Polka szczerze o kulisach sportu: "Czułam się zmiażdżona. Pomógł dopiero czwarty terapeuta"

30-letnia Anna Wielgosz dwa lata temu cieszyła się z życiowego sukcesu podczas mistrzostw Europy. Medal nie zmienił zbyt wiele, bo kilka miesięcy później musiała martwić się, jak utrzymać swoją rodzinę. - Potrzebna była pomoc psychologa - mówi.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Anna Wielgosz Instagram / oficjalny profil / Anna Wielgosz
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: W piątek startuje pani w eliminacjach HMŚ na 800 metrów. Jak nastrój przed tym startem?

Anna Wielgosz, reprezentantka Polski w biegu na 800 metrów: Podczas niedawnych halowych mistrzostw Polski pokazałam, że znów stać mnie na to, żeby reprezentować Polskę na najważniejszych imprezach. Mam 30 lat, a pierwszy raz zostałam halową mistrzynią Polski. Co więcej, do tej pory nigdy nie startowałam w halowych mistrzostwach świata, więc te zawody są dla mnie bardzo ważne.

Wierzy pani w awans do finału?

Rywalki są bardzo szybkie, ale mi niewiele brakuje, więc jestem dobrej myśli. Awans do finału będzie bardzo dobrym wynikiem. Mimo wszystko traktuję ten start jako przystanek przed bardzo ważnym sezonem letnim. W Glasgow chcę pobiec bardzo dobrze i wywalczyć rekord życiowy.

W tym roku wraca pani po kolejnym bardzo słabym sezonie. Łatwo było się ponieść po kolejnej porażce?

To wszystko było dla mnie bardzo trudne. Musiałam współpracować z terapeutką, panią Gosią Szewczyk. Cieszę się, że Polski Związek Lekkiej Atletyki podjął w tym roku fajną inicjatywę i podczas badań okresowych udostępnił pokój psychologa. Jeśli ktoś faktycznie potrzebował pomocy i chciał pracować z pomocą związku, to korzystał z tej pomocy. Ja czułam, że jestem do naprawy i sięgnęłam po pomoc. To był chyba mój czwarty psycholog w krótkim czasie. Tym razem jednak w końcu był w stanie do mnie dotrzeć, żeby te problemy poukładać. Nie będę ukrywała, że do naprawy była u mnie nie tylko strona sportowa, ale też życie prywatne. Wykonaliśmy kawał pracy, a efekty widać teraz na bieżni.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ kontra! Wystarczyło tylko jedno podanie

Podczas mistrzostw Europy w Monachium w 2022 roku wywalczyła pani brązowy medal i wydawało się, że wszystkie problemy są już za panią. Co stało się, że nie udało się utrzymać wysokiego poziomu?

W 2022 roku osiągnęłam bardzo duży, może nawet przytłaczający sukces. Niestety nie dał on aż tak dużych korzyści, na jakie liczyłam. Tak naprawdę od strony finansowej niewiele się zmieniło. Ja mam 30 lat, więc po prostu powinnam z tego żyć, zarabiać, a w ten sposób zapewniać sobie przyszłość.

Naprawdę wciąż ma pani problem ze spięciem domowego budżetu?

Niestety rzeczywistość jest brutalna, a pieniądze, które dostaję ledwo wystarczą na pokrycie wydatków. To bardzo mi przeszkadza i utrudnia kontynuowanie kariery. I tak jest jednak lepiej niż było jeszcze przed 2022 rokiem. Wtedy naprawdę poważnie brałam pod uwagę porzucenie sportu albo podjęcie się dodatkowej pracy.

Jeszcze dwa lata temu sama przyznawała się pani, że mogła kontynuować karierę tylko dlatego, że pani mąż zdecydował się do niej dokładać. Czy chociaż to się zmieniło?

Chodziło o to, że ja wtedy praktycznie nie zarabiałam, więc żyliśmy głównie z pensji męża. Obecnie mam większego sponsora, firmę Puma. Rok temu miałam stypendium z ministerstwa, ale obecnie i ono przestało mnie obejmować. Dostaję jeszcze pieniądze z województwa podkarpackiego i miasta Rzeszowa, ale generalnie to byłoby na tyle.

Domyślam się, że to musi bardzo pani przeszkadzać. Czołowi polscy atleci raczej nie mają takiej sytuacji, bo nawet po słabszym sezonie wciąż otrzymują wsparcie.

No właśnie o to chodzi. Generalnie cieszę się, że teraz ogarnęłam to wszystko mentalnie i jestem w stanie po raz kolejny stanąć na linii startu i normalnie rywalizować. W tamtym roku brakowało mi tego, bo wystarczyły dwa słabsze starty i po prostu czułam się zmiażdżona. Byłam bardzo słabiutka i łatwo było mi tracić kontrolę nad biegami. Teraz jestem pewna swoich sił i wygląda to znacznie lepiej.

Bardziej przeszkadzał pani brak sukcesów w ostatnim roku czy to, że znowu trzeba się martwić o pieniądze?

Myślę, że wszystko się nałożyło, bo jednak ja bardzo ambitnie podchodzę do startów i wystarczyło tak naprawdę kilka słabszych treningów i już zaczęły się wątpliwości. Dodatkowo doszła kontuzja, która opóźniła zeszłoroczne przygotowania o blisko miesiąc. Co prawda wciąż się z nią zmagam, ale jestem już na innym etapie i nie przeszkadza mi ona aż tak bardzo. Rok temu od razu zaczęły się obawy, że straconego czasu już nie uda się nadrobić. Byłam zdołowana na maksa, bo kończyłam wyścigi na końcu stawki. Wydawało mi się, że biegnę szybko, liczyłam na 1:59, a na mecie okazywało się, że zawiodłam, bo wynik to zaledwie 2:02.

Symbolem poprzedniego nieudanego sezonu były mistrzostwa świata w Budapeszcie, gdzie po biegu zalała się pani łzami. Co tam się wydarzyło?

To był tak naprawdę gwóźdź do trumny, a do słabego wyniku doszły też fizjologiczne przyczyny. Miałam problem mentalny, a to też wpływało na moje samopoczucie. Przed startami byłam bardzo spięta i nie potrafiłam oddzielić stresu startowego od presji uzyskania lepszego wyniku. To mnie paraliżowało. Byłam wyczerpana psychicznie, niby robiłam wszystko, co mogłam, ale czułam, że od środka mnie rozrywa. Dziwiła mnie ta niemoc w czasie zawodów, bo podczas treningów wyglądało to dobrze, a ja na zwykłych zajęciach robiłam życiówki. Nie byłam przetrenowania, tylko po prostu przemęczona psychicznie.

Teraz tych problemów już nie ma?

Uporządkowałam te sprawy w głowie i czuję się znacznie pewniej. Nie boję się rywalizacji w Glasgow. Jeśli nie będzie żadnej zawodniczki, która narzuci tempo, to chętnie poprowadzę bieg w moim ulubionym tempie. Jeśli znajdzie się ktoś odważniejszy, to dołączę do niego. Czuję się mocna i chcę to wszystkim pokazać.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Poseł debiutant bez ogródek: Bezczelności, tupetu i agresji jest w sejmie bardzo dużo
Polski mistrz odnaleziony. "Zbliżałem się do Boga"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×