Wracają piękne czasy dla polskiej lekkoatletyki. Wunderteam reaktywacja!

PAP / PAP/Adam Warżawa
PAP / PAP/Adam Warżawa

Na takie sukcesy polskich lekkoatletów czekaliśmy kilkadziesiąt lat. Aktualnie dysponujemy najlepszą kadrą od czasów słynnego Wunderteamu! Polacy w ciągu kilku miesięcy dokonali więcej, niż przez ostatnie dziesięciolecia.

Wunderteam (nazwę nadali nam niemieccy dziennikarze, oznacza ona cudowny zespół) w latach 50. i 60. odnosił ogromne sukcesy na arenie międzynarodowej. Biało-Czerwoni zdobywali sporo medali na najważniejszych imprezach (w 1958 roku nasi lekkoatleci zdobyli 12 krążków na mistrzostwach Europy w Sztokholmie, z czego aż 8 złotych). Przez kilka lat kadra należała do potęg, ale później nastały gorsze czasy.

Ten kryzys trwał niestety przez kilka dziesięcioleci. Nierzadko wracaliśmy z mistrzostw Europy na otwartym stadionie bez choćby jednego złotego medalu. Jeszcze pięć lat temu w Goteborgu uzbieraliśmy raptem cztery krążki. Niewiele lepiej wypadaliśmy podczas halowych mistrzostw Europy.

Przełom nie nastąpił od razu. W ostatnich latach systematycznie notowaliśmy progres. Ten niekoniecznie był widoczny w klasyfikacji medalowej, ale w wynikach Biało-Czerwonych. Polacy robili postępy i byli coraz bliżej światowej czołówki. Do tego coraz odważniej wkraczały młode wilki. Nasi lekkoatleci wyspecjalizowali się również w konkurencjach technicznych. Wystarczy przypomnieć, że na mistrzostwach świata w Pekinie, które odbyły się w 2015 roku, byliśmy w nich zdecydowanie najlepsi.

Nadal właśnie w nich radzimy sobie najlepiej. Na zakończonych w niedzielę halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie zdobyliśmy przecież złoto w pchnięciu kulą (Konrad Bukowiecki), skoku wzwyż (Sylwester Bednarek) oraz złoto i brąz w skoku o tyczce (Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski). Sumarycznie - biorąc pod uwagę także zmagania pań - byliśmy wyraźnie najlepsi.

ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze

Co istotne, coraz lepiej radzimy sobie w biegach. Zwykle była to nasza słaba strona. Oprócz świetnie biegających średnie dystanse Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego (obaj na poziomie światowym), rzadko udawało nam się zaskoczyć i zdobyć medale. A jeśli już, to były to raczej jednorazowe wybryki.

Tymczasem w stolicy Serbii w konkurencjach biegowych zgromadziliśmy łącznie aż osiem krążków - cztery złote, srebrny i trzy brązowe. Można powiedzieć, że wreszcie eksplodowaliśmy. Wspomniani wcześniej Kszczot i Lewandowski nie rywalizowali ze sobą, bo ten drugi zdecydował się na start na 1500 metrów. Dzięki temu byliśmy bezkonkurencyjni na średnich dystansach.

Ze wspaniałej strony pokazały się nasze talenty - Ewa Swoboda (brąz na 60 metrów), która wytrzymała ogromną presję i psychicznie poradziła sobie z tym, że do finału dostała się z najsłabszym czasem, oraz Sofia Ennaoui, która w Belgradzie ustanowiła rekord życiowy. Ale największym objawieniem były sztafety. Panie i panowie pobiegli mądrze i w znakomitym stylu wywalczyli złoto.

Tak naprawdę sukces w stolicy Serbii nie jest maksimum naszych możliwości. Należy przecież pamiętać, że w hali nie mają okazji występować Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki czy Piotr Małachowski. Natomiast ze startu w Belgradzie zrezygnowała Joanna Jóźwik, która byłaby murowaną faworytką do złota w biegu na 800 metrów kobiet.

Porównania do Wunderteamu nie są zatem przypadkowe i bezpodstawne. Udało nam się odbudować kadrę, piękne czasy powoli wracają. W tym momencie jesteśmy już europejską potęgą. Potwierdzenia nie trzeba szukać daleko - wygraliśmy klasyfikację na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Amsterdamie, a teraz na halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie.

Takimi osiągnięciami nie mógł się pochwalić nawet legendarny Wunderteam, prowadzony przez Jana Mulaka. W końcu to my siejemy postrach i zgarniamy złoto (w Belgradzie wygraliśmy 7 z 26 finałów). W ostatnich latach udało nam się prześcignąć kilka świetnych lekkoatletycznych nacji. W szczególności udało nam się zdetronizować taką potęgę jak Brytyjczycy, którzy jeszcze niedawno byli poza naszym zasięgiem.

Oby tylko Biało-Czerwoni potwierdzili świetną formę na mistrzostwach świata w Londynie, które odbędą się w sierpniu. Tam wygranie klasyfikacji wydaje się misją nieosiągalną, ale świetnie byłoby poprawić osiągnięcie z Pekinu sprzed niespełna dwóch lat. Wówczas Polacy zgromadzili 8 medali i zajęli szóste miejsce w tabeli medalowej.

Źródło artykułu: