Będzie duży cios dla polskiej lekkoatletyki? "Nie będę chować głowy w piasek"

Getty Images / Na zdjęciu: Małgorzata Hołub-Kowalik
Getty Images / Na zdjęciu: Małgorzata Hołub-Kowalik

- Gdyby na imprezę jechali tylko faworyci do medalu, pojechałyby trzy osoby - mówi przed startem mistrzostw świata Małgorzata Hołub-Kowalik, była sprinterka, obecnie wiceszefowa związku lekkoatletycznego.

W tym artykule dowiesz się o:

Czy po raz pierwszy od 38 lat reprezentacja Polski wróci z lekkoatletycznych mistrzostw świata bez medalu? Przed rozpoczynającą się w sobotę imprezą trzeba sobie jasno powiedzieć, że w żadnej z 49 konkurencji nasz sportowiec nie będzie faworytem.

W Tokio zobaczymy gwiazdy polskiej lekkoatletyki - Natalię Bukowiecką, Anitę Włodarczyk czy Pawła Fajdka, jednak poziom rywalizacji jest w tym roku tak wysoki, że każdy nasz medal będzie niespodzianką.

Zaklinać rzeczywistości nie zamierza Małgorzata Hołub-Kowalik. Mistrzyni olimpijska, dwukrotna medalistka mistrzostw świata na otwartym stadionie w sztafecie 4x400 metrów, a obecnie wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki liczy się z tym, że tym razem Tokio może nie okazać się dla nas tak szczęśliwe, jak w 2021 roku, gdy królowa sportu przyniosła nam aż dziewięć olimpijskich krążków.

ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi Piotr Małachowski. Nie uciekł od sportu

Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: Wracasz do Tokio po czterech latach, już w innej roli, ale chyba z uśmiechem na twarzy?

Małgorzata Hołub-Kowalik, multimedalistka wielkich imprez w sztafecie 4x400 metrów, od listopada 2024 roku członek zarządu PZLA: Jestem przeszczęśliwa, że tam wracam! Zawsze o tym marzyłam, po tym, co stało się na igrzyskach, Tokio na zawsze będzie w moim sercu. Poza tym fajnie będzie wspierać naszych sportowców.

Gdy zaczniemy mówić o ich szansach na medal, zrobi się mniej wesoło?

To prawda, niestety, nie jest tak optymistycznie, jakbyśmy chcieli. To będą dla nas inne mistrzostwa niż w ostatnich latach. Igrzyska olimpijskie w Tokio zamazały obraz polskiej lekkoatletyki na tle świata, teraz będziemy się cieszyć z innych rzeczy niż medale.

A z czego?

Trzeba celować w miejsca finałowe, zwłaszcza młodych sportowców. Jesteśmy w trakcie zmiany pokoleniowej, oprócz doświadczonych zawodników jak Paweł Fajdek czy Anita Włodarczyk mamy dużo młodzieży. Oni teraz są w trakcie drogi, żeby wejść na najwyższy poziom na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles. Muszą nabrać rozpędu, zdobyć doświadczenie. Ja też nie zdobyłam medalu na swoich pierwszych mistrzostwach świata, a dopiero na trzecich, w 2017 roku w Londynie.

Małgorzata Hołub-Kowalik w środku
Małgorzata Hołub-Kowalik w środku

I od razu powiem, że zaciekle zwalczam określenie, że na mistrzostwa świata jadą turyści. Umówmy się, że gdyby na imprezę jechali tylko faworyci do medalu, pojechałyby trzy osoby. Ale nie na tym polega sport. To, że ktoś nie zajmie wysokiego miejsca, nie znaczy, że jest turystą.

Miejsca w finale mistrzostw świata są zawsze bardzo wartościowe, ale musisz zdawać sobie sprawę, że brak miejsca na podium, pod względem wizerunkowym, będzie dla dyscypliny porażką.

Oczywiście, brak medalu nie pomoże, tym bardziej, że chcemy pokazywać, że nasza lekkoatletyka zmienia się na plus.

I wiesz, że w razie niepowodzenia pojawią się pytania: "a co robi w takim razie związek?".

Wiem, nie będę chowała głowy w piasek. Z drugiej strony, na kondycję dyscypliny pracuje się wiele lat, a nie kilka miesięcy.

W Tokio nie będziemy mieli wprawdzie stuprocentowego faworyta, ale liczę na niespodzianki. Są wspomniana Anita, Paweł Fajdek, bardzo równo i daleko rzuca w tym sezonie oszczepnik Cyprian Mrzygłód, mamy też sztafetę 4x400 metrów mikst...

No właśnie, sztafeta... Mamy w tym roku najlepszy wynik na świecie w tej konkurencji (3:09,43 s), jednak przy okazji dużych imprez jak bumerang powraca temat startu Natalii Bukowieckiej. Bez niej w składzie ciężko będzie walczyć z najlepszymi, a przecież ona dzień później ma start indywidualny.

Myślę jednak, że Natalia coraz bardziej skłania się ku startowi w sztafecie. Od niej bardzo dużo zależy, przecież na Drużynowych Mistrzostwach Europy z nią w składzie team pobił rekord Polski, taki wynik dawał na ostatnich mistrzostwach świata medal. Z nią w składzie mamy realne szanse na podium.

Trudno być optymistą przed seniorskimi MŚ, jednak na tegorocznych mistrzostwach Europy U-20 i U-23 nasi młodzi lekkoatleci wywalczyli łącznie 18 medali. Przyszłość jest nasza?

Tam pokazaliśmy, że mamy duże zaplecze, które potrzebuje czasu, żeby wejść na światowy poziom. Taki Hubert Trościanka to absolutny diament, który może dokonać niesamowitych rzeczy w wieloboju. Do tego są jeszcze Alicja Sielska, Maks Szwed, Maciek Megier, Filip Rak.

Do Tokio poleciało 52 naszych sportowców, z czego aż 22 nazwiska to ludzie urodzeni już po 2000 roku.

To aż jedna trzecia kadry, co tylko udowadnia, jakie przechodzimy zmiany. Oni potrzebują  wsparcia kibiców, nieprzychylne komentarze nie pomogą. Starsi potrafią sobie już z tym radzić, młodsi jeszcze nie. Sportowcy to nie maszyny, w środku każdy jest tylko człowiekiem.

Od listopada ubiegłego roku jesteś w zarządzie Polskiego Związku Lekkoatletyki. Doszło do poważnych zmian wśród trenerów, wymieniliście głównych szkoleniowców bloków sprintu, rzutów, wytrzymałości i skoków.

W 100 procentach skupiamy się na szkoleniu młodych sportowców, ale od początku mówiliśmy, że muszą być też zmiany wśród trenerów blokowych. Także jeśli chodzi o przejęcie odpowiedzialności nad kontaktem z kluczowymi szkoleniowcami. Jest to pewien powiew świeżości, to są trenerzy, którzy od lat są blisko kadry, akurat z wyjątkiem Mariusza Woźniaka.

W bloku wytrzymałościowym postawiliśmy na kogoś z zewnątrz, bo w tym środowisku było zbyt dużo kontrowersji i nieporozumień. Chcieliśmy więc kogoś innego, z nowymi pomysłami. I już widzimy, że nasi biegacze przyspieszyli. Idziemy do przodu, jednak trzeba to powiedzieć wprost, że cały świat jednak biegnie. Musimy ciągle przyspieszać, żeby ich dogonić.

A czy oglądając starty naszych, czujesz większą presję, odkąd jesteś wiceprezesem PZLA? Na zasadzie - biegnij szybciej, bo inaczej ja będę mieć problemy?

Muszę przyznać, że nie ma większego stresu, bo do tej pory i tak się stresowałam, tylko jako koleżanka. Dla każdego chcę jak najlepiej i nie podchodzę do tego tak, że życzę najlepszego wyniku, bo inaczej będą mnie grillować. Nie, ja chcę przede wszystkim widzieć walkę. Byłam zawodniczką przez 20 lat i wiem, że czasem robi się wszystko dobrze, a na koniec nie wychodzi. Chcę jedynie widzieć walkę do końca, brak odpuszczania, bo tego nie lubię.

W ubiegłym roku mówiłaś nam, że bardzo chcesz poprawić kontakty na linii związek - zawodnicy i mocno współpracować z Komisją Zawodniczą PZLA. Udało się?

Oj, ciężko mi oceniać swoją pracę, najlepiej niech robią to sportowcy. Współpraca z komisją zawodniczą wygląda jednak bardzo dobrze, jesteśmy w stałym kontakcie i wiem, że odzew ze strony sportowców jest pozytywny. Akurat jesteśmy na etapie tworzenia projektu wspierającego kobiety w tematach ginekologicznych, nie chcemy, żeby był to temat tabu, ale żeby nasze zawodniczki poczuły z naszej strony opiekę.

Co było do tej pory najtrudniejsze? Na pewno dużo musiały cię kosztować DME w Madrycie i męski rzut oszczepem, bo było sporo kontrowersji, że nie pojechał tam Cyprian Mrzygłód, ale Marcin Krukowski. A to podobno Marcin właśnie ciebie przekonywał, że da radę. 

Zdecydowanie, to był trudny moment. Co tu ukrywać, po pierwszym rzucie Marcina na 70,19 m byłam przerażona! Ale później wyszło całkiem nieźle. To są zawsze bardzo trudne decyzje, nie ma idealnego wyjścia, bo jest tylko jedno miejsce i nie będzie tak, że wszyscy będą zadowoleni. W każdym przypadku konsultowaliśmy się z komisją zawodniczą, potem dyskutowaliśmy na zarządzie, zbieraliśmy opinie, żeby jak najbardziej uczciwie podjąć decyzję. Wyszło całkiem fajnie, bo nasza kadra zajęła drugie miejsce, a przecież było sporo głosów, że skończymy w okolicach piątego- szóstego.

Nie będę teraz kłamał, też tak przewidywałem...

Może teraz, w Tokio, też wyjdzie lepiej niż zakładamy?

rozmawiał: Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Komentarze (11)
avatar
Andrzej Kędzior
13.09.2025
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Platformiane podejście do sprawy.. Won do Berlina. 
avatar
andrzej 2015
13.09.2025
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Panna radna PO z Koszalina uprawia czarnowidztwo a na zielonej wyspie pana Donalda T. NIE tolerujemy takich przepowiedni. 
avatar
Wojtek Szybko
13.09.2025
Zgłoś do moderacji
6
5
Odpowiedz
Zabieramy plony 8 letniego mieszania PiSu w sporcie , jeszcze parę lat będą tego efekty 
avatar
Wiesław Unisławski
12.09.2025
Zgłoś do moderacji
5
2
Odpowiedz
Gdy byli starzy działacze..źle...wymienić leśnych dziadków. A co poprawią osoby pokroju Hołub Kowalik, której wiceprezesura jest tak naprawdę jej pierwszą pracą zawodową w życiu z nadania polit Czytaj całość
avatar
mały w
12.09.2025
Zgłoś do moderacji
6
3
Odpowiedz
Zmienić system działania w sporcie przez państwo!
Żadnych stypendiów, żadnych obozów, zgrupowań po całym świecie dla naszych miernych nadziei!
O emeryturach sportowych zapomnieć!
Australia wzor
Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści