, a za występ na Igrzyskach Olimpijskich wciąż płaci wysoką cenę.
- Mam problemy, tyle że nie stricte sportowe. One wynikają z mojego zawodu, ale nie bezpośrednio. Przepraszam, ale to delikatne tematy i nie chcę o nich zbyt szczegółowo opowiadać. Zdrowie też nie dopisuje. W skrócie: ja jeszcze płacę cenę za igrzyska - za presję, stres, nadmiar emocji itd. Okazało się, że mój organizm potrzebuje znacznie więcej czasu, żeby sam się posprzątać - mówi Maria Andrejczyk.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"
Sezon w 2023 roku również nie jest przychylny dla Polki. Po dobrze przepracowanej zimie ciało Andrejczyk znów zaczęło się buntować, a ona nie chciała w ogóle startować w zawodach. W maju 27-latka rzucała oszczepem jeszcze ponad 60 metrów, lecz zdarzały się treningi gdzie miała problemy z przebiciem bariery 40 metrów.
Reprezentantka Polski nie ukrywa, że w ubiegłym roku poważnie myślała o zakończeniu kariery, bo czuła się wypalona. - Rok temu naprawdę poczułam, że jestem wypalona. Myślałam o końcu kariery, ale porzuciłam te wątpliwości. Nadal kocham oszczep, chcę dalej rzucać. Potrzebuję tylko wystarczająco dużo czasu. Dzisiaj już wyłącznie dla siebie, a nie dla otoczenia - mówi Andrejczyk.
W najbliższy weekend w Gorzowie Wielkopolskim odbędą się mistrzostwa polski. Maria Andrejczyk do teraz nie wie czy wystąpi w tych zawodach. Jeśli nie wystartuje, to odbierze sobie szansę na wywalczenie minimum na mistrzostwa świata, które rozpoczynają się za nieco ponad dwa tygodnie w Budapeszcie.
- Nie wiem, co z tym dalej zrobić i czy w ogóle starać się o wyjazd na mistrzostwa świata na siłę. Bardzo chciałam wystąpić na Diamentowej Lidze w Polsce, ale wyszło jak wyszło. Mistrzostwa Polski stoją też pod znakiem zapytania. W PZLA wszystko wiedzą, mam ich wsparcie, jestem z nimi szczera. Mam zielone światło, żeby wrócić wtedy, kiedy poczuję, że to już. Nic na siłę - zakończyła Maria Andrejczyk.
Zobacz także:
To duża niespodzianka. Były minister sportu powalczy w mistrzostwach Polski
Zlitowali się nad mistrzem olimpijskim, choć on sam stracił nadzieję. Powód zaskakuje