29-letni Norweg był jedną z gwiazd Memoriału Kamili Skolimowskiej. Rekordzista świata (45.94) wygrał bieg na 400 metrów przez płotki czasem 46.28, czyli trzecim najlepszym w dziejach konkurencji. Został MVP zawodów i dostał pierścień z diamentem. Rok temu jako pierwszy zdobył go tyczkarz Armand Duplantis. Teraz Szweda także uznawano za faworyta, ale nagroda trafiła w ręce Warholma, dla którego występ na Superauto.pl Stadionie Śląskim w Chorzowie był początkiem ostatniego etapu przygotowań do mistrzostw świata w Tokio (13-21 września).
Kamil Kołsut: Co oznacza wynik z Chorzowa i jak cię nastraja przed najważniejszą imprezą sezonu?
Karsten Warholm: Było naprawdę dobrze, ten występ nawet mnie lekko zaskoczył. Pobiegłem szybciej, niż na treningach, co oznacza, że zmierzam w dobrym kierunku.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką: Przeżyjmy to jeszcze raz. Tak wyglądał turniej finałowy Ligi Narodów
Co dalej z pierścieniem dla MVP zawodów, planujesz z nim biegać?
Nie jestem raczej gościem od pierścieni, ale będzie dobrze wyglądał na półce. To miły bonus, bo przyjechałem do Chorzowa przede wszystkim po dobry wynik. Mondo Duplantis zachowa się jak dżentelmen. Po prostu chciał, żebym to ja go miał. Doceniam jego gest.
Jak się czujesz przed powrotem na stadion w Tokio, gdzie pobiłeś rekord świata?
Jestem po dwóch miesiącach treningów i dopiero zaczynam sezon, a szybkość jest już na swoim miejscu. Powrót do Tokio będzie wyjątkowy, bo mowa o miejscu, z którym wiążą się piękne wspomnienia. Mają tam dobry tor i liczę, że tym razem pogoda również dopisze.
Jesteś dziś lepszym sportowcem niż cztery lata temu?
Wydaje mi się, że jestem mniej więcej w tym samym miejscu, zwłaszcza fizycznie. Tamten bieg z igrzysk był naprawdę wyjątkowy. Rekord świata wcześniej wynosił 46.70, a my przesunęliśmy go na na 45.94. Wszystko było wtedy niezwykłe. Nawet, gdybym dziś był lepszym sportowcem to nie oznacza, że zdołałbym pobiec szybciej.
Czy jest coś, czego możesz się nauczyć od takich płotkarzy, jak Rai Benjamin czy Alison dos Santos?
Analizuję ich taktykę, ale ostatecznie i tak muszę pobiec swój bieg. Każdy z nas robi to trochę inaczej, mamy różne atuty. Ufam planowi, który opracowujemy z trenerem. Zawsze jest inteligentny. Obserwuję więc rywali, motywują mnie, ale trzymam się założeń.
To prawda, że ze względu na obiekt, gdzie trenowałeś, obawiasz się najbliższej kontroli antydopingowej?
Na razie pozytywny wynik testu nie przytrafił się mnie, tylko piłkarkom drużyny, która tam gra, ale z tego, co rozumiem, problem dotyczy wszystkich. Chodzi o gumę, która jest w sztucznej trawie (zawiera zakazany stymulant DMBA - przyp. red.). Teraz podczas treningów podejmujemy odpowiednie środki bezpieczeństwa i podobno nie muszę się już martwić, ale mowa o zagrożeniu, który może stać się globalne. To problem całego świata, zwłaszcza Europy, gdzie sztuczna trawa jest czymś naturalnym.
Czy ostatnie głośne przypadki tenisistów Jannik Sinnera i Igi Świątek sprawiły, że dziś także ty zmieniasz rutyny, inaczej patrzysz na leki oraz suplementy?
Zawsze o tym myśleliśmy, bo to jedna z pułapek systemu. Celem antydopingu jest łapanie oszustów, ale zdarza się, że cierpią uczciwi. Musimy być ostrożni, bo choć wiadomo, że naszym obowiązkiem jest unikanie środków zabronionych, to jednocześnie cały czas ryzykujemy. Nie znam przecież szefa kuchni, który przygotował mój posiłek, ani człowieka, który przyniósł butelkę z wodą. Nigdy nie mam nad wszystkim pełnej kontroli.
Ciebie ktoś kiedyś oskarżył?
Trudnością antydopingu jest to, że nie istnieje w nim domniemanie niewinności, jest wręcz przeciwnie - pozostajesz winny, dopóki nie udowodnisz, że jest inaczej. Sam słyszałem pytania doping i rozumiem, skąd się brały. Jestem rekordzistą świata. Nikt mnie jednak nigdy o nic bezpośrednio nie oskarżył. To o czymś świadczy.
A co z Patrykiem Dobkiem, który siedem lat temu podczas mistrzostw Europy w Berlinie rzucił, że "Norwegowie przeważnie chorują na astmę" i niektórzy "na skróty idą do celu"?
Dobrze to pamiętam! Sprawa zrobiła się głośna, ale rok później porozmawialiśmy i Patryk mnie przeprosił. To wszystko wzięło się chyba z biegów narciarskich. My mieliśmy swoje znakomite zawodniczki, a wy - świetną Justynę Kowalczyk, więc pewnie polskie media pisały trochę o lekach na astmę oraz astmatykach. Podejrzewam, że Patryk to gdzieś przeczytał, zaczął łączyć kropki, no i tak mu wyszło.
Dziś startujecie na różnych dystansach. Zastanawiałeś się kiedyś, żeby pójść drogą Sydney McLaughlin-Levrone i także na stadionie spróbować powalczyć o złoto w biegu na 400 metrów?
Poziom w biegu na 400 metrów przez płotki jest tak wysoki, że nie wydaje mi się, abym miał czas na odłożenie tego dystansu na bok, bo inni mi uciekną. Ta konkurencja pozostaje moją największą szansą na medale. Bieganie na płaskim dystansie zostawiam na sezon halowy. Może kiedyś spróbuję dołączyć do tego sztafetę.
Buty zaprojektował pan sobie sam, choć kiedyś mocno krytykował wyścig technologiczny jego producentów...
Tak, mam nowoczesne kolce i sam brałem udział w ich projektowaniu. To była duża frajda. Na początku byłem w sprawie tej nowej generacji obuwia dość sceptyczny, właściwie wciąż jestem, ale faktycznie posunęły one wiele konkurencji do przodu. Istotne, że są legalne. A ja chcę użyć wszelkich legalnych środków, aby dostać najlepsze dostępne kolce, i w nich biegać.
To musiało boleć!