IAAF chce rewolucji. Ta decyzja zmieni historię lekkiej atletyki

Getty Images
Getty Images

Pomysł IAAF o wymazaniu rekordów świata sprzed 2005 roku wstrząsnął środowiskiem lekkoatletycznym. Nie brakuje opinii, że decyzja nie tylko zmieni historię, ale uderzy w czystych sportowców.

To byłaby wielka rewolucja w świecie sportu. Europejskie Stowarzyszenie Lekkoatletyczne (EA) chce anulować wszystkie rekordy Starego Kontynentu uzyskane przed 2005 rokiem. Projektem zainteresował się także IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Lekkoatletyczne), który chce pójść krok dalej i wymazać najlepsze wyniki na świecie.

Radykalne kroki władz królowej sportu spowodowane są wątpliwościami dotyczącymi osiągnięć zawodników z czasów, gdy kontrole antydopingowe były mało skuteczne, czyli ich zdaniem przed 2005 rokiem. Jeśli IAAF do tego doprowadzi, ważność stracą budzące wątpliwości rekordy sportowców z byłej NRD (choćby Marity Koch na 400 metrów), Jarmily Kratochwilowej na 800 metrów czy Florence Griffith-Joyner (100 i 200 metrów).

- Musimy odzyskać wiarygodność i zaufanie. To radykalna decyzja, ale całe środowisko jest zmęczone ciągłymi podejrzeniami i wątpliwościami wokół dawnych rekordów. Potrzebujemy tej akcji - argumentował nowy prezydent European Athletics Norweg Svein Arne Hansen. Wtórował mu prezydent IAAF Sebastian Coe. - To dobry krok w kierunku odzyskania wiarygodności - ocenił.

Problem w tym, że przy okazji swoje rekordy stracą sportowcy, którzy nigdy nie byli podejrzewani o stosowanie dopingu. Mike Powel (skok w dal), Sergiej Bubka (skok o tyczce), Kevin Yoyng (bieg na 400 m/p), Hicham El Guerrouj (bieg na 1500 m), Jan Żelezny (rzut oszczepem) czy Jonathan Edwards (trójskok). Legendy lekkiej atletyki zostałyby pozbawione rekordów tylko dlatego, że startowali w złych czasach.

ZOBACZ WIDEO Serie A: AS Roma wiceliderem, Edin Dzeko liderem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

To nie koniec. Od stycznia 2018 roku IAAF chce wprowadzenia odpowiednich kryteriów, które musiałyby zostać spełnione, aby rekord został uznany za obowiązujący:

- musi zostać uzyskany na zawodach, które spełniają najwyższe standardy techniczne
  - sportowiec musi mieć udokumentowaną historię badań dopingowych w miesiącach poprzedzających start
  - próbka do badań pobrana po uzyskaniu rekordu musi być przechowywana i dostępna do ponownych badań przez 10 lat

Najwięcej wątpliwości budzi ostatni podpunkt, bowiem możliwość przechowywania próbek (przez 10 lat) została stworzona dopiero w 2015 roku. Tym samym istnieje możliwość, że wykreślone zostałyby wyniki największego lekkoatlety ostatnich lat, niekwestionowanej gwiazdy tego sportu i ikony sprintu - Usaina Bolta, który rekordy na 100 i 200 metrów bił w 2009 roku na mistrzostwach świata w Berlinie  - informuje "Przegląd Sportowy".

Łącznie ważność straciłoby aż 146 najlepszych lekkoatletycznych wyników.

Nie trudno się domyślić, że plan IAAF podzielił środowisko. Wspomniany Mike Powell nie zostawia suchej nitki na władzach związku. - Nie ma to nic wspólnego z ideą fair play. Rozumiem, że są rekordy budzące podejrzenia. Dlaczego jednak uderza się w sportowców, którzy zawsze byli czyści, tak jak ja? Już skontaktowałem się ze swoim prawnikiem - powiedział rekordzista świata w skoku w dal, który nie zamierza łatwo oddawać swojego wyniku.

- Musimy walczyć z próbami przekrętów. Jednak nie rozumiem, jak wykreślenie rekordów ma w tym pomóc. Nie wierzę, że obecne procedury antydopingowe są lepsze niż te, sprzed kilkunastu lat. Naprawdę ktoś uważa, że rekord z 2015 jest czystszy od tego z 1995 roku? Czuję się pokrzywdzona, a ta decyzja krzywdzi mnie i mój wizerunek - grzmiała z kolei rekordzistka świata w maratonie Paula Radcliffe.

Wątpliwości mają także byłe gwiazdy polskiej lekkoatletyki. Były medalista igrzysk olimpijskich w skoku wzwyż Artur Partyka uważa, że prawo nie może działać wstecz. - Sebastianowi Coe i IAAF zależy na tym, by uatrakcyjnić lekkoatletykę, ale takie pomysły są krzywdzące. Wykreślenie rekordów może być trudne do uzasadnienia. Niektórzy rekordziści mogliby pójść do sądu - ocenił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

- To dla mnie totalne nieporozumienie. Dlaczego IAAF i EC nie zajmą się sprawami prostszymi, które wymagają jedynie podpisu jednego dokumentu, tak jak choćby w przypadku możliwości startu Caster Semenyi i jej koleżanek? Do tego wystarczy jedno zebranie - przekonywał na antenie TVP Sport były mistrz olimpijski w skoku wzwyż Jacek Wszoła.

- Wszyscy zostaną wrzuceni do jednego worka. Ktoś pomyśli, że wszyscy do jakiegoś ustalonego roku brali doping, nawet Jesse Owens czy Irena Szewińska. Co szefowie federacji zrobią za kilka lat, jeśli się okaże, że współcześnie bite rekordy też padają na dopingu? Przecież teraz on jest jeszcze bardziej popularny niż kiedyś - ocenił słusznie Władysław Kozakiewicz, były mistrz olimpijski w skoku o tyczce.

Trudno się jednak spodziewać, by działacze brali pod uwagę zdanie sportowców. Svein Arne Hansen chce oczyścić królową sportu od podejrzeń i nie chce tracić czasu. Projekt wymazania rekordów świata i Europy ma być dyskutowany już podczas sierpniowego posiedzenia Rady IAAF.

Tymczasem dopingowy cień padł kilka dni temu właśnie na Hansena. Norweg został oskarżony, że w latach 80-tych i 90-tych wielokrotnie tuszował dopingowe wpadki podczas prestiżowego mityngu Bislett Games, którego był dyrektorem. Miał też płacić zawodnikom, za poddanie się badaniom i zapełnienia tym samym listy  kontrolowanych, aby ukryć doping u innych. Sam zainteresowany nie odniósł się do tych zarzutów.

Komentarze (0)