Ewa Swoboda w piątkowych eliminacjach biegu na 100 metrów podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu złamała granicę 11 sekund (dokładnie 10,99 s). Gdyby tak stało się w sobotnim półfinale, o godzinie 21:20 oglądalibyśmy Polkę w finale.
Tak się jednak nie stało. W swoim półfinale Swoboda była czwarta (z czasem 11,08 s) i musiała czekać na to, co zrobią rywalki w dwóch kolejnych biegach. Niestety, w trzecim półfinale Twanisha Terry miała czas o jedną setną sekundy lepszy od Polki i w ten sposób wyrzuciła ją z finału.
27-latka bardzo emocjonalnie zareagowała na to niepowodzenie. Przed kamerą TVP Sport pojawiły się łzy.
- Czułam, że może być dużo lepiej. Jestem dziewiąta na igrzyskach olimpijskich. Zabrakło niewiele. Za cztery lata będzie finał. Wiało mocno na mecie i tego nie utrzymałam. Większy stres jest w tych półfinałach. Mimo wszystko jestem z siebie zadowolona. Cieszę się, że mogłam się sprawdzić na tak dużej imprezie - mówiła, wycierając oczy.
- Przyjechałam walczyć o marzenia. Nie spełniłam tych marzeń. Wiem, że mama i tata są ze mnie dumni. Finał będzie za cztery lata - zapowiedziała, dodając, że zamierza trenować do igrzysk olimpijskich w Los Angeles.
Swoboda i tak może być bardzo zadowolona z sezonu 2024. Po raz pierwszy w karierze zdobyła bowiem seniorski medal na otwartym stadionie (srebro mistrzostw Europy).
Czytaj także: Dramat Ewy Swobody! Zdecydowała jedna setna sekundy
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Polacy i słynna klątwa ćwierćfinałów. "Dostajesz w dyńkę i odpadasz"
A teraz beczy???