"Widzę jak przez folię, chodzę jak pijany zając". Polka została podwójną mistrzynią świata

Getty Images / Tom Weller / Contributor / Na zdjęciu: Magdalena Andruszkiewicz (w kółku zdjęcie archiwalne)
Getty Images / Tom Weller / Contributor / Na zdjęciu: Magdalena Andruszkiewicz (w kółku zdjęcie archiwalne)

Kiedy Magdalena Andruszkiewicz doznała udaru, lekarze dawali jej jeden procent szans na przeżycie. Dziś jest podwójną mistrzynią świata i kandydatką do złota igrzysk w Los Angeles.

Kamil Kołsut, korespondencja z Nowego Delhi

Minęła metę, wzięła biało-czerwoną flagę i delikatnie się uśmiechnęła, a tata Marek krzyczał. Wieczór był gęsty, bo choć niebo już pociemniało, to 60-tysięczny stadion Jawaharlala Nehru wciąż przypominał saunę. W takich warunkach Andruszkiewicz pobiła własny rekord świata na 100 metrów i potwierdziła, że we frame runningu to ona jest dziś złotym standardem.

Wygrywa, choć "chodzi jak pijany zając". To jej słowa. Ma problemy z równowagą, nie jest w stanie ustać prosto na jednej nodze. Świat "widzi jak przez folię". Kiedy rozmawiamy, przeprasza i ostrzega, że kolejnym razem może mnie nie poznać. Wszystko przez to, że na ludzkiej twarzy zawsze są cienie. Ona widzi ostre krawędzie, gorzej z gradientem.

Kiedyś działała jak na baterie, których nie da się wyczerpać. Tańczyła, jeździła konno, uprawiała windsurfing. Skończyła architekturę i urbanistykę na Politechnice Poznańskiej, ale wkrótce zdała sobie sprawę, że to fach raczej dla umysłów ścisłych. Zaczęła udzielać lekcji tańca, pracowała u ojca w firmie od zabezpieczeń przeciwpożarowych, wciągnęła się w grafikę i rękodzieło.

Magdalena: - Miałam też projekt "Wiecznie bazgrająca". Malowałam i dawałam celebrytom koszulki z ich podobiznami. Wybierałam tych, których lubię. Później zaczęłam sprawdzać, jakie eventy są w pobliżu i kogo można spotkać. Pierwszą taką koszulkę dostał Hugh Jackman. A później Martyna Wojciechowska, Edyta Górniak, Marcin Prokop. Udar to zakończył.

"Jestem ofiarą zaniedbania. Lekarze odsyłali mnie do psychologa"

Był 29 listopada 2018 roku. Najpierw karetka do Bydgoszczy, później awionetka do Warszawy. Pilotem była kobieta - taka migawka została jej w pamięci. Udar był rozległy, lekarze dawali jej jeden procent szans na przeżycie. Niektórzy przekonywali później, że chciała od życia za dużo i ciało nie wytrzymało, ale okazało się, że wszystko przez nadpłytkowość, czyli rodzaj nowotworu krwi.

Magdalena: - Pewnie wystarczyłaby rozszerzona morfologia, żeby dostrzec, co się dzieje i do czego to może doprowadzić. Jestem ofiarą zaniedbania. Nie trafiłam na dobrego lekarza, choć chodziłam po gabinetach cztery lata. Puchłam, wymiotowałam, miałam bóle głowy. Słyszałam: młoda, za ambitna. Odsyłali raczej do psychologa.

Spędziła cztery dni w śpiączce. Była na oddziale intensywnej terapii, później na sali poudarowej. Do dziś ma po tamtych zabiegach blizny, nawet na czole. 14 lutego - pamięta dokładnie, w końcu to Walentynki - poleciała do Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Tam była przez cztery miesiące. Wyszła o własnych siłach.

Długo w ogóle nie widziała, teraz nawet odróżnia kolory. Tego, jak odkręcić wodę w wannie, uczyła ją krok po kroku neuropsycholog. Dziś znów może pomagać w firmie, już po udarze malowała, ale to wymaga czasu, którego jej brakuje. Wszystko przez ten rower. Najpierw to miała być rehabilitacja, ale pojechała na pierwsze zawody, potem drugie i tak zostało.

Nowa specjalność Polaków. Jesteśmy w tej konkurencji potęgą

Frame running to bieg, którego uczestnicy poruszają się przy pomocy trzykołowego roweru. Nowy kosztuje 30 tys. zł, ale jest w Lipce spawacz, który robi takie za jedną piątą ceny. Dyscyplinę wymyślili Duńczycy, a do Polski - jako formę rehabilitacji dla dzieci z porażeniem mózgowym - sprowadziła ją Fundacja Złotowianka. Tam Magdalena pożyczyła pierwszy rower.

Konkurencja na mistrzostwach Europy zadebiutowała w 2018 roku. World Para Athetics uznała ją pięć lat później. Jeszcze w 2023 roku na mistrzostwach świata odbywała się tylko w klasie T72, która oznacza znaczne zaburzenia koordynacji. Teraz zawodnicy rywalizują także w T71, gdzie stopień tych zaburzeń - co oceniają sędziowie według skali Ashworha - jest nieco wyższy.

Polacy wyznaczają we frame runningu trendy: tylko podczas mistrzostw świata nasi reprezentanci zdobyli w tej konkurencji sześć medali. - Jesteśmy potęgą. Początkowo była to forma rehabilitacji, później poszliśmy w sport. Dziś mamy kilka ośrodków, w mityngach bierze udział nawet po 150 osób - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty trener Grzegorz Dorszyński.

Magdalena myśli już o igrzyskach w Los Angeles, gdzie frame running zadebiutuje. Najpierw, zanim wróci do treningów, ma w planach Kretę. Jeszcze niedawno przez zakrzepicę nie mogła latać, więc teraz wykorzystuje każdą chwilę. Później czeka ją turnus rehabilitacyjny i reżim obozów. Takich w rytmie: "trening, jedzenie, trening, jedzenie, spanie, powtórz".

Magdalena: - Z medali cieszę się krótko. Więcej radości daje droga, bo brakowało mi wysiłku. Niektórzy przekonują, żebym zwolniła, ale wtedy postępy mogą się cofnąć. Mówili, że już nie wsiądę na konia, a ja jeździłam i nawet spadłam. Taka jestem uparta. Szukam rozwiązań. Nawet gdy wiem, jak coś zrobić, a moje ciało mówi: "figa z makiem", to się nie poddaję.

Nie chce być zgorzkniałą babą

Magdalena dostaje stypendium oraz rentę. Mówi, że "szału nie ma", ale mieszka z rodzicami, razem dają radę. Miała przed udarem chłopaka, byli razem przez siedem lat, ale zerwała. Chciała to zrobić już przed udarem. Jeździ na obozy sama, trenuje tam z innymi kadrowiczami. Tata był z nią w Nowym Delhi, bo wtedy łatwiej coś zwiedzić. Wyciska z życia, ile może, choć ciało nie pomaga.

Magdalena Andruszkiewicz po zdobyciu dwóch medali miała okazję zobaczyć Nowe Delhi. Tu: przed wejściem pod grób Mahatmy Gandhiego
Magdalena Andruszkiewicz po zdobyciu dwóch medali miała okazję zobaczyć Nowe Delhi. Tu: przed wejściem pod grób Mahatmy Gandhiego

Magdalena: - Szybciej myślę niż mówię, bo moja buzia nie działa tak sprawnie. To jakby więzienie, choć i tak zrobiłam postęp. Zawsze byłam perfekcjonistką, więc teraz mnie wkurza, że przez dłoń nie mogę idealnie złożyć ubrań. Często, kiedy jej potrzebuję, ona się trzęsie. Zanim zjem jogurt, cała się nim uwalę. A wiem, że lepiej już z nią nie będzie.

Bije od niej energia, choć w środku są ból i złość. Sama mówi, że "udar trzepnął i tego się już nie odwróci", ale chyba nigdy tego nie zaakceptuje. Może da się z takimi rzeczami pogodzić, ale ona na razie nie umie. Sport pomaga w tym, żeby koncentrować się na codziennej pracy, patrzeć do przodu - dziś kompas wskazuje igrzyska - i uciekać od wspomnień.

Magdalena: - Brakuje mi tańca, a byłam w zespole baletowym. Nie oglądam filmów, gdzie tańczą, bo to boli. Nie lubię też starych zdjęć. Byłam szczuplejsza, miałam sporo fotografii - takich modelingowych. Czuję złość, ale co mi zostało? Mam być zgorzkniałą babą? Jest do du.., ale nic nie poradzę. Klapki na oczy i robię swoje. Akurat ta cecha mi po tej nauce baletu została.

Komentarze (17)
avatar
Ateista byly katolik
14.10.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Wielka kobieta i wielki sportowiec. Takich nam trzeba. Pozdrawiam 
avatar
rainbow100
14.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tą wiadomość rozsyłam gdzie tylko mogę. Od niedzieli. Bez większej reakcji kogokolwiek. Próbuję każdego możliwego pomysłu. Roześlijcie dalej. Proszę. To chodzi o prawdziwego człowieka z Bydgosz Czytaj całość
avatar
Gwint Calowy
14.10.2025
Zgłoś do moderacji
10
0
Odpowiedz
Wielki człowiek z wielkim sercem. 
avatar
John McClane
14.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
Miro Mazo
14.10.2025
Zgłoś do moderacji
12
2
Odpowiedz
Czytam te komentarze i ... jak cholernie zaściankowym jesteśmy narodem. 
Zgłoś nielegalne treści