Kiedyś była najszybszą kobietą świata. Teraz pracuje w hospicjum

Getty Images / Tony Duffy / Katrin Krabbe wygrywa bieg na 100 m na MŚ w Tokio (1991)
Getty Images / Tony Duffy / Katrin Krabbe wygrywa bieg na 100 m na MŚ w Tokio (1991)

- Jeżeli ludzie odchodzą z uśmiechem na ustach, to znaczy, że dobrze wykonałam pracę - opowiada Katrin Krabbe, wolontariuszka hospicjum, dwukrotna mistrzyni świata w sprincie.

W tym artykule dowiesz się o:

"Mała, biała willa położona idyllicznie nad jeziorem Tollensesee w okolicach Neubrandenburga. Z zewnątrz dom wygląda tak, jakby mieszkała w nim wielka rodzina ciesząca się życiem. W środku mieszka jednak kilka osób, które mają przed oczami śmierć i tylko trochę nadziei. To Hospicjum Trzech Króli, ciche miejsce, w którym jedna z największych niegdyś postaci świata sportu towarzyszy ciężko chorym ludziom w ich drodze do śmierci".

Tak o Katrin Krabbe, dwukrotnej mistrzyni świata i trzykrotnej mistrzyni Europy w sprincie, pisze "Die Welt". W ostatnich tygodniach w niemieckich mediach głośno było o nowej roli życiowej 47-latki. Wiele osób podziwia byłą sportsmenkę za to, co robi. Jej życie pełne jest wzlotów i upadków. W ostatnich latach dominowały te drugie.

"Grace Kelly sprintu"

Przed trzema dekadami było zupełnie inaczej. Nastoletnia Katrin zaczynała przygodę z lekkoatletyką w SC Neubrandenburg, klubie z byłej NRD. Jej pierwszym wielkim sukcesem było podwójne mistrzostwo świata juniorów w kanadyjskim Sudbury (1988) - w biegu na 200 m i sztafecie 4x100 m. Mając niespełna 19 lat, pokonała 100 m w 10,89 s, co dało jej prawo startu w igrzyskach olimpijskich w Seulu (tam biegła na 200 m, odpadła w półfinale).

Jej gwiazda rozbłysła dwa lata później. Na mistrzostwach Europy w Splicie zgarnęła komplet złotych medali w konkurencjach sprinterskich (100 m, 200 m i sztafeta 4x100 m). Z kolei w 1991 r. odniosła największy triumf w karierze. Z mistrzostw świata w Tokio przywiozła złote medale na 100 i 200 m. Startując już w barwach zjednoczonych Niemiec pokonała m.in. sławy sprintu: Jamajkę Merlene Ottey i Amerykankę Gwen Torrence.

"Bild" nazywał ją "Grace Kelly sprintu". Kibice byli zakochani w wysokiej (181 cm), długonogiej, niebieskookiej blondynce. Krabbe wygrała plebiscyt na najlepszego sportowca Niemiec i najlepszą lekkoatletkę świata. - Niemcy od długiego czasu nie mieli dobrej sprinterki. Dlatego właśnie padali na kolana, niczym przed obiektem kultu - mówiła po latach w rozmowie z "The Telegraph".

Fot. GRAY MORTIMORE /ALLSPORT/Getty Images
Fot. GRAY MORTIMORE /ALLSPORT/Getty Images

Zdyskwalifikowana na trzy lata

Świat leżał u jej stóp. Miała potwierdzić swoją klasę na zbliżających się igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Do Hiszpanii jednak nie pojechała. Wszystko przez wydarzenia z początku 1992 r. Niemieckie sprinterki przebywały na obozie w RPA, gdy odwiedzili je kontrolerzy antydopingowi. Krabbe wraz z dwiema koleżankami (Silke Moeller i Grit Breuer) przedstawiły wówczas... identyczne próbki moczu. Niemiecka federacja lekkoatletyczna (DLV) zawiesiła za to całą trójkę, ale Sąd Arbitrażowy IAAF uniewinnił zawodniczki z przyczyn formalnych.

Później jednak wyszło na jaw, że Krabbe i Breuer stosowały zakazany środek clenbuterol. To zaś oznaczało roczną dyskwalifikację. Do kary zaproponowanej przez niemiecką federację IAAF (międzynarodowa federacja) dołożył jeszcze dwa lata. Sprinterka mogłaby wrócić na bieżnię dopiero latem 1995 r.

23 lipca 1992 r., na dwa dni przed rozpoczęciem igrzysk w Barcelonie, Krabbe ogłosiła zakończenie kariery. Zamiast walczyć o powrót do formy po okresie zawieszenia, postanowiła powalczyć o swoje przed sądem. Jej zdaniem dwuletnia dyskwalifikacja nałożona przez IAAF była niesłuszna. W 1995 r. udowodniła przed sądem okręgowym w Monachium, że zawieszenie na okres ponad dwóch lat narusza prawo do wolności zawodowej. Domagała się odszkodowania (za utracone korzyści - brak premii za starty i zwycięstwa oraz brak pieniędzy od sponsorów), które ostatecznie udało się jej wywalczyć. Po długiej batalii sąd w Monachium w 2001 r. nakazał IAAF zapłatę 1,2 mln marek niemieckich odszkodowania (ok. 700 tys. euro).

Wygrana przed sądem i kolejny koszmar

Katrin podczas walki o odszkodowanie mogła liczyć na wsparcie Michaela Zimmermanna. Poznali się w 1993 r., zakochali w sobie. Starszy o siedem lat Michael pochodził z Westfalii, ale przeprowadził się dla Katrin do jej miasta, Neubrandenburga. W 1994 r. zawarli związek małżeński (była sprinterka od tego momentu używa podwójnego nazwiska Krabbe-Zimmermann), mają dwóch synów. Jej mąż uprawiał niegdyś wioślarstwo, był nawet wicemistrzem świata juniorów. Później rzucił jednak sport i skończył studia prawnicze. To on reprezentował Katrin w trakcie sądowej batalii.

Michael Zimmermann i Katrin Krabbe podczas walki Dariusza Michalczewskiego w Hamburgu w 1996 r. | Fot. Bongarts/Getty Images
Michael Zimmermann i Katrin Krabbe podczas walki Dariusza Michalczewskiego w Hamburgu w 1996 r. | Fot. Bongarts/Getty Images

Mogłoby się wydawać, że odszkodowanie, które im przyznano, zamknęło bolesny dla Krabbe okres. Nic bardziej mylnego. Okazało się bowiem, że koszmar dopiero się rozpoczynał. W 2008 r. małżeństwo zostało oskarżone o uchylanie się od opodatkowania. Pieniądze otrzymane z IAAF z tytułu utraconych korzyści miały zostać potraktowane jako dochód. Katrin i Michael nie zapłacili jednak od tej kwoty podatku (ok. 200 tys. euro). Mąż byłej sportsmenki został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu. Oboje mieli odprowadzić zaległy podatek, ale tej kwoty już nie posiadali.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O TRAGICZNEJ ŚMIERCI MĘŻA KRABBE, DOWIESZ SIĘ TAKŻE, NA CZYM POLEGA PRACA NIEMKI W HOSPICJUM
[nextpage]
- Krabbe jest bankrutem - rozpisywały się niemieckie media w 2009 r., gdy dwukrotna mistrzyni świata ogłosiła upadłość konsumencką. W przypadku jej męża sprawa miała tragiczne zakończenie. W grudniu 2014 r. sąd poinformował, że rozważy dalsze dodatkowe roszczenia wobec Michaela Zimmermanna. Pięć miesięcy później mężczyzna odebrał sobie życie. W lesie w miejscowości Neustrelitz znaleziono samochód, w którym znajdowały się zwłoki mężczyzny. Zimmermann przedawkował insulinę.

Była gwiazda sportu kilka miesięcy później opowiedziała o rodzinnej tragedii w programie telewizji SWR "Nachtcafe". - Od razu miałam niedobre przeczucia, gdy mój mąż nie wrócił do domu wieczorem. Nic mi nie powiedział. Napisałam mu wiadomość: "Gdzie jesteś?". Całą noc nie spałam, było mi zimno. To było takie nietypowe - mówiła Katrin Krabbe we wrześniu 2015 r.

Podkreśla, że jej mąż miał duże poczucie winy i wstydu po tym, jak oskarżono ich o uchylanie się od zapłacenia podatku. - Bardzo go to zmieniło. Nie potrafił o tym mówić. Gdy wyciągałam do niego rękę, nie podejmował jej. Nie zostawił też listu pożegnalnego - dodała Niemka. Najtrudniejszym momentem było dla niej poinformowanie synów - Bruno i Aarona (obaj są piłkarzami ręcznymi) - o śmierci ojca.

ZOBACZ WIDEO Himalaista Adam Bielecki marzy o zimowym wejściu na K2. "To wielkie wyzwanie"

"Towarzyszka w umieraniu"

Krabbe nie ma obecnie nic wspólnego ze sportem. Podkreśla, że nie brakuje jej sławy i statusu gwiazdy. Na co dzień pracuje w recepcji salonu samochodowego w Neubrandenburgu. Niedawno zaś podjęła się nowego zadania, które dla wielu osób wydaje się czymś ponad ich siły.

Pewnego dnia usłyszała słowa jednego z polityków, który opowiadał o pracy, jaką wykonuje w hospicjum. Nazajutrz zadzwoniła i zaoferowała pomoc. Ukończyła dziewięciomiesięczny kurs, uczęszczała na wykłady lekarzy i psychologów. Jest jedną z 35 wolontariuszek w "Hospicjum Trzech Króli". W języku niemieckim taka osoba nazywana jest "Sterbebegleiterin", czyli - w wolnym tłumaczeniu - "towarzyszka w umieraniu". Krabbe tego terminu nie lubi. - Jestem towarzyszką do życia - zaznacza.

Na czym polega jej praca? To zależy od osoby, którą w danym momencie się zajmuje. Zdarza się, że chodzi z chorymi na spacery. Albo po prostu wspólnie oglądają telewizję. Jednych potrzyma za rękę, innych pogładzi po głowie. Czasem opowie im dowcip, a czasem wysłucha cierpliwie ich historii o dawnych, pięknych czasach.

- Moim zadaniem jest przede wszystkim pomaganie chorym w przeżyciu przyjemnych chwil. Tak wielu, jak to możliwe - podkreśla Katrin Krabbe w rozmowie z "Bildem". - Jeżeli ludzie odchodzą z uśmiechem na ustach, to znaczy, że dobrze wykonałam swoją pracę - dodaje.

Twierdzi, że nieuleczalnie chorzy ludzie przed śmiercią często mówią jej jedno podobne zdanie. Żałują, że nie spędzili więcej czasu ze swoją rodziną. Katrin przyznaje, że wzięła to sobie do serca. - Mam silną rodzinę i wspaniałych przyjaciół. Czuję, że mam w sobie wiele siły i pokonam także tę górę - mówiła po samobójstwie męża.

Mimo wielu trudnych momentów w życiu, znów potrafi się uśmiechać. Od ubiegłego roku ma nowego partnera. To Bob Hanning, menedżer drużyny Fuechse Berlin i wiceprezydent niemieckiej federacji piłki ręcznej (DHB).

Źródło artykułu: