Upadek na dno, myśli samobójcze, powrót na szczyt. Justin Gatlin ujawnia swoją historię

PAP / Christian Charisius/DPA
PAP / Christian Charisius/DPA

"Czy komuś będzie mnie brakować, jeśli zjadę teraz autem z drogi?" - takie pytanie zadawał sobie Justin Gatlin. W porę się pozbierał i powrócił do sportu. Czy po przejściu Usaina Bolta na emeryturę to on zostanie królem sprintu?

W tym artykule dowiesz się o:

- Gdy byłem na szczycie, latałem wysoko. Nie rozumiałem, co to znaczy być na dnie. Jadłem steki z polędwicy, słodkości, podróżowałem po świecie, miałem wszystko w zasięgu ręki. Później zaś byłem zawstydzony, by chodzić wśród ludzi - mówił Justin Gatlin na spotkaniu w teatrze w Pensacoli, gdzie odbywała się premiera filmu dokumentalnego "Rise Again - The Justin Gatlin Story", w którym pokazano jego życie.

Życie pełne wzlotów i upadków. Choć Gatlin ma w dorobku złote medale najważniejszych imprez, to nie jest postacią kryształową. Popadł w niełaskę po drugiej wpadce dopingowej, po której groziła mu dożywotnia dyskwalifikacja. Teraz zdecydował się opowiedzieć zarówno o jasnych stronach życia, jak i o tych najbardziej mrocznych. - Życie jest zabawne. I piękne. Ale także chłodne. Mordercze. Paskudne. Doświadczyłem obu tych stron - mówi Gatlin na początku filmu wyreżyserowanego przez Andrewa Breretona.

Amfetamina i ADHD

Najpierw była wspinaczka na szczyt. Justin świetnie radził sobie w biegach płotkarskich. Kiedyś w biegu na 300 m przez płotki zbudował ogromną przewagę. Gdy kątem oka zauważył upadek kolegi z drużyny, to wrócił i pomógł mu wstać. A potem i tak wygrał. Jeden z trenerów uznał jednak, że Justin będzie jeszcze lepszy w innej konkurencji - sprincie.

Chłopak robił szybko postępy, ale w 2001 r. - mając 19 lat - oblał testy antydopingowe. W jego organizmie wykryto ślady amfetaminy. Został zawieszony na dwa lata, walczył jednak o skrócenie kary. Podkreślał, że amfetamina znajdowała się w lekarstwie, które bierze od wielu lat. W dzieciństwie zdiagnozowano bowiem u niego zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD). Międzynarodowa federacja lekkoatletyczna skróciła zawieszenie do roku.

ZOBACZ WIDEO: 17-letnia Polka światową twarzą indoor skydiving. "Teraz będę mogła wypromować ten sport"

Gatlin w 2004 r. odniósł wielki sukces na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Wywalczył w Grecji trzy medale - złoty w biegu na 100 m, srebrny w sztafecie 4x100 m i brązowy w biegu na 200 m. Rok później, na MŚ w Helsinkach, był najlepszy na 100 i 200 m. Także w sezonie 2006 osiągał znakomite wyniki. Na mityngu w katarskiej Dausze pokonał "setkę" w 9,77 s, wyrównując ówczesny rekord świata, należący do Asafy Powella.

Justin Gatlin wygrywa finał 100 m na igrzyskach w Atenach. Fot. PAP/EPA/Fabrice Coffrini
Justin Gatlin wygrywa finał 100 m na igrzyskach w Atenach. Fot. PAP/EPA/Fabrice Coffrini

Oskarżył masażystę o sabotaż

Rekordowy bieg odbył się 12 maja 2006 r. Justin nie wiedział wówczas, że lada moment wybuchnie bomba. W kwietniu tamtego roku był na kontroli antydopingowej po zawodach sztafet w Lawrence. O wynikach dowiedział się pod koniec sierpnia. Zadzwonił do niego ojciec, który odebrał w jego imieniu list polecony z USADA (Amerykańska Agencja Antydopingowa).

Tym razem wykryto w organizmie sprintera podwyższony poziom testosteronu. To była recydywa, więc Gatlin mógł się spodziewać najgorszego scenariusza - dożywotniej dyskwalifikacji. By tego uniknąć, od razu podjął współpracę z władzami antydopingowej agencji. Nie zamierzał niczego ukrywać, ale zarazem nie przyznawał się do świadomego zażycia niedozwolonych środków. Twierdził, że był to sabotaż.

Gatlin obwiniał swojego masażystę Christopera Whetstine'a. Lekkoatleta przekazał mu, że po 2006 roku nie przedłuży z nim współpracy. Whetstine miał się za to zemścić. Jak? Wcierając krem lub maść, w której znajdował się testosteron. - A to on był jedyną osobą, która dotykała mojego ciała w tamtym czasie - bronił się Amerykanin.

Cztery lata zamiast ośmiu

24-letni wówczas sprinter został zdyskwalifikowany na osiem lat. Wzięto pod uwagę "wyjątkowe okoliczności" pierwszej wpadki dopingowej, dlatego nie zawieszono go dożywotnio. Wydawało się jednak, że i tak jest już skończony w sporcie. Miał stracić najlepsze lata kariery. Gatlin postanowił jednak walczyć do końca. Złożył apelację, sprawa trwała wiele miesięcy. W grudniu 2007 r. usłyszał, że kara została skrócona - z ośmiu lat do czterech lat. Jego rekord świata (9,77) anulowano. Medali z igrzysk w Atenach i MŚ w Helsinkach jednak mu nie odebrano.

Po spektakularnym upadku świat Amerykanina się zawalił. W filmie dokumentalnym Gatlin przyznaje, że myślał o samobójstwie. Mówił to zresztą już wcześniej, m.in. w wywiadzie dla "Guardiana" w 2011 r. - Doszedłem do takiego punktu, w którym powiedziałem: "Już mi nie zależy". Czy siedziałem w domu z nożem przy nadgarstku? Nie. Czy trzymałem garść tabletek? Nie. Ale były momenty, w których myślałem: "Komu będzie mnie brakować, jeśli zjadę teraz autem z drogi?" - wspominał Justin Gatlin. - Czułem, że nie jestem wiele wart. Nawet myślałem, czy nie iść do wojska. Gdybym został zastrzelony, poległ w walce, przynajmniej zginąłbym za coś - dodawał. To wtedy Gatlinowi zdarzyło się po raz pierwszy płakać z bezradności.

Podczas czteroletniego zawieszenia nie umiał się odnaleźć. W sporcie, który kochał, był postrzegany jako parias. Próbował swoich sił w innej dyscyplinie - futbolu amerykańskim. Przekonał się jednak, że sama szybkość to nie wszystko. Trenował z Houston Texans, był na testach w Tampa Bay Buccaneers. Próbowano go w roli skrzydłowego (wide receiver), jednak u Gatlina dał o sobie znać brak doświadczenia. Angażu nie dostał.
[nextpage]Oprócz wspomnianych problemów natury psychicznej Amerykanin zaniedbał pracę nad formą fizyczną. Mocno przytył, ludzie zaczęli go nazywać "grubaskiem". Przetrwał jednak ten trudny czas i w sierpniu 2010 r. powrócił na bieżnię. Początki nie były łatwe.

Patrzyli na niego jak na ducha

Przylgnęła do niego łatka "drug cheat", czyli "oszust dopingowy" (niektórzy mówią i piszą tak o nim do dziś). Widział dziwne spojrzenia rywali. - Ludzie patrzyli na mnie, a ich wzrok był taki, jakby zobaczyli ducha - mówił. Na pierwsze starty po karencji wybierał małe mityngi, daleko od USA - w Estonii, Finlandii czy we Włoszech. W 2010 r. ciężko mu było zbliżyć się do wyników, które kiedyś osiągał (najlepszy rezultat to 10,09 s na mityngu w Rovereto).

Jednak w kolejnym roku zdołał już złamać barierę 10 sekund i od tego momentu robił to regularnie. Na igrzyskach w Londynie w 2012 r. zdobył brązowy medal na 100 m. W 2014 r. przebiegł ten dystans w 9,77 s - równie szybko jak osiem lat wcześniej, gdy wyrównał rekord świata. Eksperci i kibice zaczęli bić na alarm. - Jak to możliwe, że ma taki czas jak wtedy, gdy był na dopingu? - pytali. A Gatlin jeszcze się poprawił. W maju 2015 r. w Dausze uzyskał 9,74 s.

Właśnie ten aspekt zaciekawił reżysera filmu o Gatlinie, Andrew Breretona. - Ludzie nie wiedzą, jak na to zareagować. Ich pierwsza reakcja to: "OK, coś tu nie gra. On już miał swoją przeszłość. Nie wierzę w to". Wtedy zawsze mówię: "A dlaczego nie wierzysz?". Oni odpowiadają: "Bo wcześniej tego nie zrobił". Mówię im: "Czy to znaczy, że nie można tego zrobić? - podkreśla Brereton, który długo musiał namawiać Gatlina, by ten zgodził się na film. Początkowo sprinter był niechętny, później jednak zmienił zdanie.

Bolta pokonał tylko raz

Przed mistrzostwami świata w Pekinie w 2015 r. to nie Usain Bolt, lecz właśnie Gatlin był stawiany w roli faworyta do złota na 100 m. Jamajczyk, który zdominował poprzednie lata w sprincie, miewał problemy zdrowotne, nie wydawał się już nieosiągalny dla rywali. A jednak znów to on był górą. A Gatlin zapłakał po raz drugi, w drodze ze stadionu do hotelu, po finale na 100 m.

Gatlin przegrywa z Boltem o 0,01 s na MŚ w Pekinie. Fot. Lintao Zhang/Getty Images
Gatlin przegrywa z Boltem o 0,01 s na MŚ w Pekinie. Fot. Lintao Zhang/Getty Images

Tego biegu i tej porażki Amerykanin nie potrafi odżałować do dziś. Praktycznie przez cały dystans szli "łeb w łeb". Na finiszu Gatlin trochę za szybko wyrzucił ciało do przodu. Bolt zrobił to później i dzięki temu wygrał o włos - o jedną setną sekundy. - Pozwoliłem się pokonać. Sam siebie pokonałem. To najgorsze uczucie na świecie - wspomina Gatlin w filmie dokumentalnym "Rise Again".

Bolta pokonał tylko raz w życiu - w 2013 r. na mityngu w Rzymie. O dziwo, wygrał, choć miał wtedy gorszą reakcję startową od Jamajczyka. Wyprzedził go na dystansie, zwyciężył minimalnie, o 0,01 s. W Pekinie Jamajczyk się zrewanżował. Podobnie było także na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro, gdzie na Bolta znów nie było mocnych. Gatlin i tak jednak przeszedł do historii. Zdobywając srebro na 100 m, stał się najstarszym sprinterem, który stanął na olimpijskim podium w konkurencji indywidualnej.

Choć z Boltem najczęściej przegrywa, to uwielbia z nim rywalizować. - Gdy myślisz o lekkoatletyce, myślisz o Gatlinie i Bolcie. Jesteśmy showmanami. Prawdziwymi rywalami - mówił Amerykanin, który porównał ich walkę na bieżni do starcia Kobe Bryanta z LeBronem Jamesem na parkiecie albo rywalizacji gwiazd piłki Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego.

38-latek królem sprintu?

Obaj sprinterzy darzą się szacunkiem. Zdarzało im się wspólnie imprezować po zawodach. Ba, na MŚ w Pekinie zaprzyjaźniły się nawet ich matki. Bolt zwykł mawiać o Gatlinie "staruszek" (dzielą ich cztery lata). Amerykanin odgryzał się, nazywając Jamajczyka "mężczyzną w średnim wieku". Bolt śmiał się z siwych włosów Gatlina. Ten odpowiadał: - Każdy ma coś do powiedzenia o tych włosach, ale ja mówię, że to nie siwizna. To moja mądrość.

Medaliści biegu na 100 m w Rio - od lewej: Justin Gatlin (srebro), Usain Bolt (złoto), Andre De Grasse (brąz). Fot. Łukasz Trzeszczkowski/WP SportoweFakty
Medaliści biegu na 100 m w Rio - od lewej: Justin Gatlin (srebro), Usain Bolt (złoto), Andre De Grasse (brąz). Fot. Łukasz Trzeszczkowski/WP SportoweFakty

Po tegorocznych mistrzostwach świata w Londynie Usain Bolt odejdzie na sportową emeryturę. Gatlin - 10 lutego skończył 35 lat - ma inne plany. Marzy mu się start na czwartych igrzyskach olimpijskich - w Tokio w 2020 r. - Olimpiada jest w moim polu widzenia. To coś, co chciałbym zrobić, czego nie mogę się doczekać. Najtrudniejszą częścią nie jest jednak sama rywalizacja, lecz trening - podkreśla dwukrotnie karany za doping sprinter. Podkreśla, że jeśli dwa najbliższe sezony będą dla niego udane, to postara się dociągnąć aż do Tokio i powalczyć tam o najwyższe cele. Zostać królem sprintu w wieku 38 lat - to byłoby coś.

W filmie dokumentalnym Gatlin opowiadał o swoich wzlotach i upadkach z dużym spokojem. Raz tylko miał kłopot z opanowaniem wzruszenia. Gdy mówił o swoim synku. - W przedszkolu rysuje obrazki, na których jestem na podium, z medalami. Kocha mnie, jest ze mnie dumny. To znacznie lepsze uczucie niż stanąć 100 razy na podium. Znacznie lepsze - wyjawił Justin Gatlin.

Komentarze (0)